poniedziałek, 6 marca 2006

Był sobie Papa

W całym tym zgiełku świata trudno wyłowić sprawy istotne. W całym tym zgiełku świata, niezmierzonej plątaninie atakujących nas obrazów i dźwięków, wyławiasz urodziwą aktoreczkę z Hollywood (gwiazdeczkę chwili), która na 34. stronie kolorowego magazynu krzyczy do ciebie, co dla niej jest sensem świata.


W wysokonakładowym dzisiejszym dzienniku czytasz, jak przystojny piłkarz, który strzelił w tym sezonie już 12 bramek, mówi na tematy, o których nie śmieją perorować nawet filozofowie. A w telewizji? W telewizji akurat mądrzy się znana piosenkarka. Postanowiła mieć dziecko i naszło ją, by rzec coś o sensie istnienia. A po niej mówi - według redakcyjnego zalecenia - tzw. przeciętny Kowalski, zdybany przez znudzoną ekipę na rogatkach Warszawy. I jeszcze ktoś, i jeszcze ktoś. Zupełnie jakby gwiazdki i gwiazdy show biznesu oraz tzw. przeciętni ludzie wiedzieli najlepiej, dlaczego wędrujemy statkiem kosmicznym o nazwie Ziemia, w dodatku co chwilę robiąc zmiany składu.
Może powiedział Papa? Różni analitycy myśli po jego śmierci mówili, że przecież on nic wielkiego w swoich tekstach - spisanych i niespisanych, obojętnie - nie rzekł! Uparcie szuka się też cudów, jakie sprawił. Często pokazuje się moment, kiedy zamknęła się księga - przypadkowy wiatr czy nadnaturalny znak? I kręci się filmy (w obsadzie do dyskusji - podobny czy niepodobny), bo postać przecież nietuzinkowa i zapewni wielką oglądalność.
Przez kilka dni i nocy po śmierci papieża skakałem po kanałach świata, wyłapując rozmaite relacje i reakcje. Nie chcąc, ale musząc (nieznajomość języków) odrzucałem kakofonię słów tej istniej Wieży Babel i śledziłem same obrazy. Trafiłem na niezwykły film, bodajże produkcji hiszpańskiej. Zatytułowałbym go "Był sobie Papa". Dzieło, proste w swojej konstrukcji, składało się z dokumentów. Oj, odrzućmy ten patriotyczny dreszcz, który przechodzi, kiedy widzisz nasze swojskie, polskie drogi pokazane z obcej perspektywy. Skupmy się na sensie obrazów.
Był sobie Papa - opowiadał film. I szedł. W różnym znaczeniu. Dosłownie, konkretnymi drogami, nawet takimi, że buty zabrudzi. Przez życie, czyli przez rozmaite zdarzenia - wojny, nie wojny, czyli pokoje. I przez jemu dany czas - jako dziecko, młodzieniec, dojrzały człowiek i starzec. Taki każdy z nas - wędrowiec, poruszający się w ciągle zmiennych układach nieskończonej liczby zdarzeń, próbujący niektóre z nich sobie oswoić, niektóre nawet śmiało zmienić. Jak każdy z nas. Z tą tylko różnicą, że na oczach bardzo wielu i z taką bardzo dobrą twarzą (chociaż czy takiej dobrej twarzy choćby przez chwilę nie ma każdy z nas?).
Może po to szedł, żebym zobaczył tę drogę i w tym ujrzał cud, a nie w kartkach zamykającej się księgi? Może po to ten Papa po prostu był?
Tadeusz Majewski

Magazyn Kociewiak - dodatek do piątkowego wydania Dziennika Baltyckiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz