sobota, 13 lipca 2013

MAREK WYSOCKI. Winnice na Kociewiu? Dlaczego nie?




Z Markiem Wysockim rozmawia Tadeusz Majewski

- Jest pan ze Starogardu?

- Tak. W Starogardzie ukończyłem też szkole średnią - Technikum Starogardzie. Z Markiem Senatorem z Darłowa chodziliśmy do jednej klasy...


To najprawdopodobniej było jedyne takie technikum w województwie. Ja byłem jedynym chłopakiem ze Starogardu w naszej klasie, a ośmiu spoza, z całego województwa. A na szesnaście dziewczyn też ze Starogardu było tylko kilka.

- Popularność tej szkoły zapewne miała związek z możliwością zatrudnienia w Polfie. Czy to była szkoła powiązana z Polfą?

- Polfa miała swoją szkołę przyzakładową, ale to była zasadnicza szkoła zawodowa. Ale owszem - nasza cieszyła się powodzeniem, gdyż kształciła średnią kadrę dla Polfy.

- I to był zdrowy system kształcenia. W tym przypadku szkołą dla osób interesujących się chemią. Czy po lekcjach też zajmowaliście się chemią, na przykład w kołach zainteresować?

- Nie, gdyż mieliśmy tej chemii przez 5 lat szkoły średniej kilkanaście - organicznej, nieorganicznej, fizycznej, powierzchni itp. Ale każdy z nas coś tam robił, miał swoje hobby. Marek interesował się kółkiem fotograficznym, ja robiłem zdjęcia w domu. Szkolne kółko fotograficzne było bardzo popularne. Odczynniki robiliśmy sami, gdyż nie można było ich kupić. To były lata 1976 - 1980. Poza tym tańczyłem w Zespole Pieśni i Tańca "Kociewie", potem w Klubie Tańca Towarzyskiego przy SCK pod kierunkiem mistrza Edwarda Kowalke. Z żoną, Henryką, poznaliśmy się w zespole "Kociewie".

- Studia...

- Na Akademii Rolniczo-Technicznej w Bydgoszczy. Skończyłem dwa wydziały: technologii i inżynierii chemicznej oraz zootechniczny z ukierunkowaniem na ochronę środowiska. Ukończyłem z tytułami mgr inż. technologii inżynierii chemicznej i mgr inż. ochrony środowiska. Następnie skończyłem studia podyplomowe na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Gdańskiego - kierunek auditing ekologiczny, zarządzanie środowiskiem pod kątem audytu środowiskowego. Potem, już jako pracownik Polpharmy (przez 10 lat zajmowałem się ochroną środowiska), zostałem skierowany na studia podyplomowe na uniwersytet szwajcarsko-włoski w Lugano w Szwajcarii. To były studia w zakresie zaawansowanych technik ochrony środowiska w przemyśle z ukierunkowaniem na przemysł farmaceutyczny. Skończyłem je w 2010 r. Obecnie jestem koordynatorem zespołu w Wydziale Produkcyjnym-Chemicznym w Polpharmie (Polfa była do 2000 r.).

- Dlaczego, jako starogardzianie, zamieszkaliście w sołectwie Miradowo?

- Chcieliśmy budować dom w Starogardzie, ale nie przypadł nam do gustu teren i szukaliśmy czegoś na obrzeżach. Kupiliśmy tę działkę w 1998 roku. Był ten domek, nie taki jak teraz, i stara stodoła. Tu nam się podobało, ale nie dlatego, że domek był ładny, ale ze względu na piękny teren. Wchodząc u nas na górkę, widać, że zatrzymał się tu jakiś jęzor lodowca. W stronę Karolewa teren się wypłaszcza, w stronę Sucumina jest bardzo urozmaicony, no i za berlinką są dwa polodowcowe jeziora - Gregorek i Raduńskie... Przez pierwsze dwa lata porządkowaliśmy tę zachwaszczoną i zarośniętą drzewami i chaszczami ziemię. Do tego wywoziliśmy tony śmieci. Po dwóch - trzech latach powstał pomysł na agroturystykę.

- A kiedy wpadł pan na pomysł założenia winnicy?

- Pomysł narodził się w 2005 roku. Zorganizowaliśmy u mnie sobie spotkanie chłopaków z Liceum Chemicznego po 24 latach. Nie było jeszcze NK, ale przyjechało ośmiu. A mój przyjaciel Marek Senator już działał w Zielonej Górze w branży winiarskiej - w Zielonogórskim Stowarzyszeniu Winiarskim (dziś jest prezesem tego najstarszego stowarzyszenia winiarskiego, które powstało w Polsce). Powiedział, że ten nasz stok południowo-zachodni w stronę berlinki pięknie nadaje się na winnicę i namówił mnie na założenie. Generalnie na winnice nadają się stoki południowe i południowo-zachodnie z racji tego. że są cały dzień nasłonecznione.

- Myślałem, że u nas jest za zimno.

- Nie ma dużej różnicy między Kociewiem a Lubuskiem. Owszem, w skali roku temperatura jest tam kilka stopni wyższa, wcześniej zaczyna się wegetacja, co za tym idzie okres dojrzewania jest dłuższy, mają więcej słońca, w efekcie mają wyższą zawartość cukru, ale to nie znaczy, że klimat u nas się nie nadaje.



- Wynika z tego, że cukier w winie bierze się ze słońca.

- Jak najbardziej. Owoc dojrzewając nabiera słodyczy, słodycz powstaje z naturalnego cukru gronowego i im więcej mamy tego soku - cukru gronowego, to winogron nie trzeba dosładzać produkując już wino, gdyż mamy cukier naturalny. Daje to głębszy i pełny smak wina, który na dodatek utrzymuje się dużo dłużej. Jeżeli mamy 22 - 24 procent cukru w moszczu winnym (soku już wyciśniętym z winogron), to ta zawartość cukru pozwala na uzyskanie wina jakościowego o zawartości alkoholu około 11 - 12 procent.

- Od czego się zaczyna założenie takiej winnicy?

- W 2006 roku Marek Senator przysłał mi pierwsze sadzonki. To były odmiany już zaaklimatyzowane w Polsce i sprawdziły się w okolicach Zielonej Góry: Bianca, Aurora, Riton, Carvinal, Wiszniowyj Rannyj (mołdawskie), Rondo, Hibernal, Siostra Vanessy.

- A jakie odmiany od dawna nasadzano u nas przy domach?

- Winogrona uprawia się od wieków, przez to powstało mnóstwo przeróżnych odmian, które się zaaklimatyzowały. Marek Senator miał prawie 1000 odmian sadzonek, które testował. W tej chwili ma około 250... Te, które tu kiedyś nasadzano, były krzyżówkami odmian deserowych i przerobowych. Te na wino to są odmiany przerobowe, a te do sklepu to deserowe. Jedno grono odmian przerobowych waży w od 100 do 150 gramów, a grono z odmiany deserowej mogą ważyć kilogram i więcej. Winogrona przerobowe w spożyciu nie są na tyle słodkie i smaczne, żeby się zajadać.

- Czy można u nas sadzić odmiany na przykład francuskie lub włoskie?

- Francuskie by rosły, ale czy zdążyłyby dojrzeć? A jak zdążą, nie będą miały tego smaku, co ten sam szczep posadzony we Włoszech czy we Francji.

- A jaka musi być gleba pod winnicę?

- Tu była gleba zachwaszczona, nieuprawiona przez wiele lat. Wykopaliśmy krzewy, przeprowadziliśmy podstawowe zabiegi: orki, bronowanie, odchwaszczenie. To ziemia klasa IVb i V, z lekką warstwą humusową liczącą około 20 cm, pod którą jest już piasek i glina. Ale takie podłoże jak najbardziej się nadaje. Zresztą ja patrzy się na winnice w Europie, to widzi się piękne na skałach wapiennych, wulkanicznych. Winogrono jest na tylko odporną rośliną, że jeżeli jemu się nie zapewni w warstwie powierzchniowej odpowiedniego nawożenia i wilgotności, to będzie szło w głąb ziemi nawet do kilku metrów, szukając pokładów wodonośnych. Te skały to nieużytki, a rosną na nich odmiany winogron, które doskonale sobie radzą i dają dobre jakościowo wina. Winogrona są bardzo odporne, doskonale sobie radzą w każdych warunkach, a jeżeli jest możliwość nawożenia i nawilżania gleby, to krzew łatwiej i szybciej owocuje.




- Czyli można zakładać na naszym terenie winnice.

- Każdy teren jest dobry, tylko wymaga wstępnego przygotowania. Generalnie winogrona lubią gleby o odczynie obojętnym bądź lekko alkalicznym, czyli ph około 7. Na początku drobne zabiegi rekultywacyjne, typu orka, nawożenie obornikiem przed posadzeniem, potem jest kontrola ph i nawożenie dolomitem nawozem wapniowo-magnezowym. Deserowe można uprawiać też, ale pod folią.

- Kiedy pan zasadził pierwsze winogrona?

- W lutym bądź marcu 2006 r. otrzymałem pierwsze sztobry, czyli patyki około 30 cm, które się ukorzenia. Te sztobry w połowie maja puszczają już pierwsze pędy i są na tyle ukorzenione, że można wysadzać do gleby. To najwcześniejszy termin. Można później, bo wiadomo, że do 15 maja mogą zdarzyć się przymrozki. Z jednej strony końce tych patyków zabezpiecza woskiem bądź farbą emulsyjną z dodatkiem środka grzybobójczego. Ma to na celu zapobieżenie utraty wilgotności, którą ten patyk będzie pobierał poprzez dolną część. A tę dolną część obsypuje się środkiem do ukorzeniania roślin zdrewniałych (tak się nazywają, gdyż to jest patyk przypominający drewno). Ukorzeniacze można dostać w każdym sklepie ogrodniczym, jaki pan chce - do zdrewniałych, półzdrewniałych i zielonych.

- Więc dostał pan te sztobry i co dalej?

- Dostałem około 500. Zawsze jest jakaś część, która wypadnie. Żeby uzyskać 100 sadzonek, żeby mieć pewność, że ta stówka się przyjmie, trzeba posadzić z trzykrotnym nadmiarem, czyli ze 300. Podczas pierwszego sadzenia, na 3-4 arach, zachowałem odstępy między rzędami 1,2 m i odstępy między sadzonkami też 1,2. Potem, jak dostałem kolejne sadzonki w następnym roku, dosadzałem je jeszcze w środku, tak, że wyszło 60 cm sadzonka od sadzonki. I tak jest do dzisiaj. To dosyć gęste nasadzenie, ale odpowiednie, gdyż winnica jest mała, a więc i łatwa w utrzymaniu.

- I jest w tej małej winnicy ile sadzonek?

- 180. W tym roku, w maju, założyłem już drugą winnicą. Ma 9 arów i będzie tam docelowo 300 sadzonek. W tej drugiej są szersze już odstępy pomiędzy rzędami - 1,8 m, a sadzonki od siebie w rzędach co metr. Te odległości mają znaczenie, gdyż będzie można na przykład wjechać traktorkiem do koszenia, łatwiej będzie można utrzymać czystość. Z tych 300 sadzonek 160 jest od Marka Senatora z Zielonej Góry. To odmiana Riton na wino białe. 40 sadzonek - Wiszniowej Rannyj - to sadzonki, które sam wyhodowałem i sadzonki odmiany Regent na czerwone wino. Łącznie te winnice będą miały areał 12 arów i 480 sadzonek.

- Sam pan wyhodował sadzonki. Pociął pan to, co już rosło?

- Tak. Cięcie jednorocznych pędów przeprowadza się w lutym bądź w marcu i z tych uciętych pędów robi się krótkie sztobry po 30 cm i z tego wyhodowuje się już swoje sadzonki.

- Nasadza się i sobie rośnie?

- Jest główny pęd i z boku wyrastaj boczne pędy zwane pasierbami, które należy usuwać. Non stop tak jak przy krzewie pomidora. Pilnuje się głównego pędu. Ten główny pęd jest prowadzony do wysokości 70 cm. Następnie, jeżeli prowadzi się winnicę w systemie jednoramiennego GOUYOT, od tego pędu prowadzi się poziomo jedno ramię do około 60 - 70 cm długości. Wiosną tym pędzie poziomym z oczek wyrastają pędy jednoroczne i idą sobie do góry. I też trzeba pilnować, żeby nie szło ich za dużo. Można zostawić od 6 do 8 pędów. I tu, gdzie odchodzi to ramię, na wysokości 70 cm jest pierwszy drut, a potem trzy kolejne co 25 cm na te pędy jednoroczne. Każdy jednoroczny pęd jest oczkowany przy kolejnym drucie. Ostatni drut znajduje się na wysokości około 1,5 metra. I wtedy zostawiamy za ostatnim drutem trzy oczka i obcinamy. Czyli łącznie taki pęd, licząc 70 cm plus 75 cm plus do końca, ma 1,8 m i jest obcinany, bo inaczej mielibyśmy gąszcz liści i żadnych owoców. Winogrono owocuje tylko na tych jednorocznych pędach. Na każdym pędzie jednorocznym, na którym znajduje się grono, musi pozostać minimum 8 liści, żeby roślina miała czym oddychać.

- To nam się sprawa skomplikowała. Myślałem, że się wsadzi i samo rośnie, a tu pełno pracy. Ile pan przy tym opracuje?

- Siedzi się dzień w dzień. Przy 180 sadzonkach. Są dni, że siedzę od rana do wieczora, a w inne od 3 do 4 godzin dziennie. Zależy od okresu wegetacji. Zdarzają się choroby i od wczesnej wiosny trzeba wykonywać opryski. Tak jak w sadzie. Potem, po kwitnieniu, robi się zabiegi pielęgnacyjne, które nazywają się prześwietleniem. Obrywa się wszystkie liście do pierwszego grona i liście, które zasłaniają światło kolejnym gronom. Chodzi o to, żeby każde grono miało odpowiednie nasłonecznienie i mogło dojrzeć. Jest też okres, gdy szkodzą szpaki i sroki. Niektórzy winiarze przykrywają siatką. Teraz mamy lipiec, owoce, zielone, małe, około 5-6 mm każda kuleczka w gronie, i ptaki tego nie ruszają.

- Co następnie?

- Winobranie to koniec września, początek października, w zależności od gatunku i aury. Zbiór winogron ze180 krzewów dla 3 - 4 osób to jedno popołudnie. Można zebrać od 250 do 270 kg winogron. To jest normalnie, z krzewu liczy się 1,5 kg. Teraz się zaczyna właściwa praca winiarska - odszypułkowanie i tłoczenie soku - moszczu, inaczej wyciśnięcie. W dużych winnicach to odszypułkowanie robią maszyny - tonę przez w godzinę, my - jeden dzień - 2 - 3 osoby odszypułkowują, dwie tłoczą. Mamy drewnianą, dębową, własnej roboty prasę o pojemności 24 l. Jak to wygląda? Wsypuje się te kuleczki winogronowe - owoce i poprzez śrubę trapezową ściska i z dołu wypływa sok winogronowy. Można się napić, moszcz. W marketach taki sok jest w kartonach, ale z 80 procent to woda. My mamy 100-procentowy. Z tego moszczu jest około 200 litrów wina, ale to oczywiście po procesie fermentacji.

- Podczas degustacji miał pan różne wina. Czy to się robi osobno?

- Każdy gatunek daje inny posmak. Staram się zrywać oddzielnie, każdą odmianę oddzielnie tłoczyć i każda odmiana oddzielenie fermentuje. Ile czasu to trwa? Winogrona są zrywane w końcówce września, około 2 tygodni trwa fermentacja i jest już pierwszy obciąg. Potem, po kolejnych dwóch miesiącach, są dwa obciągi. Następnie - miesiąc leżakowania i obciąg. Po 3 miesiącach od winobrania wino jest już na tyle ukształtowane, że ma kolor i smak. Potem leżakuje i dojrzewa od grudnia. Przechowuje się je w piwniczce w temperaturze od 10 do 12 stopni maksimum i o wilgotności w granicach 70 do 80 procent. Cały czas w dużych balonach - butlach szklanych - 50 l... Ja chodzę do piwniczki przynajmniej raz tygodniu zobaczyć, czy coś się dzisiaj dzieje. Oceniam po kolorze, patrzę, czy pracuje,

- I te 200 litrów wina nalewacie państwo do butelek o pojemności 0,75 l. I mają one swoje nazwy i etykietki. Na eksport? - I tu jest problem. Nie można sprzedawać. Przynajmniej tacy winiarze jak my, bo to dla nas jest nieopłacalne. Przepisy prawne są nie praktycznie nie do przejścia. Na przykład muszę produkować wina z odmian, które są wykazie ministerialnym, a nie od kolegi, a u mnie się sprawdzają, Muszę spełnić wiele wymogów - sterylne warunki, umowę podpisana z laboratorium, które będzie sprawdzało każdorazowo próbki, muszę mieć zgodę Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Jest jeszcze mnóstwo kruczków, typu sanepid, urząd celny - na każdą butelkę muszę wykupić banderolkę, urząd kontroli wyrobów alkoholowych. Kolega miał 153 kontrole w roku.

- Ale była mowa podczas spotkania z Markiem Senatorem, że można by to zmienić.

- Tak. Chodzi o to, żebym mógł sprzedawać swoim gościom, już nie mówię w sklepie, to już by to było duże ułatwienie. Byłoby to możliwe, gdy wprowadzono jakąś uproszczoną formę kontroli.

- Jakiej wielkości winnicę polecałby pan mieszkańcom Kociewia?

- 1000 sadzonek, z czego można zrobić 1000 l wina, około 1100 butelek. To byłaby ilość, która wielu winiarzom takim jak ja dawałaby i satysfakcję i możliwość dorobienia sobie i byłaby atrakcją przy gospodarstwach agroturystycznych. Trzeba tu dodać, że takie "autorskie" polskie wina kosztują w graniach od 45 do 60 zł, ale są i takie po 200 czy 300 zł.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz