niedziela, 18 października 2015

MARTYNA DREWCZYŃSKA. Właśnie na tym polega sekret jazdy konnej - na zaufaniu


"Jeśli będziesz postępował tak jakbyś miał 15 minut, stracisz cały dzień. Jeżeli natomiast

będziesz postępował tak jakbyś miał cały dzień, osiągniesz cel po 15 minutach ‘"
p { margin-bottom: 0.21cm; direction: ltr; color: rgb(0, 0, 10); line-height: 120%; text-align: left; }p.western { font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; }p.cjk { font-family: "Andale Sans UI"; font-size: 12pt; }p.ctl { font-family: "Tahoma"; font-size: 12pt; }

Budzę się rano i wyglądam przez okno. Nie zapowiada się ciepły dzień, ale trudno. Raz się żyje! Ubieram się, jem śniadanie, pakuję się i ruszam do mojego "drugiego domu".

Około pół godziny później jestem już na miejscu. Pierwsze co robię, to głęboko oddycham, upajając się zapachem lasu i koni.

Biorę swoje rzeczy i ruszam do siodlarni, gdzie czeka już na mnie koleżanka, Sabina, oraz pani instruktor, Łucja. Siadam na krześle, aby chwilę odpocząć, rozglądając się po miejscu tak dobrze mi znanym. Czuję lekkie ukłucie radości, które po kilku chwilach przepełnia całe moje ciało.

Zabieram uwiąz i ruszam po karego wałacha, na którym mam mieć dziś jazdę. Jak zawsze trzeba go najpierw ustawić, ale po kilku minutach idzie grzecznie. Przywiązuję go, biorę szczotki i zaczynam go czyścić. Uwielbiałam to zajęcie. Mogę przy nim całkowicie odpłynąć, zapomnieć o wszystkim. W tych chwilach liczy się tylko koń i ja. Jednak po 15 minutach siłą rzeczy muszę się oderwać i zająć przygotowaniem siebie. W tej samej chwili, gdy ja się przebieram, pani Łucja siodła i okiełznuje Hadesa.

Rozglądam się w poszukiwaniu Sabiny. Jest już gotowa i siedzi na swoim koniu, Tarce. Podchodzę do Karego i szybkim, zwinnym ruchem wsiadam na niego. Mocnym, zdecydowanym szturchnięciem łydki ruszam go i idziemy na maneż. W tym momencie widzę już świat w różowych kolorach. Zapominam o wszystkim, zatrzymuję w biegu, nie myślę o tym, co było i co będzie. Żyję chwilą obecną. Na tych kilkanaście minut jestem wyrwana z szarości dnia codziennego i mogę wreszcie głęboko odetchnąć. Poczuć się sobą. Nauczyć wyrozumiałości, cierpliwości, pokory i szacunku do zwierzęcia, które nie ocenia mnie po wyglądzie ani nawet charakterze. Potrafi zrozumieć, wysłuchać i pocieszyć na swój sposób. Zajrzeć głęboko w serce. A po długiej wędrówce, wielu zakrętach i przeszkodach, zaufać. Właśnie na tym polega sekret jazdy konnej - na zaufaniu. Na tej harmonii pomiędzy jeźdźcem a koniem. Na zapanowaniu nad zwierzęciem, które jest wiele razy silniejsze od ciebie.

- Nie boisz się koni? - spytała mnie kiedyś jedna z koleżanek, Daria.

- Boję, ale staram się tego nie okazywać. Konie potrafią wyczuć mój strach z odległości 300 metrów - odpowiedziałam.

- Dlaczego więc jeździsz, skoro się ich boisz?

- Dlatego samego powodu, dla którego ty oddychasz."

- Nie boisz się, że ten koń cię ugryzie albo kopnie? Albo zrzuci?

- Nie. Jeżeli tak się stanie, to następnym razem będę bardziej go słuchała.

- Słuchała? Przecież konie nie mówią!

- Dobry trener słyszy, gdy koń do niego mówi. Wielki słyszy nawet jego szept, a mały nie słyszy nawet jego krzyku.

- Jazda konna to tylko siedzenie w siodle

- Dla ciebie. Dla mnie to pięta w dole, noga za popręg, palce do konia, wyprostowanie się, rozluźnienie się, nie szarpanie konia za wodze itp. ...



Trening jak zawsze zaczyna się od 10-minutowego rozluźnienia konia. Kilka wolt, slalomów i zmian kierunku. Następnie kłus anglezowany bez strzemion, abym i ja mogła się rozluźnić. Skupiam całą swoją uwagę na tym, co robię i popędzam Hadesa za każdym razem, gdy tylko zwalnia. A kiedy to nie pomaga, używam innej pomocy. Po kilku kółkach przechodzę do stępa i delikatnie klepię konia po szyi jako nagrodę. Mam teraz chwilę, żeby zregenerować siły. Rozglądam się w poszukiwaniu Sabiny, która jak się okazuje, kłusuje przez drążki. Zmieniam kierunek i patrzę na panią instruktor, która pokazuje narożnik naprzeciwko i kiwa głową. Odpowiadam tym samym skinięciem i popędzam Hadesa. Jadę kłusem ćwiczebnym do wskazanego przez panią Łucję narożnika. Tam oddaję jeszcze więcej siły poprzez silne działanie łydką wewnętrzną i stanowczym głosem mówię "galop"". Hades nie od razu reaguje, ale po ponownym powtórzeniu tych samych sygnałów, udaje mi się zagalopować. Teraz skupiam się na działaniu łydką, wypychaniem bioder i przyklejeniu się do siodła.




Galopujemy przez chwilę. W tym czasie wypadło mi również strzemię i próbuję je odnaleźć, ale zamiast tego czuję tylko, jak Hades gwałtownie skręca, a ja wypadam z siodła i ląduję na ziemi. Szybko się podnoszę i niezrażona łapię konia. Próbuję uspokoić rozszalałe serce. Po kilku głębokich wdechach udaje mi się to i dopiero wtedy otrzepuję się i wsiadam. Ruszam stępem, potem kłusem anglezowanym. Na koniec w tym samym narożniku daję sygnały i ruszamy galopem. Tym razem opieram się na strzemionach, ale dalej latam w siodle i po kółku jestem totalnie zmęczona. Przechodzę do kłusu wysiadywanego, a w następnym narożniku do stępa. Klepię delikatnie konia po szyi. Pani instruktor kiwa głową i pokazuje na niewidzialny zegarek na ręku. Rozumiem ten gest i potakuję głową, a następnie oddaję Hadesowi wodze i rozglądam się w poszukiwaniu Sabiny. Staję na chwilę, aby mogła mnie dogonić. Kiedy już do mnie dojeżdża, rozmawiamy przez chwilę, cały czas stępując konie. Następnie wyjeżdżamy z maneżu, przypinamy konie i rozsiodłujemy je. Zabieram koc i przykrywam Hadesa. Patrzę na zegarek. Mam jeszcze koło dwóch godzin, zanim będę musiała jechać do domu. Zabieram się więc za pomoc w stajni. Sprzątam w boksach, myję poidła i wlewam do nich świeżej wody. Pomagam pani w przygotowaniu koni do jazdy. Zaczyna się ściemniać. Zbieram swoje rzeczy, żegnam się z końmi i rozglądam po stajni. W zachodzącym słońcu to miejsce wydaje się magiczne. Patrzę za konie pasące się łące. Widok jest przepiękny. Jest tak miło, tak inaczej. Chciałabym, żeby ta chwila pozostała już na zawsze. Jednak czas leci, słońce zachodzi, a ja muszę jeszcze dojechać do domu. Z dziwnym żalem ostatni raz przyglądam się koniom, budynkom, lasom i łąkom. Wsiadam na rower i odjeżdżam, zapamiętując ten wspaniały widok i słowa Sabiny wypowiedziane, gdy po raz pierwszy tu przyjechałam: " Nigdy nie jest za późno, żeby nauczyć się jeździć. Jeśli to pokochasz, to jazda będzie dla ciebie czymś niepotrzebnym. Ważny będzie czas i serce jakie włożysz w pracę z nim. Nie sztuką jest kochać konia, sztuką jest sprawić, by koń pokochał ciebie ‘" .


Martyna Drewczyńska (14 l.)

Fot. Nikola Drewczyńska (12 l.)

Uczestniczki koła dziennikarskiego w GOK Kaliska - OPP Starogard Gd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz