sobota, 14 lipca 2012

AGATA BOROWIAK. "Malowniczy" rozkład dworku w Owidzu. Ależ zdjecia!

Materiał do indeksu zabytków i ich stanu w powiecie starogardzkim

Wieś Owidz leży 3 km na południowym wschodzie od Starogardu. Pod koniec marca 2011 r. młodzi reporterzy z Ogniska Pracy Pozaszkolnej zrobili tu reporterski zwiad. Cel - poszukiwanie ciekawostek.

Grodzisko

Grodzisko w Owidzu powstało w IX w. Wielu o nim słyszało, wiele osób na nim było, ale specjalnie nie wzbudzało zainteresowania. Ot, jakaś tam górka. Jednak podczas zwiadu robi wrażenie. Na otaczających grodzisko drzewach nie ma liści i stromizna wzniesienia liczącego w niektórych miejscach 18 m budzi respekt...

















W dole meandruje rzeka Wierzyca i widać ślady po niegdysiejszej fosie. Spłaszczony szczyt grodziska ma wymiary 50 na 150 m. Można by na nim swobodnie grać w piłkę nożną. W ubiegłym roku trwały tu prace archeologiczne. W tym roku ma być stawiana rekonstrukcja drewnianej osady. Jak będzie wyglądać, pokazuje tablica usytuowana przy głównej drodze w Owidzu.


Ryby w Wierzycy

Z grodziska bardzo dobrze widać ciekawy budynek elektrowni wodnej z czerwonej cegły, zalewy przed i pod obiektem. Reporterzy powoli schodzą ze stromej górki i wchodzą na teren elektrowni. Przyjmuje ich tu dyżurny Krzysztof Bojar, sympatyczny młody człowiek.

- Została wybudowana w 1910 roku przez państwa Schmidt - mówi pan Krzysztof. - Wysokości spadu wody wynosi 3,5 m. Reporterów jednak bardziej niż kilowaty interesuje stan czystości wody w rzece. Teoretycznie tuż za Starogardem powinna być zanieczyszczona. Okazuje się, że wcale tak nie jest. Owszem, czasami zdarzy się fotel (akurat suszy się taki na brzegu), czasami jakiś inny mebel. Ale to sporadycznie.

- Głównie pływają w niej liście - opowiada dyżurny elektrowni.


Krzysztof Bajor lubi swoją pracę. Turbina pracuje głośno - reporterzy mają w uszach zatyczki - ale w wygłuszonym pomieszczeniu dla osoby obsługującej elektrownię można studiować na przykład książki z branży elektrycznej. Pan Krzysztof po pracy często łowi ryby na górnym zalewie, czyli przed elektrownią.

- Często udaje mi się złowić leszcze, okonie, szczupaki, płotki i pstrągi tęczowe. Występowanie tej ostatniej ryby świadczy o bardzo dobrym stanie czystości w Wierzycy w tym miejscu - to mówiąc pan Bojar wyjmuje z wiadra sporego szczupaka. Nie jest to jego trofeum. Po prostu ryba zaplątała się w urządzeniu do zatrzymywania śmieci tuż przed spadem wody. Tak więc niekoniecznie trzeba tu wędkować, żeby zdobyć szczupaka.

Najgrubszy dąb na Kociewiu?

I już dworek w Owidzu, rozciągający się przy nim park z dwoma stawami oraz gospodarstwo hodowlane. Własność prywatna. Młodzi reporterzy fachowo mierzą obwód największego dębu. Otaczają pień na wysokości ramion. Wychodzi... 498 cm! Czy ktoś wie, gdzie na Kociewiu rośnie grubszy?

- Ma ponad 300 lat - mówi właściciel Dietrych. - Mniej więcej tyle, ile liczy sobie najstarsza część dworku.

- Nieufni reporterzy potem wyjmują książkę o dworkach. Czytają: "Pałac znajdujący się przy parku wybudowany został w drugiej połowie XIX wieku przez rodzinę państwa Grąbczewskich". Hmm... Coś tu nie pasuje. A po chwili - eureka! Okazuje się, że pierwsze założenie dworskie powstało około 1780 roku. Czyli - można przypuszczać - najstarsza część dworku oraz aleja dębowa powstały 230 lat temu. Nie 300, ale to i tak dużo.



Niestety dworek znajduje się w stanie kompletnej ruiny. A jeszcze kilkanaście lat temu można go było uratować. Dziś o dawnym pięknie tego obiektu świadczy wieżą widokowa pokryta ocynowaną blachą. Dewastacji nie dziwi się tylko bocian, który na gołym kominie pałacu zbudował ogromne trzypokładowe gniazdo.


Świnie, krowy i barany

Tadeusz Dietrych oprowadza reporterów po budynkach inwentarskich. Najpierw pokazuje maciory. Wiele z nich ma po 13 i więcej warchlaków. Następnie prowadzi do pomieszczenia z owcami. Przez lata było to jego hobby, dziś już się opłaca. W krówni pokazuje krowy rekordzistki. Jedna z nich w 305-dniowej laktacji daje 10075 kg mleka. Po terenie biegają rzadko spotykane koniki polskie. Na obiektach trwają prace remontowe. Dietrych nie miał szans uratować dworku, gdyż nie pozwalała mu na to rentowność przedsiębiorstwa. Owszem, byli ludzie chętni do kupna obiektu, ale za złotówkę. Smętnie wyglądają mury wielkiego, starego obiektu z czerwonej cegły, prawdopodobnie stodoły. Pożar strawił jego dach.


- Chciałem namówić władze, żeby powiązać inwestycje na grodzisku z obiektami na moim terenie - mówi pan Tadeusz. - Proponowałem w miejscu spalonego pomieszczenia zrobić salę multimedialną. Niestety nikt nie był tym pomysłem zainteresowany.

Pomysł interesujący. Szkoda, że nie "przeszedł". Grodzisko, elektrownia, park, budynki hodowlane i sala - taka ścieżka turystyczna byłaby bardzo ciekawa.

Agata Borowiak

"Zielony Autobus" nr 2, "Dziennik Bałtycki" - 2011 r.

KILKA LAT WCZEŚNIEJ - REPORTAŻ



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz