piątek, 17 lipca 2009

Przyrodnicze rozmyślania na polu rzepaku

NASZE OKOLICE

Te barwne plamy na kwiatach to nie dla ozdoby! One kierują owady do pyłku, są jak światła naprowadzające i pasy na lotnisku.


Przyrodnicze rozmyślania na polu rzepaku


Łąka pod Kokoszkowami. Czerwień, żółć, biel i błękit zdają się ciągnąć aż pod majaczącą na horyzoncie ścianę lasu. Właściwie to wcale nie jest typowa łąka, tylko pole rzepaku. Rzepak już niemal przekwitł, a wśród niego pojawiła się niesamowita ilość maków, rumianów i chabrów. Zaledwie tych kilka gatunków pospolitych chwastów tworzyło ten cały barwny pejzaż. Wśród tej całej orkiestry słońca, barw i zapachów uwijają się owady. Piękne to nasze Kociewie! Dla rolnika to pewnie utrapienie, ale ile tu kolorów! Pewien botanik wpadł na pomysł zbierania nasion polnych i łąkowych roślin tak, aby każdy mógł zamiast trawnika posiać sobie kolorową łąkę. Sprzedaje teraz mieszanki nasion poprzez internet. Pomysł ze wszech miar ciekawy i wart popularyzacji, ale zanim się ktoś zdecyduje, można na własne oczy zobaczyć próbkę tutaj, na polu rzepaku, bo nasze zbyt mocno nawożone i zbyt często wykaszane łąki nie są już tak piękne.

Przygrzewające słońce skłania do refleksji nad pięknem świata i zachęca do celebrowania darów natury. Bo przecież otaczają nas przecudne kwiaty, w powietrzu unosi się ich upojna woń. Co więcej, wiele z tych roślin ma dodatkową moc - uzdrawiania. Rośliny lecznicze nawet dzisiaj stanowią ważną gałąź medycyny. Mimo że człowiek nauczył się wytwarzać wiele leków poprzez syntezę chemiczną, nie zapomniał o tym słonecznym laboratorium. Szukał tam antidotum przez tysiące lat, szuka też obecnie i pewnie będzie szukał w przyszłości. Niektórzy wierzą, że w roślinach ukryte są leki na każdą chorobę, tylko cześć z nich nie została jeszcze odkryta. Szukają więc ludzie tych ukrytych leków, analizując skład chemiczny coraz to nowych gatunków. Świat jest piękny - chciałoby się rzec, szczególnie teraz, latem. Gra światła, barw i zapachów. Słońce, ciepło, kwiaty i antidotum na wszelkie choroby. Wszystko tu jest - ciśnie się na usta. - Wszystko to dla nas..... Nic bardziej błędnego!



Jak to z lekami było

Jak powiedział kiedyś pewien naukowiec, "Najbardziej uderzające w historii roślin jest to, że zarówno owady, jak i inne zwierzęta roślinożerne nie wyniszczyły ich całkowicie". Rośliny od zarania dziejów musiały się bronić przed zjadaniem. Kłuły kolcami i parzyły potencjalnych smakoszy. A gdy to nie wystarczyło, sięgnęły po obronę chemiczną. Oczywiście najbardziej uprzykrzonymi zjadaczami roślin były owady. Rośliny starały się je zniechęcić zyskując gorzki, odstręczający smak, a gdy ta metoda nie skutkowała, zaczęły wytwarzać związki toksyczne. Ale roślinożercy się nie poddawali. Niektórzy z nich nauczyli się tolerować toksyny. Z czasem nawet przywykli do nich do tego stopnia, że stały się one niezbędnym składnikiem ich pokarmu. To dlatego bielinki kapustniki lubią ostry zapach kapusty, chociaż odstręcza on inne owady. Nawet rośliny zupełnie nietoksyczne dla nas są często bardzo toksyczne dla owadów. Ale nawet w przypadku tych najbardziej toksycznych człowiek wkrótce zauważył, że trucizna i lek często różnią się jedynie dawką. Oto więc okazało się, że gdyby nie te uprzykrzone owadzie szkodniki i inni zwierzęcy jarosze, nie byłoby roślin leczniczych, bo nie miałyby po co wytwarzać toksyn czyli leków. Trochę to wszystko poplątane - prawda? Wygląda na to, że rośliny lecznicze są raczej wytworem odwiecznej wojny z roślinożercami, a nie bezinteresownym darem natury dla ludzi. Spójrzmy więc także na nasze kociewskie zioła z innej perspektywy.


Jak to z kwiatami było

Już niebawem zakwitnie krwawnik, żółty nostrzyk ozłoci pobocza dróg, a na polach błękitem mruga chaber bławatek. Czy patrząc na barwne kwiaty zdajemy sobie sprawę, że spoglądamy na pomnik pradawnego sojuszu? Paktu zawartego przed milionami lat i utrzymywanego po dziś dzień? Rozpoczęło się to, gdy rośliny "postanowiły" wykorzystać owady jako posłańców przenoszących pyłek. Oczywiście początki były trudne. Partnerzy musieli się do siebie dostosować. Na początku pewnie często zdarzało się, że to właśnie kwiat był zjadany w nagrodę za przeniesienie pyłku. Nie było jeszcze nektaru, a posłaniec musiał mieć jakąś zachętę do dalszej pracy. Zjadał więc przynajmniej część kwiatu. Sam kwiat też pewnie nie przypominał tego, czym się dzisiaj zachwycamy. Był niepozorny i trudny do odnalezienia wśród zieleni. Ale z czasem wszystko zaczęło się zmieniać. Nowe potrzeby zrodziły nowe przystosowania. Powiązania stawały się coraz bardziej wysublimowane. Oto powstała nowa grupa owadów, wyspecjalizowanych posłańców - zapylaczy. Rośliny wytworzyły większe i barwniejsze kwiaty, aby owady łatwo mogły je znaleźć. Zaczęły też wytwarzać nektar, aby je efektywniej przyciągać. Ale na tym nie koniec...

Zagłębiając się w szczegóły

ludzie byli coraz bardziej zdumieni. Te barwne plamy na kwiatach to nie dla ozdoby! One kierują owady do pyłku, są jak światła naprowadzające i pasy na lotnisku. Roślina nie daje zbyt dużo nektaru, więc niech przynajmniej nie trzeba go będzie długo szukać! Nazwano je wskaźnikami lokalizacji nektaru. Wykryto nawet wskaźniki niewidzialne dla oka ludzkiego. Widzą je tylko wyspecjalizowane owady, na przykład pszczoła. Większość kwiatów pięknie pachnie? Oczywiście, ale to jedynie przypadek, że zapach, który podoba się pszczołom, podoba się również nam. Wcale nie musi tak być. Kwiaty zapylane przez ćmy nocą mają zwykle bardzo mocny, wręcz duszący zapach. A kwiaty zapylane przez muchy? O tych lepiej nie wspominać. One muszą śmierdzieć, bo przecież tylko zapach padliny lub odchodów ściągnie te owady. A jakie barwy kwiatów dominują w naszym krajobrazie? Czyż nie różne odcienie żółci, błękitu i bieli? To także nie jest przypadek. Okazało się, że właśnie takie barwy najbardziej przyciągają pszczoły - głównych zapylaczy. Co ciekawe, badania przeprowadzone w odniesieniu do występujących na terenie kraju roślin uznawanych za lecznicze wykazały, że barwy te występują wśród ich kwiatów jeszcze częściej.

A co z czerwonymi makami? Przecież kolor czerwony nie należy do ulubionych kolorów pszczół? - zapyta uważny Czytelnik. W istocie tak jest. Co więcej, choć trudno to sobie wyobrazić, stwierdzono doświadczalnie, że pszczoły zupełnie nie widzą koloru czerwonego. Widzą za to niewidzialne dla nas światło UV i to właśnie wykorzystały maki. Ich kwiaty intensywnie to światło odbijają, dzięki czemu są widoczne dla pszczół. A kolor czerwony? Może za jego pomocą roślina zwabia jeszcze innych zapylaczy? Nie brak ich tutaj na kociewskich polach i łąkach. Motyle, osy, muszki, trzmiele uwijają się w pośpiechu pełniąc swoje zadanie. Zioła są ze wszech miar powiązane z owadami. Produkują związki chemiczne, by je odstraszać, ale jednocześnie zabiegają o ich względy, wytwarzając pachnące kwiaty w ich ulubionych barwach!

Cieszmy się latem, wąchajmy kwiaty, pławmy się w słońcu! A gdy zrobi się chłodno i dopadnie nas jesienne przeziębienie, to siedząc w fotelu i pijąc ciepłe ziółka pomyślmy z pokorą, ile szczęścia mieliśmy, że powstały rośliny lecznicze.

Piotr Madanecki, J. Renata Ochocka


Zdjęcia

Chabry bławatki wabią pszczoły swym kolorem a z płatków można podobno zrobić wino.



Kolor żółty jest jednym z preferowanych kolorów pszczół, co wykorzystał rzepak wytwarzając kwiaty właśnie w tym kolorze.


"Tu ziemia, tu ziemia, przy lądowaniu proszę kierować się do centrum oznakowanego czarnym krzyżykiem, czeka tam przekąska i nieco pyłku do zabrania" - maki wiedzą jak dobrze oznakować lądowisko dla zapylaczy.


Pszczoła miodna jest głównym zapylaczem większości roślin w naszej strefie klimatycznej. Niebieski, żółty i biały to kolory najbardziej lubiane przez te owady. Widać to w kwiatowej szacie naszych łąk, lasów i pól.


Nawet niepozorna niezapominajka oznakowała centrum swych kwiatów jaśniejszym kolorem żeby łatwiej je było znaleźć nawet najmniejszym zapylaczom.


Kwiaty i kwiaty aż po horyzont - oto Kociewie na początku lata.



Jeśli kwiaty są maleńkie, rośliny często skupiają je w mniejsze bądź większe grupy - kwiatostany. To powoduje, że owady mogą łatwiej je dostrzec.


Barwa to nie wszystko - ważny jest też kształt. Duże, języczkowate płatki stanowiące wygodne lądowisko na pewno zwiększą atrakcyjność kwiatów dla zapylaczy.


Nie tylko pszczoły odwiedzają kwiaty. Pożywia się na nich także niezliczona ilość muszek i chrząszczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz