środa, 4 lipca 2012

TADEUSZ MAJEWSKI. Pałac w Kopytkowie – ostatnie umiera graffiti

Policzyłem, że w powiecie starogardzkim istniały 54 dworki i pałace. Te drugie były otoczone pięknymi parkami. Część z nich została zniszczona tuż po wojnie i wcale nie przez Rosjan. Część w okresie ostatnich 22 lat (nie, jak sądzi wielu, w czasach PGR-ów). Proces współczesnej dewastacji ma bardzo podobny przebieg. Ktoś kupuje za psie pieniądze i nic nie robi, po prostu MA. Już pal licho te ruiny pałaców (vide na innych stronach Miradowo, Owidz). Bardziej mi żal nieraz wspaniałych parków. Mogły przecież zostać skomunalizowane, tzn. mogły stać się mieniem sołectw. Dziw, że coś takiego dzieje się bezkarnie. Niżej zamieszczam legendę o pałacu w Kopytkowie i zdjęcia stanu obecnego obiektu.
Tadeusz Majewski








Turnieje KGW odgrywają ogromną rolę kulturotwórczą. Na przykład w 2009 r. trzeba było napisać i przedstawić na scenie legendę o swojej wsi. Napisać - wymyślić nową lub spisać istniejącą jak to legenda w opowieściach starszych osób. W obu przypadkach to cenne działanie twórcze. Oto legenda o Kopytkowie...



Dawno, dawno temu przy szlaku bursztynowym powstała osada Kopytkowo. Książę Pomorski Mściwój II nadał ją braciom Dziwakowi i Przybysławowi. Potem osada trafiła w ręce rycerza Janczaka. Po 13-letniej wojnie właścicielami zostali Frąccy, następnie Kopyccy. Na początku XVII wieku osada przeszła we władanie Kostków, następnie Wolfa.

Legenda ta jest z około 1812 roku, kiedy majątek w Kopytkowie należał do rodziny Von Plehn. W jej władaniu pozostał do 1945 roku.

Plehnowie utrzymywali majątek w wysokiej kulturze rolnej. Posiadali gorzelnię, piękny pałac, a wokół niego ładnie zaprojektowany i utrzymany park oraz sad.

Arnold Von Plehn odziedziczył majątek po ojcu, a po Arnoldzie przejął go syn Hans.

Starszy pan, jak mówiono o dziedzicu, był bardzo dobrym człowiekiem, szczególnie dla robotników pracujących w majątku, których sowicie wynagradzał za pracę.

Nastały jednak trudne czasy dla gospodarki rolnej, majątek zaczął podupadać, pan zachorował, rodzina od niego się odsunęła. I wtenczas zaczęło się dziać coś dziwnego w pałacu. Szczególnie nocą słychać było rozmowy pana. Słyszano też stuki i hałasy, zupełnie jakby koń kopytami walił. Gdy ktoś odważył się to sprawdzić, widział starszego pana błąkającego się nocą po korytarzu, a jego oczy świeciły diabelskim blaskiem.

Od tego momentu wszystko uległo zmianie na lepsze. Pan wyzdrowiał, obrodziły sady i pola, pogodził się z żoną i spłodził dziewięcioro dzieci. Podpisał umowy z robotnikami i służbą, którzy za swoją pracę otrzymywali spore wynagrodzenia. Był jednak warunek - nie wolno było bez jego zgody czegokolwiek zabierać pod groźbą surowej kary.

Życie na majątku zaczęło kwitnąć. Jednak coraz częściej zaczęły dziać się dziwne rzeczy, czego doświadczył na własnej skórze ogrodnik Jaśko, który chciał dla swej dziewczyny wziąć kilka jabłek z sadu, bo nigdzie tak pięknych i dorodnych owoców nie było. Mimo zakazu zakradł się nocą do sadu i zaczął zrywać jabłka. Zdumiał się bardzo i przestraszył, gdy przed sobą zobaczył zapatrzonego jak posąg dziedzica z cygarem w zębach. Przerażony uciekł z sadu bez jabłek. Przez resztę nocy nie spał, tak się przestraszył pana. Bał się także spotkania z panem. Zdumiał się bardzo, gdy pan następnego dnia go nie wezwał na rozmowę. Nie wytrzymał i wygadał się pokojówce opowiadając jej całe zdarzenie.

Jaśko: Mówiłaś mi, że pana nie będzie i dlatego wybrałem się do sadu po jabłka.

Pokojówka: No bo państwa nie było.

Jaśko: Co ty gadasz? Jak zrywałem jabłka, pan z cygarem w zębach stanął koło drzewa. Tak się przestraszyłem, że nie patrząc na nic uciekłem z sadu zostawiając jabłka w koszu. Najgorszy jednak był jego wzrok. Całą noc nie spałem, tak się bałem. Co teraz będzie i jaką karę za to otrzymam?

Pokojówka: Przysięgam na wszystko. Państwo byli w Kamionce i przyjechali nad ranem, widziałam ich. Dlatego to jest niemożliwe, żeby pan był w nocy w sadzie.

Jaśko: Ale był.

Inny robotnik też wiedział, że pan przebywa z wizytą w pałacu w Starej Jani i dlatego wziął wózek, i poszedł do spichlerza po kilka worków zboża dla swoich świnek. Ale jak podczas pakowania zboża zobaczył przed spichlerzem pana na białym koniu, tak się przestraszył, że zostawił zboże i uciekł. Przez kilka dni ze strachu leżał chory.

Od tej pory wszyscy się pana bali i nikt nie odważył się czegokolwiek wziąć. Mieszkańcy i służba zaczęli go bacznie obserwować, i zauważyli, że nadal po nocach chodzi po pałacu i z kimś rozmawia albo jeździ po parku na białym koniu.

Pewnego dnia wtajemniczona pokojówka znalazła list na pergaminie z czerwoną pieczątką. Zaciekawiona otworzyła go i przestraszyła się bardzo. Przed oczami miała najprawdziwszy cyrograf, czyli pakt z diabłem.

Za swą duszę pan otrzymał zdrowie, bogactwo, rodzinę oraz możliwość bycia farmazynem.

Stało się jasne, dlaczego pana widać w kilku miejscach jednocześnie.

Strach padł na ludzi, ponieważ byli wierzący. Pan był bardzo dobry mimo zaprzedania duszy. Pan wyczuł, że ludzie zaczynają się go bać i czuł się z tym bardzo źle. Dlatego coraz częściej opuszczał pałac i zaczął podróżować. Zmarł w najświetniejszych czasach majątku i wsi Kopytkowo.

Ale nawet dziś, jeśli Państwo chcecie spotkać dziedzica, to przyjedźcie do Kopytkowa i przejdźcie się nocą po parkowych alejach. Jeśli zerwiecie kwiaty lub ułamiecie gałązkę, to ujrzycie dziedzica galopującego na białym koniu lub spacerującego z cygarem w zębach po parku.

Zdjęcia - stan obecny pałacu i tablicy pamięci

LINK DO STROMY Z HISTORIĄ PAŁACU - PRZEJDŹ

ROZMOWA NA TEMAT KOPYTKOWA I M.IN. PAŁACU, JAKĄ PRZEPROWADZIŁEM W 2006 R. - PRZEJDŹ

SPACERUJĄC PO PARKU - TAK PISAŁEM O ZESPOLE W 2004 R. - PRZEJDŹ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz