piątek, 25 listopada 2005

Gdyby była ministrem...

Kiedy baby robią kariery

Dom przy szosie Skórcz - Smętowo. W nim pięć mieszkań. Według Mieczysławy Sikory z domu Graban, ma 104 lata. Budzi spore zainteresowanie przejezdnych. Oglądali go nawet zagraniczni. Pytali za ile ten... dworek. Mieczysława mieszka w nim od 50 lat, od dnia, kiedy przybyła tu z Suchobrzeźnicy w gminie Osiek do męża Jana Grabana. Wcześniej poznała go w Starej Jani przy pracy. W tamtych latach w Suchobrzeźnicy i w innych borowiackich wioskach rósł tylko grzyb. Leśnych ludzi zwozili do roboty w Leśnej Jani budami. Wtedy wszyscy byli potrzebni - mężczyźni, kobiety, młodzież. Do przebierania kartofli, do stawiania sztygów, do zrywania dugrem braków, do prac rozmaitych. Dziś Mieczysława ma lat 66. Mąż zmarł 7 lat temu.

Wydawała i sto obiadów
Po zamążpójściu Mieczysława pracowała w przedszkolu jako kucharka - najpierw w Starej Jani, potem w Kopytkowie. Z dwiema jeszcze kucharkami żywiła dzieci i pracowników - żniwiarzy, mechaników, również kierownictwo PGR-u. Taki był wówczas egalitaryzm. W gorące, żniwne dni wydawały nawet i sto obiadów. Więcej dla dorosłych niż dla dzieci, których w wieku od 3 do 6 było około czterdzieścioro. Ze Starej Jani, Kościelnej Jani i wybudowań. Z samej Starej Jani co najmniej piętnaścioro. Dla porównania dzisiaj we wsi jest z pięcioro dzieci w analogicznym wieku. Trzy razy mniej... Co wtedy dzieciarnia lubiła najbardziej? Placki i kopytka. O makdonaldach i czisburgerach żadne nie słyszało i świat się nie walił.

Matki miały dobrze
Życie ogólnie było łatwiejsze. Ludzie pracujący mieli wszystko, co potrzebowali. A dziś to żniwiarzom nawet nie dają picia na polu. Matki też wówczas miały dobrze. Mogły sobie pracować poza domem, bo dzieci dostawały w przedszkolu śniadanie, obiad i podwieczorek. Przedszkole kosztowało grosze. O mieszkanie też nie trzeba było się martwić jak dzisiaj. Wybredności co do atrakcji nie było. Od czasu do czasu PGR-y organizowały wycieczki - do teatru, do Częstochowy, Lichenia. A wczasy? Mieczysława była raz - tydzień w Warszawie. Wczasy... fanaberie. Przecież matki miały pracę przy dzieciach.

Taka trochę w zadumie
Spotkaliśmy Mieczysławę w sklepie. Taką trochę w zadumie. Taką po powolnym spacerze po wsi. Taką z melancholijnym, dobrym uśmiechem. Lekko zdziwoną, że teraz wszystko jest inaczej. Oto technika pozabierała miejsca pracy, ludzie borykają się ze swoimi problemami samotnie, dóbr zatrzęsienie, ale jakże trzeba o nie walczyć, nawet żeby je utrzymać. Chociażby mieszkanie. Mieczysława wykupiła je tanio, za 1700 złotych, bo mąż przepracował w PGR-ze 44 lata i jeden miesiąc. I niby człowiek siedzi na swoim, ale co z tego? Problem tylko większy, bo nikt za ciebie nie wyremontuje. I na co właśność, kiedy dzieci poszły na swoje - mieszkają w Kleszczewie, Smętowie, syn tu, w Starej Jani, ale w swoim domu.
Do kościoła, do dworca, do pracy

Mieczysławie zawsze mieszkało się w Starej Jani dobrze. Wszędzie blisko - do kościoła, do dworca, do pracy. Czego człowiek mógł jeszcze chcieć? Teraz też jest blisko, z tym że pociągi zostały wyparte przez autobusy. Jeżdżą od 5.00 do 20.30. Wożą dzieci do szkoły. Ona nie jeździ autobusem. Jak ma potrzebę, zabiera się z synem samochodem. Jakiej marki wóz, nie wie, na samochodach się nie zna. Jedzie albo do Starogardu, albo do Nowego. Dalej już nie.

Becikowe - kropla w morzu
Jak wszyscy ogląda telewizję. Słyszy, co się szykuje. Dzietność maleje, za kilkanaście lat będzie nas, Polaków, trochę ponad 20 milionów i to starszych. Wytłumaczenie tego zjawiska jest dla niej proste. Dzisiaj baby patrzą ino na chłopa, żeby zarabiał, a im się marzy kariera - chimera. I nie chce im się rodzić, bo potem jest ciężka praca z dziećmi. Kiedy ona miała swoje, nosiła na szuńdach wodę. Aż od pompy koło sklepu. Długo nosiła. Nieraz, jak miało być pranie, cały dzień. Drugi dzień prała. Jej dzieci też musiały robić od małego... Teraz baby są wygodne i się im nie chce. A to beciekowe, co mają dać? Kropla w morzu. Jakby tak dawali co miesiąc, to może by się skusiły...

To dotyka wszystkich
To zjawisko dotyka wszystkich, również tych ze Starej Jani. Wioska malutka, będzie ze 30 rodzin, a dzieci jak na lekarstwo. Mówią, że to przez biedę, ale samochodów mają tu ze dwadzieścia. Mówią, że bezrobocie, a wszyscy gdzieś się spieszą, coś robią, załatwiają. Co takiego robią? Pani Mieczysława po budach nie chodzi i w gary nie zagląda, więc nie wie. Miała jedną dobrą sąsiadkę, ale zmarła. Teraz nie ma już nikogo bliskiego. Pomimo to, jak gdzieś wyjedzie, to inni pytają, gdzie się podziała. Widać ją lubią. To jej daje satysfakcję.

Gdyby była ministrem
Nic by nie zrobiła, gdyby była ministrem od tych spraw - polityki rodzinnej, dzietności i tak dalej. Przecież nakazu płodzenia dzieci nikt nie wprowadzi. Nic by nie zrobiła, bo taki dzisiaj trend - dzieci nie chować, ino robić kariery. Najlepiej w dużych miastach, w wielkich koncernach, telewizjach, za granicą. Kariery, nie jakieś ludzkie prace. Kiedyś człowiek robił coś normalnego, na przykład pracował na polu i miał dzieci - jedno drugiemu nie przeszkadzało. Mieczysława dostrzega też w tym wszystkim niezrozumiały dla niej paradoks. Jakoś ci, którzy chcieliby mieć dzieci, nie mogą ich mieć, a ci którzy mogą, to nie chcą. Świat zrobił się dziwny. W takim świecie może ci, którzy nie chcą mieć dzieci, mają rację? Po co chować? Przecież i tak na stare lata człowiek zostaje sam. Ot, zna kobietę, która miała kilkanaścioro dzieci i teraz bidula siedzi sama, że aż żal. Ale to zrozumiałe. Gdzie tam starymi będą się zajmować, kiedy ciągle pracują i robią kariery?

Dorota Skolimowska

Na podstawie Dziennika Bałtyckiego piatkowe wydanie Kociewiaka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz