środa, 5 października 2005

O Kole Gospodyń Wiejskich

"Lalkowy są zapomniane, zepchnięte, popegeerowskie, zaorane. Niech pan przyjedzie i nam pomoże" - mówiła na dożynkach w Bolesławowie Marianna Wojtaś...

Jak się nazywa przewodnicząca Koło Gospodyń Wiejskich w Lalkowach?
- A coś takiego jeszcze jest? - pytaniem na pytanie odpowiada pani w bibliotece gminnej w Smętowie. Jest zdziwiona - przecież to przeżytek PRL-u.

Jaki ta przeżytek!

A gdzie tam przeżytek. KGW w powiecie są "trendy", mają dokonania i ambicje. Powstają też nowe. Oczywiście zupełnie inne niż te z okresu PRL-u.
Przewodnicząca KGW w Lalkowach Marianna Wojtaś mieszka w domostwie na terenie byłego majątku. Jak przystało na przewodniczącą, akurat robi w kuchni wypieki, Pomaga jej wiceprzewodnicząca Henryka Racińska.



Młodzi za granicę

- Mężczyźni pracują, ale przeważnie nie we wsi - opowiadają panie. -
W Gdańsku, Tczewie. A kobiet? Z młodych pracuje może połowa. Reszta wychowuje dzieci. Sporo młodych wyemigrowało za pracą i mieszkaniem. Ilu - nikt dokładnie nie policzył...
- Ja mam dwóch synów - mówi pani Henryka. - Jeden wyjeżdżą za granicę, ostatnio do Francji. Drugi pracuje na Gwadelupie. Inni ze wsi podobnie. Jeden w Hiszpanii, dwaj w Niemczech. O, i jeszcze dwaj w Niemczech.
- Wyjeżdżają ci, którzy mają odpowiednie wykształcenie i odwagę - komentuje to
pani Marianna. - Przyjeżdżają do domu raz, dwa razy na miesiąc.

Kilkanaście miejsc pracy

W samych Lalkowych pracy jak na lekarstwo. W dwóch sklepach pracuje pięć osób, na majątku, dzierżawionym od Agencji Nieruchomości Rolnych przez spółkę ze Starej Jani, zatrudnienie znalazły 23 osoby, ale licząc z innymi wioskami. Ze wsi pięciu. Niewielu. Wiadomo, podatki, koszty dzierżawy, technologia - nie można zatrudnić więcej.

- Taki majątek to nie jest łatwy chleb - opowiada pani Marinna. - Mąż - współwłaściciel spółki - siada na ciągnik i wraca nawet o godzinie 23. Sam tyle robi. Zatrudnić nie zatrudni, jak nie będzie miał z czego wypłacić.
I jeszcze dwie osoby pracują w szkole - nauczycielka i woźna.
Liczymy. Wychodzi z 12 miejsc pracy. Dziwne, że młodzi wyjeżdżają? A może to i dobrze. Przywiozą kapitalik, może i pomysły na Lalkowy.

Dziesięć lat bezruchu

- To wieś popegeerowska. Po transformacji ludzie byli załamani. Trwało to z dziesięć lat - ciągnie pani Marianna. Kiedy w listopadzie 2002 r. zaczęliśmy zakładać KGW, niektórzy kpili. Koło powstało, kiedy przyjechał pan Piotr Hałuszczak - prezes Wojewódzkiego Związku Kółek i Organizacji Rolniczych. Porozmawiał w szkole z panią Ciesielską. Namawiał, by odtworzyć KGW. Mówił, że są pieniądze z dawnych Kółek Rolniczych (7 tys. zł), które będą nam przekazywać na działalność, po 700 zł rocznie. Na Kółka Rolnicze, a nie KGW, dlatego jesteśmy zarejestrowani jako Kółko Rolnicze.
Sytuacja zaskakująca - Kółko Rolnicze działające jako KGW.

Robimy porządki

- Na to pierwsze spotkanie przyszło dwadzieścia kobiet. Chciały zobaczyć, co też z tego wyjdzie. Myślały, że może powstanie coś na dawnych zasadach - ot, pogaduchy przy kawie, wieczorki. No bo co innego można robić? Kiedyś przez KGW rozprowadzali kurczaki, organizowali odczyty i pogadanki w klubach RUCHU, a teraz? Tamte KGW umarło śmiercią naturalną i przez 10 lat nic nie było - wyjaśnia pani Marianna.



- Na tym pierwszym zebraniu przyjęłyśmy trzy założenia: po pierwsze - robić coś dla wioski, pod drugie - robić coś dla bliskich, sąsiadów, dzieci, dla gromady sołeckiej, po trzecie - robić coś dla siebie, czyli KGW. Mówiłyśmy, że będziemy dbać o porządek wsi, szczególnie tam, gdzie nie ma właścicieli - przy sklepie, przy kościele, przy parkingu, na placu zabaw. I tak się dzieje. Robimy porządki, co najmniej wiosenne i jesienne. Dołączają do nas chętnie kobiety spoza koła.

Żeby się pokazać

Panie mają siedzibę w szkolnej świetlicy. Nie są seniorkami. Dwie mają po 61 lat, część - od 40 do 50 lat, dwie były nawet 20-latki.
Tak był początek działania - porządkowanie wsi. Ale zaraz potem przyszła myśl, żeby się pokazać.

- Pierwszą gwiazdkę dla dzieci zrobiłyśmy w styczniu 2003 roku. Zaprosiłyśmy posła, wójta - przyjechali. Od tamtego czasu gwiazdki są co roku. Z panią dyrektor szkoły zrobiliśmy festyn rodzinny z okazji Dnia Dziecka. Też przyjechał poseł, wójt. O, i przyjechał pan redaktor - napisał reportaż pod tytułem "Rządy w rękach kobiet". W ubiegłym roku z Cartitas zrobiłyśmy spotkane z okazji Dnia Seniora. Dla całej parafii. Piekłyśmy w domu, a w szkolnej kuchni przygotowałyśmy kawę i te ciasta. Były niespodzianki, dla najstarszego seniora, seniorki i najstarszego małżeństwa...
- Dostała Leokadia Partyka, najstarsza babcia - wtrąca pani Henryka. - Ma dzisiaj 94 lata, jest najstarszą mieszkanką gminy.

Zarobiły na stroje

W tym roku w czerwcu panie z KGW zajęły się częścią gastronomiczną imprezy. Całość przygotowały sołtys Irena Muszyńska i Janina Ciesielska.
- Upiekłyśmy dla dzieci, a gościom sprzedawałyśmy - kawę, ciastka. Za symboliczna złotówkę, żeby zebrać pieniądze na stroje.
Skąd pomysł na te stroje?

- W tym roku pojechałyśmy pierwszy raz na Wielkanocną Babę do Warszawy, organizowaną przez Krajowy Związek Kółek i Organizacji Rolniczych - opowiada dalej pani Marianna. - Zabrałyśmy się busem z Barłożnem, a od pani Józi pożyczyłam kociewskie stroje. Piękna impreza. Organizuje się ją w Palmową Niedzielę. Przyjeżdżają reprezentacje KGW z różnych regionów, przywożą swoje regionalne wypieki. Jest degustacja, można też trochę sprzedać. My miałyśmy dwie baby, mazurki, sernik typowo wielkanocny. Stwierdziłyśmy jednak, że jeżeli mamy uczestniczyć w takich imprezach, to musimy mieć swoje stroje, bo bez nich ani rusz.
Przedtem jeszcze, w lutym, byłyśmy w Kaliskach na powiatowym turnieju KGW jako kibice Barłożna. Chciałyśmy zobaczyć, jak organizują się inne koła, jak wygląda ich działalność. Startowało 10 kół, większość w strojach. Podobała nam się prezentacja stołów, konkursy. Po tym wszystkim pod koniec kwietnia na zebraniu zaproponowałam, że może będziemy się o stroje starać. Zrobiłam kalkulację wstępną. Część zasponsorował wójt, Regina Kotłowska sprzedawała swoje wierszyki, pieniądze na korale dał poseł, pomogła też rada sołecka i pan Hałuszczak. Zorganizowałyśmy wycieczkę do Obór. Odważyłyśmy się wziąć duży autobus na 57 osób. Był pełen. Koło na tym zarobiło.

Co dalej?

- To idzie powoli, etapami. Trzeba przekonywać. Teraz chcemy założyć jakiś zespół. Poprosimy o pomoc nauczycieli. Nie, nie chór. Zespół, który by miał w repertuarze kabaretowe scenki, w humorystyczny sposób pokazujące naszą wioskę, gminę

Macie już stroje, pokazujecie się na imprezach... Jak to pani w Bolesławowie określiła Lalkowy?
- Zapomniane, zepchnięte, popegegerowskie, zaorane...

A gdyby pani miała zaprosić na jakąś imprezę (np. Lalkowskie wieczory") na przykład starogardzian, to jaki by pan ułożyła plakat reklamowy?
Pani Marianna jest nieco zakłopotana. Po chwili przynosi wiersz i czyta... Pieśń o obronie szkoły (szkoła we wsi z braku odpowiedniej liczby dzieci została zredukowana do oddziału). Po chwili mówi, że trzeba by też pokryć bruk asfaltem...

Tylko niech panie zostawią ten bruk w spokoju...W niektórych miejscowościach zrywa się asfalt, żeby go odsłonić.
Rozmawiamy jeszcze długo, między innymi o tym plakacie reklamowym - co by tu zorganizować i pokazać ludziom z zewnątrz. Czy w ogóle jest coś takiego? Panie niespecjalnie coś takiego dostrzegają. Podobnie mówi godzinę później obywatel grabiący ziemię przed kuźnią. Nie pierwsza to wieś, której mieszkańcy nie widzą otaczającego ich piękna.
Tadeusz Majewski

1. Wielki ruch przy stoisku pań z KGW Lalkowy na tegorocznych wojewódzkich dożynkach w Bolesławowie.Fot. Tadeusz Majewski
2. Panie Marianna Wojtaś i Henryka Macińska - jak przystało na działaczki KGW - przygotowują w kuchni wypieki.Fot. Tadeusz Majewski

Za magazynem Kociewiak - dodatek do piątkowego wydania Dziennika Bałtyckiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz