piątek, 16 października 2015

Niemka Stefania von Schmude jedzie tirem przez czarną noc stanu wojennego i jeszcze dalej!


Niedawno otrzymałem maila od dra Tomasza Szwedy:

"Zajmuję się genealogią i od jakiegoś czasu chciałem się z Panem skontaktować. Właśnie spotkałem się z ciekawą osobą związaną z Kociewiem i nie tylko. Stefania von Schmude, Niemka urodzona w Żyrardowie w 1931r., mieszka w Waltop Niemcy. Nieżyjący mąż Zygmunt von Schmude, urodził się w Pionkach (Nowy Bukowiec gm. Skórcz - T.M.) w 1926 r.

W czasie stanu wojennego Stefania zaopatrywała polskie szpitale, m.in. w Starogardzie Gdański, w różnego rodzaju leki, materace, wózki, sama organizowała transport i przywoziła tirami. Teraz przyjechała z Niemiec samochodem i mieszka u rodziny w Wielkim Bukowcu (o rzut beretem od Pionków, czyli Nowego Bukowca - T.M.). Posiada pamiętnik z 1803 r. i różne dokumenty, w które będę się wgłębiał. Pomyślałem, że byłby to dobry materiał na reportaż. Pozdrawiam."

Elektryzujące!
Spotkaliśmy się dzisiaj o godz. 15 w świetlicy wiejskiej w budynku OSP w Wielkim Bukowcu. Okazało się, że pani Stefania pięknie mówi po polsku, używając np. wyrazu "najsamprzód".
Oto fragmenty zapisu, jaki zrobiłem.

"Pod koniec lat 70. przyjechałam z Niemiec do Żyrardowa, żeby zobaczyć mieszkanie przy ul. Chopina, gdzie mieszkałam w dzieciństwie. Odniosłam wówczas straszne wrażenie. Nie było gdzie się umyć, nie było łazienek, nie było pryszniców. Ale goszczący mnie ludzie podstawiali miskę ciepłej wody. Do ubikacji za stodołą szłyśmy w nocy trzymając się ze strachu za ręce. Do tego w kucki. Powiedziałam sobie, że już nigdy więcej tu nie przyjadę i... przyjechałam po 2 latach. Przecież ci ludzie tak wspaniale mnie gościli i okazali mnóstwo sympatii. Za drugim razem tego wszystkiego, tych niedogodności już nie dostrzegałam. Język polski dobrze znam, gdyż mama uczyła mnie do samej śmierci, powtarzając: "Dziecko, góra z górą się nie zejdzie, ale co ciebie czeka, nie wiadomo".
W 1951 r. na imprezie Gurkenfest poznałam Zygmunta Paula von Schmude, który przyjechał z Pionków. Jego tata, Paul Leopold von Schmude, geburstag 1902 w Hoch-Stublau (Zblewo).
Podczas Gurkenfest zaloty były po niemiecku, a potem się dogadaliśmy, że oboje mówimy po polsku. Ślub wzięliśmy w 1954 roku.
W lutym 1982 r., na początku stanu wojennego, zorganizowałam pierwszy transport z pomocą medyczną. Miałam sklep i półciężarówkę forda, więc to nie było takie trudne... Dlaczego to zrobiłam? Z sympatii. U nas, w Niemczech, każdy sobie żył dla siebie sobie, a tu można było porozmawiać.
Ten pierwszy raz w Polsce zaczym ("zaczym" - w sensie: zanim - T.M.) dojechałam do Żyrardowa, byłam 7 razy kontrolowana. Potem jeździłam już tirami. Każdy transport przygotowywałam około 3 miesiące. Każdy z nich musiałam sama finansować. Nie umiem dziś powiedzieć, ile tych transportów było, ale na pewno więcej niż 30 w ciągu dziesięciu lat. Wybierałam różne miasta, między innymi kilka razy Starogard Gdański. Przywoziłam łóżka, kroplówki, materace. Ministerstwo zdrowia dało mi wolną rękę co do wyboru, gdzie mogę to zawieźć. Dali też pismo - załatwił pewien pułkownik (oni też byli ludźmi) - które pokazywałam na stacjach benzynowych. Informowało, że każdy CPN ma mi sprzedać za złotówki paliwo, a nie, jak sprzedawali, za walutę. Zdumieni pracownicy stacji patrzyli na mnie jak na świętą.
Po śmierci męża zawsze chciałam przyjechać do jego rodziny, do Pionków. Do teściowej. I przyjeżdżałam. I teraz też tu jestem. Stąd jadę do Warszawy... Tak, ten pamiętnik jest dla mnie bezcenny..."

Więc spotkaliśmy się dziś w świetlicy remizy strażackiej w Wielkim Bukowcu. Doktor Tomasz Szweda, jak się zorientowałem, wybitny genealog oraz jego przyjaciel Tomasz Mazurowski fotografowali dokumenty pani Stefanii, a ja pytałem tę niezwykłą kobietę o pogodnej twarzy o rozmaite szczegóły. Najważniejszym dokumentem dla doktora Tomasza i dla mnie był pamiętnik zapisany w trzech językach: niemieckim polskim i francuskim z najwcześniejszą datą 1803 r. Jego autor, co wynika z jakiegoś fragmentu, był na wojnie napoleońskiej. Najbardziej nas ciekawiło, czy autorem pamiętnika był ktoś z rodziny Stefanii z Żyrardowa, czy z rodziny Paula Leopolda von Schmude ze Zblewa. Okazało się, że to drugie.
Dr Tomasz zapewne zgrał już zdjęcia pamiętnika oraz innych dokumentów na twardy dysk swojego komputera. Ma także, co mi pokazywał, ogromną bazę drzew genealogicznych. W Wielkim Bukowcu pokazywał pani Stefanii na monitorze laptopa drzewo rodziny von Schmude.
Umówiliśmy się na następne spotkanie. Po odczytaniu pamiętnika oraz zdobyciu informacji uzupełniających rzeczywiście może powstać interesujący, a może nawet sensacyjny reportaż. Zapewne i Was ciekawi, o czym pisał któryś tam von Schmude ze Zblewa w pamiętniku z 1803 roku. Inna sprawa, że równie interesujące mogą być szczegóły ponad 30 transportów pani Stefanii von Schmude. Tematów tu jest sporo. A może najbardziej interesujące jest to, dlaczego dr med. rekonstruuje tysiące drzew genealogicznych w poszukiwaniu punktów stycznych ich gałązek. Wybierajcie!

Jeszcze raz dziękuję, Panie Doktorze.

Tadeusz Majewski


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz