Gospodarstwo ekologiczne Reginy i Mirosława Umerskich leży przy ul. Dworcowej i na Suchym Bagnie. Umerscy mieszkają przy ul. Dworcowej, w domu zbudowanym przez Jana Umerskiego.
Rodzina
- Mieszkaliśmy po połowie - mówi pan Mirosław. - Czułem się nieswojo, bo ten dom wybudowali rodzice. Ale ojciec nie widział problemu. Powiedział nawet, że jak rodzina będzie się nam rozrastać, to oni pójdą na stary domek. I tak się stało.
Jan Umerski znany jest jako przedsiębiorca zajmujący się usługami transportowymi, a obecnie budową dróg gruntowych.
- Ma 73 lata, a biega szybciej od nas. To inne pokolenie - zauważa gospodarz.
Umerscy doczekali się czworo dzieci. Marlena w przeddzień naszej rozmowy została magistrem inżynierem biotechnologii w Bydgoszczy i studiuje jeszcze ochronę środowiska; Mirosława trzeci rok studiuje na UMK fizykę techniczną i wojskoznawstwo, nowy kierunek, na którym kształcą przyszłych pracowników do służb mundurowych (dziewczyna poszła na ochotnika do wojska, ale na okres studiów odroczyli jej służbę, a niedawno miała praktyki w Policji w Starogardzie); Kornelia - imię po mieszkającej we Franku babci Szczepańskiej - chodzi do II klasy liceum w Starogardzie; Radosław uczy się w I klasie gimnazjum w Zblewie i żywo interesuje się gospodarstwem.
Certyfikat
Pan Mirosław w 1985 r. ukończył szkołę w Owidzu i został technikiem rolnikiem. Jedyne w gminie Zblewo certyfikowane gospodarstwo ekologiczne prowadzi od prawie 10 lat.
Certyfikat to nie byle co.
- Co roku mamy kontrolę ekologiczną - opowiada. - Sprawdzają, czy mamy to, co deklarowaliśmy mieć. Na przykład w 2013 r. 5000 sztuk jaj, topinambur - 100 (rośnie jak perz, są dwie odmiany jadalne i cztery pastewne dla zwierząt), mleko kozie - 400 l, mleko krowie - 2500 l, ziemniaki - 10 t, żyto - 2 t, bydło opasowe - 1 sztuka, krowa - 1 sztuka... Na czym polega idea takiego gospodarstwa? Mówiono o tym w piątek na Targach Żywności Ekologicznej w Łodzi. Otóż takie gospodarstwo to nie produkcja, a styl życia, to podejście do świata, którego nie zatruwamy. Tu, w tym regonie, już na początku lat 90. były projekty produkcji zdrowej żywności. Nawet we Franku powstał sklep. Potem zdobywałem coraz więcej wiedzy. Pojechałem do Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Przysieku pod Toruniem na kursy ekologiczne. Koordynował to doktor Budzyński z Gdańska. Jedliśmy orkisz i widzieliśmy, jak był tam uprawiany. Widzieliśmy też proso. To bardzo stare zboża. Znaleźli je archeolodzy w Biskupinie badając miejsca, gdzie stały latryny. My sprowadziliśmy orkisz z Niemiec, a przecież był uprawiany tutaj przed wojną. Od Babalskich, teraz potentatów w świecie ekologii, kupiłem raz makaron ekologiczny, czarny, z otrębami. Gdy się go jadło, czuło się, jak ta otręba drapie. Te stare zboża i stare potrawy dobrze działają na przemianę materii.
Czy tylko kwestia pieniędzy?
Nieraz rozmawiam z producentami. Mówią mi na przykład, że uprawa ziemniaków to tylko kwestia pieniędzy. Liczby pozornie są za nimi. My z gospodarstwa ekologicznego otrzymujemy mniejsze plony - ziemniaki około 2 t, oni 4, żyta tak samo. Tylko że oni muszą pryskać na chwasty, na jakieś grzyby, na robactwo, bo różne rzeczy się zdarzają. Chodzą, chodzą i sprawdzają, i - o, jest, jakiś przędziołek. Mają dwa razy więcej, ale gdyby wszystko policzyli, to nie wiem, co pokazałyby liczby w porównaniu. Do tego od stresów serce na wykończeniu, a po opryskach różne choroby i szpital. Dwa razy więcej, ale jak się policzy te wszystkie opryski, nawozy chemiczne, których my w ekologii nie używamy, to ten rachunek jest zupełnie inny. My nie używamy agresywnej chemii, na przykład na ziemniaka dajemy środek miedzian, miedź sproszkowaną, nawozy potasowe, wapniowe, ale ze skał. A w rolnictwie chemicznym nawozy azotowe (najgorsze), fosforowe i inne są półproduktem od czegoś.
Życie dla siebie
Widać jeszcze gdzieniegdzie ścierniska. Może pan zauważył, że robią się koloru brąz, wchodzący w żółtawy. Widać, że to coś nienaturalnego. Te ścierniska u góry są martwe. Jeżeli są martwe, to i zwierzątka nie żyją. Ścierniska powinny być - z ekologicznego punktu widzenia - uprawiane systemem agrotechnicznym, mechanicznie.
Trzeba było to, tę ekologię, poczuć i "załapać". Gospodarstwo ekologiczne owszem prowadzi się dla zdrowia, ale to prawda, jak pan zauważył, troszeczkę jest się filozofem. Gdy wychodzę na dwór, na ulicę, i widzę, jak to wszystko gna do przodu, to się zastanawiam, czy to się nie zatrzyma, nie udusi samo przez siebie. Nie chcę obrażać ani pouczać, ale ludzie robią wszystko tak, jakby żyli tylko dla siebie.
W zamrażarce
Jeśli się posiada taki kwitek z międzynarodowym numerem ewidencyjnym i z napisem "wyżej wymieniony podał się kontroli", to tę żywność może sprzedawać wszędzie, w Polsce i w UE..
Małżonka jest szefową domowej kuchni. Ma wszystko, co sobie zażyczy. Mówi tylko przynieś mi to i to.
- I co pani ma w zamrażarce?
- Mam w zamrażarce świeżą cielęcinkę, gęsinkę, kury, koziołka, kaczki, karpie - ze stawku (w stawku są też karasie, płoć). Ryby muszą być świeże, zamrożone nie mają smaku. Tak samo rośliny - w okresie wegetacji muszą być wszystkie świeże. Zimą mamy w przechowalni... Niech pan posmakuje tego topinambura. Polecają tym, którzy mają problemy z cukrem. Topinambur zawiera dużo witaminy C i stąd jest nazywany cytryną północy.
- Dlaczego ten topinambur mnie tak rajcuje. Byliśmy ze 3 lata temu na targach w Norymberdze i go poznałem. A pod Berlinem pewien rolnik prowadzi duże gospodarstwo ekologiczne i ma przetwórnię soków. Rozmawialiśmy i rozmawialiśmy. Film mam, ale nie w tej kamerze. Częstował sokiem z topinambura, rokitnika i czarnego bzu. Rokitnik, czarny bez - też chciałbym uprawiać.
PRZEJDŹ DO CZĘŚCI 2
Opublikowano 27.10.2013 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz