środa, 2 grudnia 2009

Młodzi-STG. Chrzest w internacie w Owidzu

Gdy przyszłam na stołówkę, większość mieszkańców internatu już tam była. Usiadłam obok Żanety (jedna z maturzystek) i czekałam na to, co się wydarzy...



Koty zostały zaproszone na środek stołówki (stoły, na których jemy, zostały ułożone pod ścianą). Stały tam w rzędzie z ogonami (wykonanymi z bibuły, kabla lub papieru toaletowego) w ręku. Przed nimi, na podłodze, stały miseczki z mlekiem. Wychowawcy jak szaleni biegali wkoło nich z aparatami - prawdziwi paparazzi. Wtedy Gosia (prowadząca chrzest) wydała komendę.
- Możecie klęknąć przed swoimi miseczkami. Gotowi do startu... Start! - powiedziała z uśmiechem.
Koty z rękoma splecionymi z tyłu, uklękły na podłodze i pochylając się nad miseczką jak prawdziwe zwierzęta zaczęły pić mleko.
- W tym mleku jest sól! - krzyknął ktoś ze skwaszoną miną.
Jako pierwsza swoją porcje wypiła Małgosia (Żaba). Z dumą podniosła miseczkę do góry.
- Pierwsza! - krzyknęła, a mleko spływało jej po brodzie.
Potem kolejne pierwszaki podnosiły twarze do góry. Im również spływało mleko po twarzy. Maturzystki pozbierały miseczki z podłogi, po czym koty usiadły - razem z nami, przy stołach pod ścianą.

Kolejnym zadaniem dla pierwszaków było zaśpiewanie piosenki "Parostatkiem w piękny rejs" Krzysztofa Krawczyka. Na środek poproszono Darię i Damiana - mikrofony piszczały od ich kociego kwiku. Następnie Gosia poprosiła Kamilę i Magdę wraz z matkami (każdy kot musiał napisać podanie do któregoś z maturzystów z prośbą o adopcję) - Żanetą i Kasią. Żaneta i Kasia posadziły swoje "córki" na krzesłach i zaczęły malować im twarze - po chwili dziewczyny stały się prawdziwymi kocicami.
- Magda! Ty zdążysz jutro posprzątać pokój na ranny obchód, bo nie będziesz musiała makijażu robić! - krzyknęła z ironią pani Kierownik.
Następną konkurencją było przedmuchiwanie piórka położonego na rozsypanej mące - strona, na którą spadnie piórko przegrywa. Przy stole znajdującym się na środku stołówki usiadły Kamila i Małgosia (Żaba). Gdy zaczęły dmuchać, w powietrze wzbiła się chmura… mąki. Piórko spadło po stronie Żaby - Kamila wygrała. Obie dziewczyny po tej zabawie wyglądały jak człowiek po spacerze w czasie śnieżycy - były całe białe od mąki.

Kolejna konkurencja - "polowanie". Przy stole usiadła Aga i wiecznie głodny Robert (Bocian). Musieli zjeść (upolować), jabłko pływające w kisielu nie używając rąk. Na znak Gosi konkurencja się zaczęła i oboje zaczęli "polowanie" na jabłko. Agnieszka miała małe problemy z konsumpcją, natomiast Robert łapczywie zaczął pochłaniać swoją porcję.
- Bocian, nie zjedz talerza! - ktoś krzyknął.
Nie minęła minuta, a Robert spełnił swoje zadanie. Uścisnął dłoń przeciwniczce i przeżuwając jeszcze jabłko pocałował jej rękę i dziękował za rywalizację. W podobnej konkurencji wystąpiły Monika i Ada. Bez użycia rąk musiały zjeść pełen jabłek talerz. Chwilę im to zajęło. Ostatecznie konkurencję wygrała Monika. Następnie poproszono Patrycję i Pawła, zawiązano im oczy, wręczono pisaki i zaprowadzono przed sztalugę.
- Jako koty powinniście potrafić narysować swoją żywicielkę - powiedziała Gosia.
Po kilku minutach na kartkach ukazały się kółeczka i kreski, które miały symbolizować krowę. Wszystkie "koty" znowu zostały zaproszone na środek sali. Usiedli na ustawionych przez maturzystów w rządku krzesłach. Dorota (jedna z maturzystek) przyniosła talerz wypełniony po brzegi wodą. Zadanie polegało na podaniu go nad głową następnej osobie począwszy od końca "szeregu". Woda wylewała się z talerza - każdy "kot" był mokry.

Następnie została sprawdzona wiedza pierwszoklasistów. Poproszono na środek Dagmarę, Krzysia i Marcina. Zadawano im pytania, między innymi: Dlaczego bocian staje na jednej nodze?
- Ja wiem!- krzyknął Bocian. Wywołało, to salwę śmiechu.
Były też inne odpowiedzi: "Bo go noga boli" lub "Bo czeka na żabę". Jednak nikt nie znał poprawnej odpowiedzi, która brzmiała: "Bo jak podniesie drugą nogę, to się przewróci". Zadano jeszcze parę pytań, po czym zwolniono Krzysia i Dagmarę, gdyż uznano, że wywiązali się z zadania. Marcin został, ponieważ nie odpowiedział na żadne pytanie. Dlatego też kazano mu wymienić wszystkich maturzystów, którzy mieszkają w internacie. Znowu nie wywiązał się z zadania. Zrobiła to za niego Agnieszka (również pierwszoklasistka). Za to musiał zrobić pięć pompek internackich. Położył się na podłodze i rozpoczął.
- To - jest - jed - na - pom - pka - inter - nac - ka, - to - jest - dru - ga- pom - pka - inter - nac - ka - sylabizowała pani Kierownik internatu siedząca przy stole nauczycielskim.
W taki sposób zamiast pięciu zrobił około pięćdziesięciu pompek. Potem koty znowu zostały zaproszone na środek stołówki, tym razem z ogonami. W jej centrum został postawiony drewniany klocek i siekiera. Pierwszaki ustawiły się w kolejce przed klockiem. Pierwsza była Kamila. Położyła swój przyczepiony do spodni ogon na klocku i ustawiła się do niego plecami. Podano jej mikrofon i kazano miauczeć.
- Głośniej! - krzyczeli wychowankowie internatu.
Gdy Kamila miauczała, jej matka, Dorota - maturzystka wzięła siekierę do ręki i odrąbała położony na klocku ogon. Taki sam rytuał wykonywał każdy maturzysta ze swoim podopiecznym. Gdy już wszystkie koty przez to przeszły, pod klockiem leżał stos odciętych ogonów.

Po tym wydarzeniu przyszedł czas na przysięgę - pierwszoroczniaki ustawiły się pod ścianą i zaczęły recytować jej słowa.
Po chrzcie ustawiono stoły na miejsca i odbyła się uroczysta kolacja, na której głównym daniem była kiełbaska z cebula oraz herbata.

Dagmara Trojanowska

Fragment większego tekstu na temat życia w internacie w Owidzu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz