wtorek, 2 lipca 2013

ANDRZEJ GRZYB. In vino veritas



Cieszy mnie, gdy ludzie urzeczywistniają swoje marzenia. Przyjemne jest widzieć uśmiechniętych bliźnich....

Fot. Tadeusz Majewski

Do gospodarstwa agroturystycznego za zjazdem z drogi 22, która zmienia nawierzchnię jak zaskroniec skórę z betonowej na asfaltową, na łuku drogi do Piesienicy i dalej do Skarszew, jeszcze w Miradowie zaproszono gości na pierwsze chyba na Kociewiu próbowanie rocznego wina. Wina z tutejszej prawdziwej winnicy.

Próbujemy wina białego i czerwonego. Wina nie odstającego aromatem i smakiem od zachwalanych średnich win francuskich. Szef winiarzy z Lubuskiego Marek Senator wspólnie z gospodarzem Markiem Wysockim opowiadają o winnicach i winie. Potem spacer po winnicy, kilka arów, ponad czterysta winogronowych krzewów.

Słoneczne popołudnie z białym i czerwonym winem. Anegdoty i rozmowy od sasa do lasa, a każdy akapit winem się zaczyna i kończy. In vino veritas.

W winie prawda. Rzymianie używali tego porzekadła ku przestrodze, bo w czasach antycznych, jak dzisiaj, podpity niechcący mówił prawdę. Pisząc to, co powyżej, i to, co będzie poniżej, staram się pamiętać o tym, że nie ma takiej wypowiedzi, której nie można by skrócić z oczywistą dla niej korzyścią.

Pamiętam też inne rzymskie porzekadło zalecające picie wina z rozwagą, tak w każdym razie, aby nie wyzwolić drzemiącej w winie dzikości. Część gości pobrzękiwała w kieszeniach samochodowymi kluczykami, toteż roztropnie wąchała, smakowała, delektowała się z przypisanym umiarem, acz dobre wino nakłaniało do czegoś zgoła innego.

W niedalekich Pogódkach pod Skarszewami w XII wieku, nim przenieśli się do Pelplina, gospodarzyli Cystersi. W Skarszewach zamek mieli Joannici. W Gorzędzieju i Tymawie nad Wisłą próbowali swych chrześcijańskich sił Kalatrawensi. Może to oni tu na Pomorzu pierwsi uprawiali winną latorośl i tłoczyli winny moszcz, aby uzyskać wino mszalne. W Małopolsce i na Ziemi Lubuskiej winnice uprawiano z całą pewnością we wczesnym średniowieczu.

Po kilku dniach pojawia się dopełnienie winnego popołudnia w Miradowie. W przypadkowej rozmowie pada informacja, ze na "probostwie" w Skarszewach jest większa winnica. Jadę sprawdzić. Tak. Nie ary a hektary winorośli. Nie setki a tysiące winnych krzewów liczy winnica Żabi Raj Jerzego Zielińskiego. Budynki jeszcze w budowie. Pierwsze poważne wino, jak mówi gospodarz, za rok. Smakujemy trochę wina z tego, czego szpaki nie zjadły jesienią.

Dwie profesjonalne winnice na Kociewiu. Może nie z żyta czy kartofli, a z winogron, z wina zasłynie kiedyś nasza północna, pomorska okolica. Nawet jeśli to całe globalne ocieplenie to bujda na resorach, to przecież są prawdziwie mrozoodporne winogronowe szczepy.

Po kilku dniach, kiedy to piszę, stoi przede mną na stole butelka wina Zefir z "Winnicy pod Orzechem" (nazwę ustaliła pani Henryka, żona gospodarza). Dobre białe wytrawne wino z pierwszego rocznika, tj. roku 2012 wytłoczone ze szczepu Aurora Bianka z gron winnych zebranych w winnicy w Miradowie. Radzę spróbować. Kiedyś przepadnie tak niedawne niesławne wspomnienie patykiem pisanych wyrobów winopodobnych, może doczekamy się, prócz naszych win gronowych, porządnych cydrów. Wszak jabłek u nas dostatek.

Andrzej Grzyb

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz