środa, 2 listopada 2005

Bogusław Kwaśniewski - Honorowy Obywatel Gminy Smętowo

Honorowy Obywatel Gminy Smętowo, a taki zwyczajny człowiek.
Nadanie dr medycyny Bogusławowi Kwaśniewskiemu tytułu Honorowego Obywatela Gminy Smętowo i jubileusz 50- lecia małżeństwa państwa Kwaśniewskich jest okazją do przeprowadzenia rozmowy z doktorem i jego żoną.





Doktor Kwaśniewski wspomina: - Urodziłem się 23.02.1930 r. w Bytoni, w rodzinie nauczycielskiej . W 1933 r. przeprowadziliśmy się do Zblewa, wtedy mój ojciec został tam kierownikiem szkoły. Od 1933 r. rozpocząłem naukę w Szkole Podstawowej w Zblewie, w czasie okupacji uczyłem się w szkole niemieckiej, którą ukończyłem w 1944 roku. Po ukończeniu szkoły, w latach 1944-1945, pracowałem, skierowany przez Niemców w tartaku w Zblewie.

Po odzyskaniu niepodległości rok chodziłem do polskiej szkoły. Kontynuowałem naukę w gimnazjum w Starogardzie Gd. Był wtedy rok 1951, nauka trwała w pierwszych latach 6 lat. Ukończyłem klasyczne gimnazjum, które kończyło się maturą, gdzie wykładano łacinę, astronomię, język angielski. Postanowiłem po maturze studiować medycynę, ale się nie dostałem.

Próbowałem dalej i udało mi się dostać do Szkoły Felczerskiej w Gdańsku, gdzie uczyłem się w latach 1951-1953. Mając 5 lat już wiedziałem, kim chcę być. Babci, na pytanie: kim chcę być w przyszłości, odpowiedziałem, że "doltolem" i konsekwentnie do tego dążyłem.

Po ukończeniu Szkoły Felczerskiej pracowałem w przychodni lekarskiej w Starogardzie do roku 1956. Pełniłem funkcję zastępcy kierownika przychodni. Jako felczer miałem prawie wszystkie uprawnienia jak lekarz medycyny, nie mogłem tylko pracować jako ginekolog.

W 1955 r. ożeniłem się. W 1956 r. dostałem się na pierwszy rok studiów stacjonarnych w Akademii Medycznej w Gdańsku. Studia trwały 6 lat. Miałem już wtedy rodzinę, więc musiałem sobie dorabiać. W soboty i niedziele pracowałem w Pogotowiu Ratunkowym, brałem różne dyżury, zastępstwa, bo miałem uprawnienia felczerskie. Otrzymałem zwrotną pożyczkę na studia, którą musiałem spłacić po ich ukończeniu. Grałem także bardzo dobrze w brydża, często wygrywałem i stąd miałem dodatkowe pieniądze.

Po ukończeniu studiów medycznych pracowałem znów w Przychodni Lekarskiej w Starogardzie Gd., a następnie w Gminnym Ośrodku Zdrowia w Czarnej Wodzie.
W 1964 roku przyjechałem do Kopytkowa i pozostałem na długie lata. Czekał tam na nas nowy ośrodek zdrowia, mieszkanie i służbowy samochód - używana Warszawa garbus.

Kiedy już się na dobre sprowadziłem do Kopytkowa, popatrzyłem na świat i powiedziałem sobie: "Boguś, i co Ty tu będziesz robił? Do Boga wysoko, do króla daleko".
Zabraliśmy się do porządkowania i zagospodarowania terenu wokół ośrodka. Pokochałem moje nowe miejsce pracy, środowisko.



W roku 1964 otrzymałem tytuł Judyma (honorowy tytuł, który nadawano wiejskim społecznikom na terenie województwa gdańskiego)
Rozpoczynając pracę w wiejskim ośrodku zdrowia przyjąłem zasadę, którą wyniosłem z domu: "... drzwi u lekarza zawsze muszą być otwarte, a w plebanii nigdy nie zamknięte"... "z pacjentem mądrzejszym kłócić się nie wolno, z pacjentem głupszym nie warto"." Dlatego przez cały okres mojej pracy nie miałem konfliktów z pacjentami. Te zasady wpoił mi mój ojciec Wincenty Kwaśniewski, który zawsze starał się być dobrym Polakiem i patriotą. Dla wnuków był to dziadek Wincek.

Kiedyś Tata przyjechał do mnie w odwiedziny i spał ze mną w pokoju. Tej nocy miałem trzy wezwania do chorych. Ojciec za trzecim razem powiedział: "Czy oni nie mogą przyjść kiedy indziej, tylko tej nocy?". Wtedy odpowiedziałem, że tak żyć jest bardzo ciężko, ale tak jest przez cały czas.

Na początku w ośrodku pracowała tylko jedna pielęgniarka. Była świetnie wyszkolona i odgrywała ważną rolę. Była moją "prawą" ręką. To pani Irena Wroniak.
Chodziliśmy pieszo do chorych, jeśli nie można było dojechać, odebraliśmy razem kilka porodów, jeździliśmy nie tylko samochodem, ale ciągnikami, saniami.

Ze względu na brak środków lokomocji założyliśmy dwa punkty lekarskie dojazdowe w Lalkowach i Kamionce, gdzie przyjmowaliśmy pacjentów dwa razy w tygodniu, żeby ułatwić ludziom dostęp do lekarza. Organizowaliśmy punkty szczepień dla dzieci w każdej wiosce. W ośrodku zdrowia w Kopytkowie założyliśmy punkt apteczny .
Współpraca z kierownictwami zakładów rolnych PGR układała się dobrze. Zawsze mogłem liczyć na ich pomoc
.
Będąc jedynym lekarzem w ośrodku wykonywałem różne zabiegi, takie drobne zabiegi chirurgiczne, jak szycie ran ciętych, usuwanie ciał obcych z oka, czasami musiałem usuwać bolące zęby.

Prócz zawodu lekarza w "moim" ośrodku musiałem wykonywać inne prace jako: ogrodnik, hydraulik, palacz, zaopatrzeniowiec, transport pacjentów w nagłych przypadkach do szpitala. Dawało mi to dużo radości i zadowolenia, czułem się potrzebny, widziałem efekty mojej pracy.

Z biegiem czasu miała miejsce dwukrotna przebudowa ośrodka, odbył się remont dachu i dobudowano piętro. Powiększała się liczba personelu medycznego w ośrodku, funkcjonował gabinet stomatologiczny, gabinet rehabilitacji, do ośrodka dojeżdżali różni specjaliści.

W Ośrodku Zdrowia w Kopytkowie pracowałem do roku 2002. Jako lekarz wiejskiego ośrodka musiałem jeździć samochodem, gdyż nieraz pokonywałem znaczne odległości, by dotrzeć do chorych. Miałem więc różne samochody: służbową Warszawę - garbusa, później nowszą już Warszawę (też służbową). Potem korzystałem już z własnych samochodów (używanych), miałem dwie Syrenki, Ładę, dwa Mercedesy 200 i 190. Na emeryturę "odjechałem" Passatem, a obecnie powoli i ostrożnie jeżdżę Volsvagenem 4.


























Za moją nienaganną pracę otrzymałem także odznaczenia: w latach 70. - Złoty Krzyż Zasługi, w latach 80. - Krzyż Kawalerski Odrodzenia Polski oraz tytuł Zasłużony Ziemi Gdańskiej i Honorowy Obywatel Gminy Smętowo. Tym ostatnim uhonorowaniem czuję się szczególnie usatysfakcjonowany. Cieszę się ogromnie, że Rada Gminy Smętowo z przewodniczącym p. Wiesławem Ołowskim i panem Wójtem Gminy Smętowo Jerzym Zielińskim nadali mi ten tytuł. Odbyła się wspaniała uroczystość, za którą serdecznie dziękuję. Szczególnie wzruszyły mnie dowody wdzięczności - kwiaty, listy, gratulacje od wielu moich dawnych pacjentów czy ludzi, z którymi współpracowałem.

Obchodziliśmy także wspaniałą uroczystość rodzinną, 50-lecie naszego małżeństwa. Moja żona Ruth jest prawdziwym aniołem, zawsze mnie rozumie, pomaga i wspiera w trudnych chwilach. Cieszymy się bardzo, że udało nam się razem przeżyć te 50 lat w zgodzie i harmonii.

Zapytałam panią Ruth Kwaśniewską o jej biografię. Z mężem są krajanami, pochodzą ze Zblewa. Teścia - Wincentego Kwaśniewskiego znała "dobrze wcześniej", niż została żoną jego syna. W szkole dobrze się uczyła, ładnie pisała, więc pan Kwaśniewski senior zapraszał ją do kancelarii, by pomagała mu prowadzić dokumentację. W czasie okupacji chodziła do szkoły niemieckiej. Zaraz po wyzwoleniu matka kazała jej jeszcze chodzić dwa lata do szkoły polskiej.

Wyróżniała się wśród uczennic - miała dwa długie, piękne warkocze. Później uczyła się w Gimnazjum Handlowym w Tczewie, tam działała w tajnej organizacji Ruchu Oporu w czasach stalinowskich. W 1950 r. została zatrzymana przez Urząd Bezpieczeństwa. - "Siedziałam" w więzieniu przez pół roku. Wszyscy mnie szukali, bo zostałam zabrana z ulicy i nikt o mnie nic nie wiedział - wspomina p. R. Kwaśniewska. Otrzymałam wyrok w zawieszeniu.

Kontynuowałam naukę w Liceum Technicznym w Chojnicach, gdzie w 1952 r. zdałam maturę. W związku z tym, że byłam aresztowana, miałam kłopoty z otrzymaniem pracy, obecnie z tego tytułu otrzymuję dodatek kombatancki.

W swojej karierze wykonywałam różne zajęcia : byłam rejestratorką, pracownikiem socjalnym, prowadziłam punkt apteczny, kierowałam pracą sióstr PCK. w 1987 r. przeszłam na emeryturę.

Z Bogusiem razem dojeżdżaliśmy do szkoły, jeździłam z nim na mecze jako kibic, bo mój mąż grał w piłkę nożną, siatkową, miał tytuł v-ce mistrza LZS w tenisie stołowym. I tak to się zaczęło....

W 1955 r. wzięliśmy ślub, urodziło się nam troje dzieci: Blandyna, Marek i Marlena. Starałam się, by w naszym domu panowała dobra atmosfera - łagodziłam konflikty domowe. Nasze córki poszła w ślady ojca, nie zostały jednak lekarzami. Blandyna jest z wykształcenia pielęgniarką, przez wiele lat pracowała w zawodzie, obecnie prowadzi kwiaciarnię. Marlena wyjechała do Niemiec i jest pielęgniarką, jest przełożoną oddziału. Pracuje na Oddziale Intensywnej Terapii, mieszka w Bawarii.

Syn Marek także wyjechał do Niemiec. Pracuje w transporcie, jeździ wielkimi TiR-ami. Mamy czworo wnucząt - 1 wnuczkę i 3 wnuków.

- Prócz pracy zawodowej, która bardzo mnie absorbowała, czasami miałem także czas na swoje zainteresowaniai. Sam wybudowałem i urządziłem domek letniskowy nad jeziorem Kałębie w Wycinkach, gdzie wypoczywała razem ze mną moja rodzina. Moją pasją było łowienie ryb. Posiadam własną łódź. Najbardziej lubiłem łowić sandacze i okonie. Tam najlepiej wypoczywałem - mówi doktor - nabierałem sil do pracy. Lubię grać w karty, jeszcze na emeryturze grałem chętnie w skata.

Lubię oglądać w telewizji mecze i wiadomości polityczne. Lubię rozmawiać o polityce.
Jestem lekarzem, ale choroby mnie nie omijały. Przeżyłem poważną operację - usunięcie guza jelita grubego w Klinice w Poznaniu, na Oddziale Chirurgicznym. Operację przeprowadził profesor Góral, który już niestety nie żyje. Przebyłem zawał mięśnia sercowego, operację prostaty, udar mózgu. Teraz korzystam z rehabilitacji, czuję się nie najlepiej, bardzo powoli dochodzę do zdrowia.

Pani Ruth mówi : "Teraz cała nasza nadzieja w Bogu. Sprawia nam radość, że możemy uczestniczyć w nabożeństwach, słuchać Radia Maryja. Bardzo jest mi potrzebne to radio.

Nie interesuje jej polityka, ale modlitwy płynące z eteru.
- W roku 2002 zakończyliśmy budowę domu w Smętowie i zaraz w nim zamieszkaliśmy. Wcześniej sprzedaliśmy dom w Starogardzie Gd. Dom, w którym mieszkamy, jest parterowy, bardzo funkcjonalny, dobrze się nam w nim mieszka. W pobliżu nas mieszka nasza córka Blanka z rodziną, pomagają nam w wielu przypadkach. Mamy wiele przyjaciół, otaczają nas życzliwi ludzie, odczuwamy to na każdym kroku. Stajemy się coraz starsi, oboje chorujemy, jesteśmy niedołężni, ale w otoczeniu "swoich"", życzliwych ludzi łatwiej jest nam to znieść.

W imieniu społeczeństwa Gminy Smętowo, wielkiej rzeszy pacjentów dziękujemy Państwu za rozmowę, ciepłe wspomnienia, długoletnią pracę na rzecz naszego Ośrodka Zdrowia i społeczeństwa.
Myślę, że wyrażam wyrazy wdzięczności, uznania od wszystkich tych, którzy doznali Waszej pomocy i życzliwości.
Pamiętamy, że doktor B. Kwaśniewski nigdy nikomu, ani o żadnej porze dnia nie odmówił pomocy.
Życzymy zdrowia, pogody ducha i wielu lat razem z nami.


Rozmowę z R. B. Kwaśniewskimi przeprowadziła i spisała
T. Wegner- Czajka

Zdjęcia: 1. Dr Kwaśniewski dzisiaj, 2. Student medycyny - 1961 rok. 3. Spotkanie z okazji 50-lecia Gimnazjum w Starogardzie Gdańskim. 4. Na audiencji u papieża Jana Pawła II - 1983 rok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz