środa, 3 września 2008

1 września - kilka słów o oświacie

Nauczyciel... Polityka naszego państwa spowodowała, że od lat jest negatywna selekcja do tego zawodu

1 września

Zawsze zakończenie roku szkolnego a także jego początek to w rodzinach czas napięcia, podwyższonej gotowości, bo albo oczekiwanie na cenzurkę, na wyniki wszelkiego rodzaju egzaminów (kompetencyjne, maturalne), albo czas niepewności, bo nie wiadomo, co nowy rok przyniesie. Często rodzice nie wiedzą, z jakich podręczników będą się uczyć ich dzieci, ile będzie kosztować wyposażenie dziecka do kolejnej klasy. Ktoś powie - zawsze tak było. Chyba nie do końca. Dziecko nie może np. "dziedziczyć podręczników". Już nie wspomnę o zamieszaniu w sprawie mundurków, o zalecanych lekturach. Do tego co pewien czas dochodzi do napięcia (najbardziej krzywdzącego uczniów), czy matury się odbędą, bo - pedagodzy grożą strajkami, czy nowy rok zacznie się spokojnie i o czasie, bo - akcja protestacyjna.

Komentarze, dyskusje toczące się w mediach i w domach, docierają do uczniów, którzy często zdezorientowani wiedzą tyle, że są kartą przetargową i nie czują, że to oni są ważni w tej całej grze związków zawodowych, rządu i kogo tam jeszcze. Rodziców o to, co będzie z ich dziećmi, nikt o zdanie nie pyta.

Może zanim nauczyciele (związkowi działacze, którzy chyba dawno nie stali przy tablicy) zaczną krzyczeć o utrzymanie przywilejów, niech uderzą się w piersi i zastanowią, dlaczego tylko 25 procent uczniów chętnie chodzi do szkoły. Kto do tej instytucji skutecznie zraził najmłodsze pokolenie? Czy nie było (nie ma) w tym winy nauczycieli?

Jestem za tym, aby dobrzy nauczyciele dobrze zarabiali; aby wystarczyło im na książki, na dokształcanie się, na uczestnictwo w kulturze, na poznawanie świata, na samochód. (Samochodami to zatarasowane są obecnie miejsca wokół szkół dawniej przeznaczone do biegania i zabaw dzieci podczas przerw.)

Wiem też, że bardzo trudno ocenić pracę nauczyciela. Najtrudniej dokonać oceny wewnątrz szkoły, a obwarowania Karty Nauczyciela powodują, że mamy w szkołach nauczycieli miernych, biernych, z klucza mianowanych i nie do ruszenia - takie "święte krowy mianowane". Zastrzegam, że te słowa nie dotyczą wszystkich, ale chyba każdy mógłby dać przykład takiego belfra. Tacy to na państwowych posadkach dodatkowo biorą na siebie obowiązki związkowców i wówczas, nawet nie posiadając pełnych kwalifikacji, siedzą w ciepłych szkołach i "wychowują" nasze dzieci.

Polityka naszego państwa spowodowała, że od lat jest negatywna selekcja do tego zawodu, a z drugiej strony dyrektorom związuje się ręce, gdy chcą złego nauczyciela zwolnić.

Rady Rodziców - martwe ciało zepchnięte do powitań, podziękowań, czasami do zatwierdzenia wydatków z "dobrowolnych" składek rodzicielskich i tyle. Pisałam kiedyś o społeczeństwie obywatelskim, o umożliwieniu ludziom z inicjatywą do działania na interesujących ich forach. Taką szkołą obywatelskich postaw powinny być moim zdaniem samorządy rodzicielskie w szkołach, które miałyby równorzędny głos w sprawach programów (nie tylko wychowawczych), pomocy dzieciom zdolnym i mniej zdolnym, organizacji zajęć pozalekcyjnych, a także ich głos brany byłby pod uwagę przy ocenie nauczycieli i co za tym idzie (albo powinno iść) poziomu wynagrodzenia.

Wiem, że istnieje możliwość wyboru szkoły i możliwość przeniesienia dziecka do szkoły społecznej lub katolickiej, i wiem o takich przypadkach, ale chodzi mi o szkoły publiczne, które mają do spełnienia misję edukacyjną. Edukację, której efekty są często zastraszające. Mam tu na myśli duży procent tych, którzy mają problemy z rozumieniem tekstu, którzy liczyć potrafią tylko przy pomocy maszyny. Na ten poziom składa się też bardzo niskie czytelnictwo. Zasób słów i umiejętność wyrażania myśli słychać i na ulicach, i w mediach.

Na efekty zmian w oświacie trzeba czekać latami, bo to długi proces i wszelkie eksperymenty odbywają się na żywym, młodym organizmie. Nikt chyba nie wątpi, że edukacja wymaga głębokiej reformy, a z tego co się da zaobserwować, to największymi jej "hamulcowymi" są niestety nauczyciele.

A. Malinowska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz