poniedziałek, 5 października 2015

SPOTKANIA Z ZABYTKAMI. Mur lang idzie

Dom własnościowy przy ulicy Szkolnej w Skarszewach, w którym mieszkają dwie rodziny Rusów, tak naprawdę do nich w całości nie należy. Z prostej analizy wynika, że należy do nich jedna ściana (ta od strony rynku) i stropy.






Pozostałe ściany to szeroki jak hipopotam mur gotycki (pozostałość baszty), z którym Rusowie nie mogą nic zrobić - nawet jak wielkie cegły tego muru będą im spadać podczas kąpieli na łeb do wanny. A nie mogą nic zrobić, bo mur, wiadomo, jest pod opieką Konserwatora Zabytków

Mur lang idzie
Do Bronisławy Ruś, mieszkającej na piętrze tego osobliwego domostwa, wchodzi się po stromych, drewnianych, chybotliwych schodach — bynajmniej nie średniowiecznych (te byłyby solidniejsze).
- Ja już wandrowałam wszendzie - wyjaśnia swoje pochodzenie Bronisława Ruś. - Wcześniej mnieszkałam w Czarnocinie, najprzód przed tym wcześniej to na zachodzie, pod Szczecinkiem. Ponad 20 lat temu kupilim my to mieszkanie i tu somy. Dlaczego. Dlaczego akurat to? Bo najtańsze było - delim za to 600 za przeszłe pieniądze (z 60 zł na nowe). Czy aby na pewno to jest pani własność? - pytam, bo nie che mi się wierzyć, że ktoś sprzedawał taki dziwaczny dom.


To dziwaczne domostwo budzi duże zainteresowanie turystów


- To jest moje, to całe mam moje - upiera się pani Bronisława. - Ten gotycki mur jest mój, eno ja nie mogą go reparować. Ja nic z tym nie mogą. A lang te mury ido... Co znaczy "lang"? Ano, że według (wzdłuż - red.) tej kuchni, potem łazienki i komórki (z oględzinami komórki jest najgorzej, bo siedzi w niej Perła - mały, bojowy kundelek - red.).
Po dokładnej penetracji mieszkania na pierwszym piętrze wychodzi nam, że mur gotycki "lang" zamyka z trzech stron cale mieszkanie, mierzące niecałe 2 metry wysokości. A jak się mieszka? Są jakieś problemy? - Mnie się dobrze mieszka. Jest tylko zimno tam, z komory. - Tu była kiedyś jakaś baszta z XIV wieku - wtrąca Janina Ruś, mieszkająca na parterze. - Na dole jest wejście do piwnicy, do podziemnego korytarza, który u nas się otwiera i chyba idzie do kościoła. Generalnie to żaden architekt, konserwator zabytków, historyk sztuki czy ktoś tam podobny tu nigdy nie był - mówią Rusowie. Chociaż... chociaż? Raz jacyś "od zabytków" byli, bo ciekło (i cieknie) w łazience. Przyszli, bo to cieknięcie zostało zgłoszone do urzędu.


Janina Rus pokazuje komórkę przy gotyckim murze, skąd idzie najwięcej zimna


- Przyszli, sprawdzali i powiedzieli, że na takie coś nie mają funduszu. Ot, tyle... - mówi Janina, - Woda cieknie od strony tego muru - dodaje pani Bronisława. - Z tego zabytku to nic nie ma, ino same kłopoty - mówią obie panie. - Chociażby się urobił. Kłopot, jak mąż Janiny dobudował schody na piętro. Wtedy to się przyczepili. Bronisława Ruś: - Dachówki są miszmasz porobione, spadać spadają. Albo tu w kuchni też blachę podkładani, bo cieknie. Oni mieli mnie dość w urzędzie, jak zgłaszałam.
Rusowie wiele nie chcą. Właściwie to nic nie chcą. Jest jak jest. Może tylko to, żeby im naprawili te mury. W końcu to "choć" niby ich, ale wcale nie ich. W akcie notarialnym chyba jednak tego muru jako własności nie ma.

Po drugiej stronie tej części gotyckiego muru jest łazienka.


Teraz obie panie mówią jedna przez drugą. - Nasz urząd, jak już festyny robi, to mógłby jeden (dochód z festynu - red.) przeznaczyć na mur. Albo na ten fragment ulicy, bo przed domem po deszczu woda stoi. - Wszędzie robią, tylko u nas nic. - Ten mur powinien być ozdobą Skarszew. Mogliby z tego zrobić basztę. Już teraz nawet, jak my tu mieszkamy, to wielkie zainteresowanie jest. Ludzie przychodzą, oglądają... No, tak do domu to my nie wpuszczamy. Ożywiają się na sugestię - co by było, gdyby tak gmina dała im nowoczesne mieszkanie w zamian za ten ich dom. Marzenie... Tadeusz Majewski


Janina Rus: "Dachówki są miszmasz porobione, spadać spadają..."
TYGODNIK KOCIEWSKI, 2002 R.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz