piątek, 25 listopada 2005

Kaliska show!

Trochę po gdzinie 16. W sali tłum. Zaczynamy. Na scenę wychodzi wójt Antoni Cywiński i dyrektor GOK-u Danuta Zaręba.... (Tu, proszę Państwa, z powodu braku wizji w telewizji, przechodzimy na styl radiowego sprawozdania...)

Z powodu braku wizji w telewizji relacjonujemy stylem radiowym.

Trudno się przecisnąć

To trzeci Turniej Sołectw. Impreza ma integrować gminę. Szkoda, że zabrakło połowy sołectw, Bartla Wielkiego, Cieciorki, Franka i Czarnego. Są: Dąbrowa, Kaliska, Iwiczno i Piece. Trzeba się zastanowić, dlaczego tamte sołectwa tym razem się nie stawiły. Wyciągniemy wnioski. Później. Teraz nie będziemy przedłużać. O, już są jurorzy i pani, która będzie zapisywać i podliczać wyniki na tablicy. Jest księgową, dobrą, bo kontrole nic nie wykazały. Na pewno nie popełni błędów. A teraz trochę wyciszenia. Wystepuje chór "Leśne Echo". Elegancko, na swojską nutę. Dochodzą widzowie. Już trudno przecisnąć się przez wejście. Tak tu jest, proszę Państwa, na imprezach.

Z aniołkami, kandelabrami

Konkurencje wszyscy już znają. Efekty pierwszej - stoły przygotowane na romantyczny wieczór dla dwojga - widać pod oknami. Urządzano je dwie godziny przez imprezą. Jurorzy wstają i idą oceniać. Przedstawiciele zespołów rzucają się zapalać kandelabry. Jurorzy podchodzą do stołów, coś notują. Jakie ładne! Z aniołkami, różami, porcelaną. Ktoś z zespołu Dąbrowa koniecznie chce zwócić naszą uwagę, że na ich stole leżą stare, rodzinne zdjęcia. Dla klimatu. Podochodzimy. Faktycznie jest klimat - dla dwojga. Na złote gody. Gra muzyczka, delikatna, nastrojowa. Grają też światła. I pierwsze punkty. Stare zdjęcia na jurorach robią wrażenie, ale stół z Kalisk też się im podoba.

Bigos i Boccelli

Teraz krótka przerwa dla wyjaśnienia, jak będa oceniana "potrawa znana tylko w Polsce, lecz dobra i z tradycjami - zwą ją Bigosem Myśliwskim". Jurorzy będą smakować z numerowanych miseczek i dawać punkty. O żadnych przekrętach nie ma mowy. Start. Muzyka. Boccelii. Nic tak nie smakuje, jak bigos przy Bocellim - mówi pani Danka. I znowu punkty. Oooo, jakie różnice. Bigos bigosowi może być aż tak nierówny?

Lepiej w Londynie?

A teraz żartobliwa prezentacja (opis) gminy - może być w formie wiersza, piosenki. Wychodzi urodziwa dziewczyna z teamu Kalisk. Deklamuje wiersz. Świetny. Musimy go państwu przekazać w całości. Posłuchajcie...
Wsi spokojna, wsi wesoła, / który głos twej chwale zdoła? / Kto twe zbytki i pożytki / wspomni tutaj na raz wszytki?
Ludek z Kalisk młody wszytki / zaczął szukać te pożytki. / Szukał w lesie, szukał w Gminie, / a tu raptem roczek minie.

Minie roczek, potem drugi, / już na czole zmarszczek smugi. / Z Kalisk dzisiaj wyjeżdżają, / bo tu pracy mało mają.
Lepiej bedzie im w Londynie, / z dóbr wszelakich Londyn słynie. / Więc w daleki świat poleciał, / znowu roczek jeden zleciał.
Jeden roczek, potem drugi, / na angielskie jest usługi. / Czasem we śnie ujrzy wioskę / i zanuci rzewną piosnkę.

Wsi spokojna, wsi wesoła, / który głos twej chwale zdoła?
Kto twe lasy pełne jagód / pozamieniał na sieć pabów, / w których chłopak z Kalisk siedzi / obok niego dwaj sąsiedzi

Co w Kaliskach chcieli zostać, / lecz Europie trzeba sprostać. / Nowe ciuchy, piękna bryka, / nie ukręcisz tego z łyka.
Tyle z jagód nie uzbierasz, / boć Kaliska nie Riviera. / Nie jest licho, powie który. / Połatano w drogach dziury,
kanalizę podłączono, / wodę wszędzie dostarczono. / Ale jakoś tak się dzieje, / że nam dzietność wciąż maleje.

A gdy dziecię już podrośnie, / to nie szuka szczęścia w sośnie, / swierku czy ostępach leśnych, / lecz w dalekie jedzie kraje, / bo na życie tu nie staje.
A gdy wraca już zmeczony, / cicho szepce do swej żony: / Wsi spokojna, wsi wesoła...
Może do starości zdoła / zapracować na swe życie. / Chociaż czasem myśli skrycie, / Mały domek, prosta strawa, / czasem festyn i zabawa,

"Sami swoi", "Słoneczniki" / z żołnierzami też capstrzyki, / To czy warto w obcych stronach / szukać euro na te zbytki / co Kaliska darmo dają, / bo w nadmiarze tego mają?
Brawo, brawo, brawo! Kto to napisał? Elżbieta Pasterka i Zofia Haftka! Jaką, proszę Państwa ten wiersz ma prostą głebie... Teraz Piece. Śpiewają pieśń o gminie. I znowu wiersze. Teksty przeczytacie Państwo na stronie www.kaliska. kociewiacy.pl.

Błyskawiczna konsumpcja

Następny konkurs. Jak najszybszą konsumpcja zestawu: maślanka i ciacho, cytryna z cukrem, lód, kiełbasa. Oj, czy tam nie ma też banana? Jedzą czteroosobowe zespoły, ale każdy produkt po kolei, nie razem. Jakiś dźwięk muzyczny z widowni. Panie Rysiu, ciagnij pan - namawia pani Danka pana, który pociągnał akord na akordeonie. Tempo, tempo! Wrzawa! Jeden zespół konsumuje w minutę i 13 sekund. To ci dopiero wynik. Ciekawe, czy jedzą tak szybko w domu. I proszę sprzątnąć po sobie - znowu pani Danka. Słusznie - kultura musi być.
Po biodrach, biuście, różnie

Przerwa na psiłek. Kuchnia wydaje kiełbaski. Po przerwie nadal mamy tłum widzów. A teraz konkurencja do śmiechu. Pani Danka objaśnia. W dwóch osobnych pomieszczeniach jest po czworo przedstawicieli sołectw. W jednym się przebierają, w drugim czekają - byle ci drudzy nie widzieli przebierańców. Po chwili na scenie pojawiają się: Mikołaj, Arabka, gołonoga Wiosna (?), Neptyn (?). Znikają na chwilę za kurtyną. Na scenę wchodzi przedstawiciel jednej z drużyn - ten z osobnego pomieszczenia. Pani Danka przewiązuje mu szalikiem oczy. Przebierańcy wychodzą znowu na scenę, a ten ma ich rozpoznać po dotyku. I tak po kolei następni. Każdy ma inną technikę rozpoznawania. Jeden bada biodra i wzrost. Błyskawicznie, bo chodzi o czas. Tego trzeciego wyraźnie prowokuje wielki biust gołonogiej Wiosny. Rozpoznaje swoją? Nic z tego! Zdejmuje szalik i... wielkie rozczarowanie. I ostatni przedstawiciel. Z Kalisk. Triumfuje! Jako jedyny rozpoznał członka swojej drużyny.
Z różą w zębach

A teraz wielki gwóźdź programu - tango z różą w zębach! Na początku konsternacja. Para z Kalisk chce tańczyć, ale nie ma własnego podkładu muzycznego na CD. O tym przeciez mówił regulamin. Musze uzupełnić - tu jurorzy mają oceniać też dobór strojów i rekwizyty... Co teraz? Nie mają swojego tanga. Gorączkowa narada i jest rozwiazanie. Jakiś inny zespół chce udostępnić swój podkład. Nagle wstaje Zygmunt Beyer, wielki gminny maestro muzyczny. On zagra. I gra. Na akordeonie. Porywiście, dynamicznie, elegancko. Młodym plączą się nogi. Wybaczmy im, tango to sztuka, nie dyskotekowa przytulanka. Piece wstawiają na środek sali bujany fotel. Jakże ładnie tańczy ich para. Jak aniołki. Co ja mówię, czy aniołki tańczą tango?... Para? W bujanym fotelu siedzi ta druga. Jest naprawdę ciekawie, proszę Państwa? On, ona i jeszcze jedna ona. Kiedy ta druga ona włączy się do tańca? I kiedy włączy się - przepraszam za to niezręczne sformułowanie - róża. Ma być przecież w zębach. I... jest! Następna para - nieźle. Teraz Iwiczno. Och jak oni tańczą! To są tygodnie, jak nie miesiące ćwiczeń. Brawa, wielkie brawa!

Kończy się energia

Na zakończenie - przed zabawą do nocy - ostatnia konkurencja. Też bardzo trudna - dwie osoby mówią wiesz o miłości. I mają być ubrane "zgodnie z kanonem epoki, w której poeta napisał dzieło"... Kończymy... relację, bo kończy nam się czas antenowy. Również energia w bateriach.... Przepraszamy za zakłócenia...
I tak to przedstawiliśmy w prędki i żartobliwy sposób tę imprezę. Trzeba było dynamicznie, bo turnie był dynamiczny. Sami powiedzcie, czy nie byłby to wspaniały materiał na przykłąd w telewizyjnej "trójce"?

Tadeusz Majewski

Na podstawie magazynu Kociewiak - piątkowe wydanie Dziennika Bałtyckiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz