środa, 25 lutego 2004

Jerzy Fiałek. Lubichowo. O sytuacji w szkołach

Przy obecnych tendencjach demograficznych zwlekanie z dramatyczną racjonalizacją sieci szkół pogorszy sytuację życiową mieszkańców całej gminy. Przy przewidywanych tendencjach demograficznych w niektórych gminach pojawi się problem, co zrobić z pustymi szkołami

Niż dzieci,
wyż nauczycieli

Z dyrektorem Gimnazjum w Lubichowie Jerzym Fiałkiem rozmawia Tadeusz Majewski

Gmina Lubichowo dzięki przede wszystkim pana działaniu bezboleśnie przeżyła likwidację małych szkół. Niektóre gminy w naszym powiecie jeszcze to czeka. I nie będzie tam łatwo likwidować, bo są ciągle osoby argumentujące, że likwidacja małych wiejskich szkół to błąd. Ba, spotkałem się za argumentem, że na Zachodzie po procesie centralizacji oświaty w wielkich szkołach wraca się dzisiaj do tych małych szkół jako do czegoś lepszego...

- To zrozumiałe, że mieszkańcy wsi bronią szkoły jako centrum lokalnej kultury. Taki jest ich punkt widzenia. Z drugiej jednak strony, jeżeli spojrzy się na ten problem globalnie, z punktu organu prowadzącego, odpowiedzialnego za całokształt finansowania bieżących potrzeb gminy i jej rozwoju, to stanowczo można rzec, że zwlekanie z dramatyczną decyzją racjonalizacji sieci pogorszy sytuację życiową mieszkańców całej gminy. Zacznie brakować pieniędzy między innymi na rozwój infrastruktury i na walkę z bezrobociem (chodzi tu m.in. o tworzenie miejsc pracy). Liczby tutaj są bezlitosne - w mniejszych gminach, nie posiadających zaplecza przemysłowego, wydatki na oświatę są ogromne.

Przekraczają połowę gminnego budżetu?

- Mało powiedziane. Nie tylko przekraczają połowę budżetu, ale w niektórych gminach w Polsce sięgają nawet do 80 procent. W naszym powiecie było to 70 procent.

Tak na marginesie. Budżet gminy w dużej mierze składa się z dotacji na zadania celowe, subwencji na oświatę i tak zwanych przychodów własnych. Dotacje na zadania celowe są przeznaczone na konkretne zdania i nie wolno ich ruszać. Czy subwencję oświatową można przesuwać na inną działalność, na przykład na kanalizację?

- Tak, organ samorządu terytorialnego może przesuwać tę subwencję. Dotacja to są pieniądze bardzo silnie znaczone, natomiast subwencja jest już jakby mniej znaczona i można ją na przykład przesunąć. Co nie oznacza, że to przesuniecie nie będzie miało związku z oświatą, bo dajmy na to przeznaczenie jej nawet na rozwój infrastruktury, na przykład na budowę dróg, może mieć pośredni związek z rozwojem oświaty.

W jaki sposób w Warszawie nalicza się gminom subwencję?

- Subwencja "idzie" na ucznia. Czyli im więcej uczniów, tym jest większa. Ale oprócz tego zwiększana jest o procentowy wskaźnik wynikły z racjonalizacji sieci, z odległości dowozowych oraz liczby uczniów z dysfunkcjami. Jeżeli dziecko ma dajmy na to poważne schorzenia narządów ruchu, to ta kwota na ucznia jest zdecydowanie zwiększana, nawet trzykrotnie.

Dostaje się więcej pieniędzy za racjonalizację sieci szkół, czyli na przykład za likwidację szkółek wiejskich?

- Tak, jest to swojego rodzaju premia dla samorządu za racjonalne gospodarowanie.

Był pan autorem projektu racjonalizacji sieci w gminie Lubichowo. W efekcie tej racjonalizacji zlikwidowano szkoły we Wdzie i Osowie Leśnym. Czy teraz, po dłuższym czasie, można powiedzieć, jakie są plusy i minusy?

- Zlikwidowaliśmy szkoły, gdzie liczba uczniów w klasie wynosiła średnio mniej niż dziesięć. Co dano w zamian... Zwiększono ofertę edukacyjną (myślę tu również o zajęciach pozalekcyjnych), objęto dzieci i młodzież dożywianiem, zapewniono bezpłatne dowozy uczniom i rodzicom na imprezy i uroczystości szkolne. Do tego o przeznaczeniu bazy materialnej po zlikwidowanych szkołach i jej zagospodarowaniu decydują sami mieszkańcy. I tak na przykład we Wdzie jest propozycja, aby na bazie dawnej szkoły utworzyć tak zwaną zieloną szkołę ze schroniskiem młodzieżowym. Da to tym samym zatrudnienie miejscowym mieszkańcom. W Osowie Leśnym budynek, który wymagał kapitalnego remontu, odsprzedano na mieszkania głównie czynnym nauczycielom z terenu gminy.

I oczywiście ta likwidacja dała określone efekty ekonomiczne. Zapewne znacznie mniej środków idzie teraz z budżetu na oświatę. Załóżmy, że te szkoły zostałyby utrzymane. Jaka część budżetu gminy Lubichowo szłaby na szkoły?

- Przed wdrożeniem reformy w gminie Lubichowo zostały opracowane warianty awaryjne, m.in. wariant zakładający funkcjonowanie zlikwidowanych szkół. Dlatego można dziś łatwo odpowiedzieć na to pytanie. Otóż bieżące utrzymanie tamtego stanu, stanu początkowego, pochłonęłoby zdecydowanie ponad 80 procent budżetu gminy i to bez możliwości przeprowadzenia kapitalnych remontów, nie mówiąc już o inwestycjach. Nie byłoby też mowy o objęciu młodzieży opieką profilaktyczną, socjalną, stwarzaniu warunków wyrównywania szans edukacyjnych.

Aż tyle zyskano likwidując te szkoły? A mógłby pan podać kilka liczb?

- Same koszty dowozu są 3-4-krotnie niższe niż utrzymanie małej placówki. Zamknięcie jednej szkoły przyniosło w skali roku do 400 tys. zł oszczędności. Na budżet wynoszący 8 milionów złotych to dużo.

A zamknięto dwie szkółki, czyli powstały oszczędności rzędu prawie miliona złotych. Czy te zaoszczędzone pieniądze zostały przesunięte na jakieś inne zadania pozaoświatowe, na przykład drogi, kanalizację?

- Przeznaczono na remont szkoły podstawowej w Lubichowie, rozbudowę bazy gimnazjalnej, uruchomienie świetlic socjoterapeutycznych i chociażby fundowanie w okresie zimowym wyjazdów na basen. Autobus zabierał ze wszystkich gminnych wsi dzieci i młodzież, zawoził na basen i odwoził można by powiedzieć pod dom rodzicielski. W roku szkolnym 2002/03 robiliśmy to jako jedyna gmina w powiecie starogardzkim.

Czyli sporo z tych zaoszczędzonych pieniędzy pozostało w oświacie.

- Tak, bo inwestycje w oświacie są strategiczne. One prędzej czy później się zwrócą.

Większość z tych 400 tys. złotych oszczędności w przypadku jednej ze szkół to z pewnością pieniądze, jakie mieli dostać nauczyciele na płace.

- Tak, to przede wszystkim koszty płacowe i horrendalne wysokie koszty dodatkowe - ZUS-y, podatki itp. Na jedną rzecz wszakże chciałbym zwrócić uwagę. Otóż w gminie Lubichowo zapewniono pracę wszystkim nauczycielom i pracownikom obsługi zlikwidowanych szkół, przesuwając etaty do gimnazjum (jedyne samodzielne gimnazjum na terenie powiatu - red.) i większych szkół - w Ocyplu, Lubichowie i Zelgoszczy. Przy tym wykorzystano ruch naturalny - normalny ruch kadrowy związany z odchodzeniem na emeryturę oraz związany z koniecznością zatrudnienia w gimnazjum - placówce edukacyjnej nowego szczebla.

Czy nauczyciele przechodzili na jakieś wcześniejsze emerytury?

- Przechodzili na emeryturę po 35-36 latach, a nawet po 42 latach, tak jak pan Roman Mech. Bez jakichkolwiek sugestii z naszej strony. Liczba etatów się zmniejszyła o tyle, ile ich było w zlikwidowanych szkołach.

Ilu nauczycieli pracuje na terenie gminy dzisiaj, a ilu pracowało przed reformą?

- Obecnie w placówkach pracuje 85 nauczycieli, a przed reformą o 15 więcej.

Czyli oszczędności niewielkie...

- Spore, zważywszy, że nauczyciel z dużym stażem pracy "kosztował" brutto nawet do 50 tys. zł w skali roku.

Jeżeli tak, to duże. Piętnastu nauczycieli mniej, z 500 tys. zł rocznie oszczędności. Do tego tamten milion... Może teraz nieco inna kwestia, aczkolwiek związana z tematem. Pana reforma, jak i inne tego typu reformy, wiążą się ze zjawiskiem ciągłego spadku liczby urodzeń. Gdyby było więcej dzieci, to oczywiście szkoły we Wdzie i Osowie Leśnym nadal by istniały. A co będzie, jak nagle na świat zacznie przychodzić 2,3 razy więcej dzieci?

- Przed racjonalizacją sieci oświatowej przeprowadziliśmy oczywiście różnego rodzaju symulacje i badania. I to one dały odpowiedź, w którą stronę iść. Symulacje przeprowadzone do 2015 roku wskazują na prawie dwukrotny spadek liczby urodzeń dzieci na terenie gminy. Dotychczas było około 126 urodzeń, obecnie jest 80, a założyłem, że będzie 66 w skali roku. Robiłem te symulacje w oparciu o metody GUS-owskie, biorąc pod uwagę tak zwany współczynnik płodności kobiet. Dla wyjaśnienia - GUS swoje obliczenia demograficzne przeprowadza na podstawie liczby kobiet w wieku od 15 do 49 lat zamieszkałych na terenie danego obszaru, używając terminu współczynnik płodności kobiet. Przy tych badaniach nie obeszło się bez sytuacji zabawnych. Pewna pani mówiła: "A co, pan pod moim łóżkiem siedzi? Dzisiaj na pewno pocznie się następny obywatel naszej gminy".

Jakie powody pana zdaniem decydują o tym, że maleje ten współczynnik płodności?

- Na pewno ma to związek z pewnym wzrostem komfortu życia, chociaż wpływ ma na to też wzrastające bezrobocie i troska o zapewnienie bytu swoim dzieciom przez coraz bardziej świadomych rodziców. Ale głównie jest to zjawisko związane ze wzrostem komfortu.

Czy to dobrze, czy źle?

- Osobiście wychowywałem się w rodzinie wielodzietnej, gdzie było siedmioro dzieci, a poziom życia nie był wysoki. Już od młodych lat trzeba było wykazać się pracowitością i zaradnością. Dzisiaj mówią: "Ja miałem źle, niech moje dziecko ma dobrze". To nieporozumienie. Między innymi na skutek tego, że rodziny nie są wielodzietne, wzrasta pokolenie z coraz mniejszą odpornością psychiczną, nie potrafiące walczyć z życiowymi problemami, nie potrafiące pracować i dawać sobie rady w trudniejszych warunkach i mające mniejszą motywację do osobistego rozwoju.

Przeprowadzał pan różne symulacje do 2014 roku. A jak dzieci nie będzie prawie w ogóle? Będzie się te "resztówkę" dowozić z Lubichowa do Starogardu?

- W tej chwili w gimnazjum jest 314 uczniów. Niż demograficzny - istniejący na poziomie podstawówek klas młodszych - dotrze do gimnazjum w roku szkolnym 2011/12 i nie będzie dla gimnazjum taki drastyczny, gdyż obecnie mamy klasy od 25 do 30 uczniów. W roku szkolnym 2011/2012 zamiast obecnego gimnazjum czterociągowego (klasy A, B, C, D) zafunkcjonuje gimnazjum trzyciągowe - A, B, C, a więc liczebność klas się nie zmieni.

Oczywiście mamy opracowane różne warianty. Kiedy przyjdzie niż, planujemy powołanie na terenie gimnazjum placówki kształcenia ustawicznego, centrum kultury i jeżeli zostanie zbudowana sala gimnastyczna - gminnego centrum rehabilitacji. Ale sytuacje ekstremalne nam nie grożą. Prognozy mówią, że około 2012 r. nastąpi pewien wzrost demograficzny, ale będzie on znacznie mniejszy od kulminacji z lat poprzednich. Skąd ten wzrost? Otóż zakłada się, że obecnie dorastające pokolenie wyżu założy rodziny i zaczną się rodzić dzieci. Pewne sprawy można logicznie przewidzieć.

Mamy sytuację paradoksalną: niż demograficzny w szkołach, a do pracy chciałby wkroczyć wyż nauczycielski. I nie ma pracy. Ile ma pan podań na jedno miejsce?

- Jeżeli idzie o przedmioty humanistyczne, to mam na każde stanowisko do 4 podań... Natomiast jeszcze przez kilka lat będzie zapotrzebowanie na zatrudnienie nauczycieli języków obcych.

Często pojawiają się zarzuty, że starsi nauczyciele mają monopol na nadgodziny i blokują miejsca pracy młodym...

- My zatrudnialiśmy. Uratowało nas to, że mieliśmy pewną liczbę godzin ponadwymiarowych, które można było porozdzielać. W tym roku w gimnazjum zostało zatrudnionych czterech nauczycieli stażystów, ale w różnych wymiarach etatowych. Jest lepiej, jak ktoś pracuje na trzy czwarte etatu czy jedną drugą niż w ogóle. Co do nadgodzin... Nauczyciel nie może mieć więcej niż półtora etatu. W gimnazjum obecnie niektórzy mają niewiele więcej niż etat.

Zdążamy więc do normalności - etat będzie wreszcie etatem, logiczną ilością godzin, którą nauczyciel może przepracować... A jednocześnie nauczyciele, z powodu coraz mniejszej liczby nadgodzin, zarobią mniejsze pieniądze. A mówiło się jeszcze niedawno, że nauczyciel to ma dzisiaj dobrze: stabilna praca, stabilne pieniądze, nie do zwolnienia. Tymczasem to się zmienia z prozaicznego powodu: coraz mniej dzieci.

- Oznacza to, że w oświacie powoli zaczynają rządzić normalne prawa rynkowe. I to dobrze.



Jerzy Fiałek - absolwent podyplomowych studiów menedżerskich w Kaliszu: Studia te dały mi podbudowę teoretyczną do przeprowadzania analiz. Jeżeli chcesz być menedżerem, to musisz mieć odwagę podejmowania ryzykownych na pierwszy rzut oka decyzji. Dopiero posiadanie i dogłębna analiza wszystkich informacji pozwala na wybranie tej najlepszej optymalnej drogi.

Oprac. na podstawie artykułu w Tygodniku "Kociewiak" - środowe wydanie "Dziennika Bałtyckiego"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz