Kałębnica - leśniczówka pięknie położona nad jeziorem Słone w gminie Osiek. Od trzech lat mieszka tu leśniczy Rafał Kępczyński z żoną Eweliną. Rafał, młody, energiczny człowiek, pochodzi z Brodnicy. Jego żona z niedalekiej Kościelnej Jani, gmina Smętowo. Od niedawna oboje prowadzą azyl dla zwierząt leśnych, które uległy wypadkom bądź udomowiły się na skutek nierozważnego postępowania ludzi i trudno im wrócić do lasu. Opieka nad tymi zwierzętami jest ich pasją. Na pytanie, skąd się ta pasja wzięła, Ewelina odpowiada, że jako dziecko chciała mieć dużo psów. A Rafał? Leśniczy zastanawia się przez chwilę...
. Też to się ukształtowało w młodym wieku. Ojciec jeździł na polowania, a on mu towarzyszył. Zainteresował się wtedy przyrodą i myślistwem. Potem uczył się w Technikum Leśnym w Tucholi. Tam, w piątej klasie, prysło dziecięce wyobrażenie o romantyzmie zawodu leśniczego. Z technikum wielu poszło do policji czy wojska. Rafał wybrał jednak las. W szkole zdobył dodatkowe umiejętności. W kole zainteresowań nauczył się preparować zwierzęta, co później się przydało. Po szkole pracował w Markocinie jako podleśniczy. Ludzie, kiedy dowiedzieli się o jego umiejętnościach, przynosili mu zwierzęta do preparowania. Niektóre, potrącone przez samochody (90 procent rannych lub zabitych drobnych zwierząt - borsuki, jeże, lisy, kuny - to ofiary wypadków samochodowych), skoszone przez kosiarki jeszcze żyły. Próbował je uratować. Nieraz się udawało. Wyleczone zwierzęta wracały na łono natury.
Balbina przyszła z nimi
Dzisiaj łaciata Balbina jest dorosłą lochą. Rafał znalazł ją porzuconą wraz z dwojgiem rodzeństwa. Jeden mały już nie żył, brat wkrótce zdechł. Balbina miała ze trzy dni, jak ją wziął. Zamieszkała w kuchni. Co dwie godziny przychodziła po jedzenie. Zaczynała punktualnie o 4 rano od skrobania do drzwi. Była wymagająca jak dziecko. Na marginesie - zwierzęta mają różne gusta kulinarne. Leśnikom znana jest historia pana C., który woził dzika na tylnym siedzeniu poloneza i który z upodobaniem żarł chleb z pasztetówką i pił wodę z sokiem. Rafał i Ewelina przyjechali do Kałębnicy z Balbiną. Podobnie jak w Markocinie ludzie zaczęli przynosić ranne zwierzęta.
Rafał, przy pomocy tutejszych życzliwych mieszkańców, zbudował wybieg dla dzików. Z cieniem i wodą. Idealnie. Były różne głosy. Generalnie ludzie są przeciwni przetrzymywaniu dzikich zwierząt, i dobrze. Niektórzy mówili, że leśniczy sobie prywatnie hoduję dziki. Zarzut poważny. W myśl naszego prawa jedynymi dziko żyjącymi zwierzętami, które można przetrzymywać, są ptaki. Pomijając specyficzne miejsca, gdzie przetrzymuje się zwierzęta do rozmnażania, by zasilały łowiska. Rafał od niedawna ma zgodę starosty - prowadzi azyl. Idea główna - oddać zwierzęta naturze albo w miejsce, gdzie będą miały lepsze warunki. Leśniczy wymienia te już oddane: czapla siwa - spadła z gniazda, zające, lisy, trzy dziki wyszły na wolność. Albo te, które odda. Kozioł i młode do zoo, rogacz dorosły, koźlę męskie, cielak (młode jelenia)...
Ptychu
Ptychu został złapany przez pewnego rolnika jako warchlak. Był hodowany w pomieszczeniu dla świń. Wybieg metr na dwa. Dzika świnia w warunkach zwykłej świni - można sobie wyobrazić. Całe nogi - tak go zobaczył Rafał - miał w gnoju. Kupił go w swoim ogrodzeniu. Tak więc Ptychu i Balbina zamieszkali razem. Wiadomo, co z wyszło. Bara, bara i zrobiło się pięć młodych. Trzy już zostały wypuszczone. Dwa słabsze zostały na miejscu. Teraz w sumie mieszka w azylu pięć dorosłych dzików. Obok inna zwierzyna. Dorosły samiec sarny - rogacz. Nie boi się ludzi. Mały koźlak od sarny i cielak jelenia. Ten ostatni, wzięty bezmyślnie z lasu. Wiadomo, dzika zwierzyna zawsze fascynowała ludzi. W lesie jest jakby cieniem, a ludzie chcą złapać, dotknąć, udomowić.
W azylu przeważnie żyją zwierzęta, dla których hasło "minimalny kontakt z ludźmi" jest już nieaktualne. Miały w dzieciństwie tego kontaktu za dużo. Ludzie, biorąc zwierzęta, zabijają w nich instynkt przetrwania. U ludzie mają jedzenie, wodę, bezpieczeństwo, luksus. Zwierzęta doskonale o tym wiedzą. Zainteresowanie azylem jest spore. Odwiedza je około pięćdziesiąt osób dziennie. Jak w zoo. Leśniczy nie zdawał sobie sprawy, że to będzie dla nich aż takie obciążenie. Cała ta zwierzyna, te cielaki, to pije mleko. I pożera worek zboża w tydzień.. "Ja sobie prywatnie hoduję dziki" - mówi Rafał z irytacją w głosie, odpowiadając jakby na zarzuty. Niektóre dziki mają u niego dożywocie - stwierdza. Chyba że ktoś miałby większy wybieg, ale warunek - nie prywatnie. Jeleń powędruje do Myślęcinka - podmiejskiego zoo Bydgoszczy.
Mnóstwo niespodzianek
Obejście Rafała i Eweliny to miejsce z mnóstwem niespodzianek. Przepiórki domowe w akwarium w domu, jenoty w klatce (samica z hodowli), sarny, jeleń, kozy alpejskie, konie wierzchowe - angielskiej krwi i konik polski, bażanty, rozmaite kury - rajskie, holenderskie. Kozy spod Brodnicy. Kozioł, inaczej cap, wygląda imponująco. Pożywia się tuż nad brzegiem jeziora, w cieniu olch, przy pachnącej kępie mięty. Skąd się tu wziął? Facet miał trzydzieści kóz. Zaczęły go to denerwować, chciał wyrżnąć.
W domu na ścianie pudełko z owadami - rohatyńce, królowej paź. Rafał ma duszę myśliwego, łowcy, zbieracza, siostry miłosierdzia i hodowcy. Dziwny to zestaw rzeczowników. Jakby sprzeczny. Rafał lubi zwłaszcza bażanty. Jak pięknie tokuje kogut. Zbudował duża wojlerę, chciałby jeszcze większą, ale nie wie, czy warto inwestować w wielkie przedsięwzięcie. Leśniczy jest zawsze na placówce, jak żołnierz albo jak ksiądz. Spoglądamy na wybieg dla koni. Ech, konie, konie. Jednak ze zwierząt są najpiękniejsze - pomijając ludzi oczywiście. Na koniach amazonki. Wdzięcznie podskakują. Tu można pojeździć konno w pięknym plenerze. . Azyl staje się znany. Ostatnio Rafał miał telefon z Łodzi. Ktoś ma małego dzika i nie bardzo wie, co z nim zrobić. .
Tadeusz Majewski - Tygodnik Kociewski, lipiec 2000 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz