czwartek, 12 lutego 2004

Sprowadziło mnie serce

Aleksandra Piwko (28 lat), absolwentka wydziału Geologii i Ochrony Środowiska Akademii Górniczo - Hutniczej w Krakowie. Od 3 lat Kociewianka z wyboru. Jej pracownie oprócz arcydziełek z gliny zamieszkuje bez meldunku niejaki Bonifacy, czarny i spasiony kocur. Rozmawialiśmy z nią w Skarszewach podczas wernisażu jej wystawy "Wyczarowane z gliny"

Kociewiak- Skąd pomysł, aby zamieszkać i tworzyć w Starogardzie?

Aleksandra Piwko- Sprowadziło mnie serce. I tak już zostało.

-Czy potrzeba predyspozycji i zdolności manualnych do rzeźbienia w glinie?

-Zdolności to jedno, a wiadomości o trudnym, aczkolwiek możliwym do ujarzmienia materiałem, to drugie. Przychodziły do mnie osoby pełne chęci, ale nie miały predyspozycji i musiały zrezygnować.

-Często bywa tak, że napracuje się pani, a potem efekt jej pracy zostaje zniszczony przez bezduszną technologię wypału gliny?

-Stosunkowo rzadko. Sama się dziwię, ze tak niewiele mam odrzutów przy pracy.

-Jakiej temperatury potrzebują pani wyroby, żeby je zachować dla potomnych?

-Surowa glina, bez szkliwa jest wypalana przez 9 godzin w temperaturze 940 stopni, potem piec musi stygnąc następne 9 godzin. Aby uzyskać tak wysoką temperaturę potrzebny jest piec elektryczny. Mój jest kręgowy i kosztował 6,5 tys. zł. Jeżeli praca ma być poszkliwiona, musimy ją zanurzyć w szkliwie i ponownie wypalić w temperaturze 1060 do 1100 stopni Celsjusza przez kolejne 6 godzin.

-Czy można wyżyć z rzeźby w glinie? Czy badała pani rynek starogardzki pod kątem konkurencji?

-Nie ograniczam się do powiatu, bo większość moich prac wędruje do Krakowa. Nie badałam rynku, bo tu nie ma konkurencji. Nie reklamowałam swojej działalności, bo tam gdzie mam zbyt, to go mam, a w Starogardzie sprzedaję tylko niewielką część mojej pracy.

-Jakie są pani marzenia. Co nie daje spać i bardzo chciałaby pani zrobić?

-Chciałabym mieć więcej czasu na działalność artystyczną. Niestety to, co robię mocno mnie ogranicza. Trzaskanie hurtowych ilości nie jest szczytem moich marzeń, ale trzeba wiedzieć skąd się je chleb.

-Kto nauczył panią tej niełatwej sztuki?

-Remigiusz Gryc, artysta ceramik z Bielska - Białej. Ma bardzo szeroką wiedze i praktyczną i teoretyczną. To młody i niesamowicie zdolny człowiek. Znalazłam go w Internecie. Zapisałam się na kursy, które prowadził, ukończyłam dwustopniowy. Próbowałam wcześniej rzeźbić w materiałach samoutwardzalnych, ale szybko doszłam do tego, że glina jest tym, co mi leży najbardziej.

-Jak przekazuje pani swoją wiedzę innym?

-Uczę osoby, które się do mnie zwracają w jakimś niewielkim zakresie, nie odmawiam im nauki, zapraszam do zakupienia gliny, udzielam wskazówek i wypalam to co powstało.

Co wypełnia pani czas poza rzeźbą?

Książki zdecydowanie. Kiedy czytam ciekawą książkę całkowicie się wyłączam. Mogę czytać do rana. Lubię kino ,ale starogardzkie nie oferuje takich, jakie chciałabym obejrzeć.

-Czy w powiecie starogardzkim jest dobry klimat dla artystów?

-Nie starałam się o mecenat, ale pierwsze odezwało się do mnie Starostwo Powiatowe. Rozmawiałam z Stefanem Galińskim, jestem zbudowana, bo wydaje się, że jest dobry klimat. Na konkrety przyjdzie pora. Szykuje mi się następna wystawa u dyrektora Spółdzielczego Domu Kultury Tadeusza Dobrogoszcza. Nie jest źle.

-Gdyby miała pani jeszcze raz wybrać to, co pani będzie robić w życiu czy wybrałaby pani tak samo?

Jestem tego pewna. Cały czas się rozwijam i myślę, że o to w tym chodzi, żeby się nie cofać.

- Tego pani życzę.

Rozmawiał Jarosław Stanek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz