poniedziałek, 28 listopada 2005

Musiałam wydorośleć

Helena Antczak nigdy nie pomyślała, że mogłaby mieszkać gdzie indziej, gdzieś z dala od Smętowa. Jej dziadkowie Piotr i Marianna Rogowscy swoje życie od urodzenia spędzali w Smętówku. A jej rodzice - Szymon i Rozalia Wyrwiccy pracowali na rodzinnym gospodarstwie. Helcia Wyrwicka od najmłodszych lat pomagała rodzicom.
Historia

- Do szkoły chodziłam w Kopytkowie. Byłam zdolną dziewczynką. Mam dobrą pamięć. Tak bardzo chciałam się uczyć, niestety...

Okupacja

Kiedy wybuchła wojna, Helenka miała 13 lat. Została zmuszona do pracy na majątku Artura Zyma, tak jak cała jej rodzina - rodzice i troje rodzeństwa.
- Ciężko pracowałam - rękoma bo nie było ani koni, ani maszyn. Byłam bita, kopana... Jedno zielsko zostało niewyrwne, to dostałam pydą. Krew szła mi nosem ze zmęczenia. Od tego bicia po głowie zagłuchłam.

A rządcą był Polak, Bieliński się nazywał.. To on tak bił ludzi. Nie było wytchnienia ani chwili Bez przerwy krzyczał na pracujących bił gdzie popadło. Ja byłam wątła, często chorowałam, ale jak nie miałam gorączki, to musiałam wstawać do pracy - wpomina pani Helenka.

W majatku Artura Zyma, którego powierzchnia pól uprawnych wynosiła 1200 ha, pracowali wszyscy mieszkańcy Smętówka i okolic. W sezonie do pracy przymusowej ściagani także byli ludzie z odleglejszych miejscowości. Mieszkali w tymczasowym baraku, potocznie zwanym benedyją. Ojciec Helenki zatrudniony był w majątku jako stróż. Matka prasowała bieliznę, a także pańskie koszule i krawaty. Przedtem jednak do nauczenia się sztuki praasowania została wysłana na koszt państwa Zymów do Nowego, na specjalny kurs.

Szczebel po szczeblu

Helenka Wyrwicka szybko wydoroslała. W 1945 roku wyszła za mąż za Władysława Antczaka który przyjechał z poznańskiego do barata, który wczesniej poślubił siostrę Heleny.

- Poznaliśmy sęi we Frący na festnie. W maju się poznaliśmy, a w pździerniku wzieliśmy ślub. Miałam dziewiętnaście lat - wspomina pani Hela.
Mąż pani Heli rozpoczął pracę na kolei, w Smętowie. Najpierw pracował na torach, ale że posiadał zdolności trochę kołodziejskie, trochę stolarskie, to zatrudniono go w kolejowej stolarni. Po pewnym czasie skończył kurs konduktorski i zwidził Polskę, zarabiając jako konduktor. Cały czas się dokształcał, ciagle mu było mało. Został kierownikiem pociagu, później dyżurnym ruchu, wreszcie dyspozytorem w Gdyni.
Po ślubie Antczakowie zamieszkali w budynku kolejowym. Marzył się im własny dom. Kupili działkę, wzięli kredyt. Rozpoczęli budowę w 1960 roku. Bradzo dużo robił sam pan Władysław. Wprowadzili się na swoje w 1970 roku.

Kiedy przeprowadzałam sie z kolejowego do budynku, zabrałam tylko pierzyny.. Reszta mi spleśniała, taka była wilgoć. A niech pani zobaczy, czego ja sie dorobiłam, i to wszystko tylko moja i męża paracą. Sama dorabiałam, gdzie się dało - prałam, gotowałam, pomagałam w ogrodach - mówi pani Helcia.

Państwo Antczakowie wychowali czwowro dzieci, dali im konkretne zawody. Mają już dziewięcioro wnucząt - najstarszy Darek ma 27 lat, najmlodszy Szymek - 12. Pan Władysław jest już od 20 lat na emeryturze. Kiedyś pomagał sąsiadom przy budowie, dziś już tylko kręci się wkoło własnego domu i ogrodu. Państwo Antczakowie mieszkają na stałe z córką w rodzinnym domu, oni sami zajęli parter. Czują się bezpieczni.

Cała wstecz

Oboje stwierdzają, że wieś bardzo sie zmieniła. Tu, gdzie mieszkają, gdzie stoi budynek obok budynku, jeszcze w latach 60. była ziemia uprawna. Dziś cała ulica po obu stronach zabudowana. Powstało dużo sklepów. Wygodniej się żyje. Tylko potrzebne pieniądze. Najbardziej zmienili się ludzie.

- Są mniej życzliwi, każdy sam dla siebie. Człowiek stał się zazdrosny, nie może posiadać więcej. Przed wojną i zaraz po niej wystarczyło, że ktoś wziął harmonię i zagrał, zaraz zbierali sie ludzie i była zabawa. Może dlatego, że każdy "miał po równo". Wędzarnia w jednym domu służyła całej wsi. Gospodynie pożyczały sobie wafelnicę, przechodziła z rąk do rąk. A dzisiaj ? Można tylko powspominać - kończy pani Helena Antczak.

Artystyczna dusza

Pani Helena pragnie towarzystwa, kocha ludzi, lubi z nimi przebywać , rozmawiać. Ogromna przyjemnośc sprawia jej udział w róznych uroczystościach. Bardzo wysoko sobie ceni coroczne zaproszenie do szkoły na Dzień Babci.
- Zawsze recytuje dziecio, wiersze. Czasem "Jak babcia Teofila na wiosnę czekała", ale najbardziej lubię ten o Piłusudskim.

Łzy nam jeszcze nie obeschły po wodza pogrzebie.
Gdy juz wódz u Pana Boga meldował się w niebie.
Znam cię, bom nieraz wspierał podczas bitwy,
Bo najszczersze są dla mnie te polskie modlitwy.

I tu zarecytowała pani Helcia całe dziesięc zwrotek. Zaśpiewała też "Jak szybko mijają chwile", bo jak twierdzi, zawsze lubiła i nadal lubi recytować i spiewać. Oby miła odbiorców...

Teresa Wódkowska
Na podstawie Tygodnika Kociewiak Nr. 41 z dnia 10.10.2001 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz