piątek, 31 marca 2006

Opinie o starogardzkim Stadzie Ogierów

Jolanta Tulisow w Tulisówce koło Fromborka prowadzi kwaterę agroturystyczną. Ma dwadzieścia koni. Gdyby nie takie stada, to jej działalność nie miałaby ekonomicznego sensu



To nie jest deptak

Jolanta akurat przyjechała do dyrektora Stada Ogierów w Starogardzie, by pochwalić dwa ogiery, jakie ma ze Stada Ogierów z Łącka. I żeby pokazać zdjęcia. Oczywiście nie tradycyjne fotki. Dzisiaj osoby w jej wieku są nowoczesne. Wyjmuje płyty CD i pyta, czy mamy odtwarzacz w laptopie.

Ujęcia bardzo romantyczne

Po chwili oglądamy. Ujęcia są rozmaite, ale wszystkie bardzo romantyczne. Rajdy, pogonie, pokazy mody w siodle, panie w zwiewnych strojach na koniach nawet w falach Zalewu Wiślanego. Brakuje jeszcze czegoś w rodzaju "Szału" Podkowińskiego. A szkoda - byłyby w tym zbiorze czymś oczywistym. Bo panie - opowiada Jolanta - lubią taki naturalizm, nago, na koniu, o zmierzchu. Lubią też porwania. Ba, nawet za to płacą. Interes jest podwójny - porwana płaci, porywacz też. Raz właścicielka kwatery niechcąco podsłuchała wymianę zdań. Ona przedstawiła się, że jest z banku z Warszawy i ma być branką, on, że ma grać rolę porywacza i jest z banku z... Warszawy.

Gdyby ogiery poszły w prywatne ręce

Na kwaterze Jolanta ma dwadzieścia klaczy gorącokrwistych, wierzchowych, które korzystają z "panów" ze Stada Ogierów w Łącku. Są też zaprzęgowe (nie mylić z pociągowymi, to nowoczesne konie zaprzęgowe, śląskie, bliżej wyczynowych). A ogiery? Po co trzymać swojego, jeżeli można dobrego wydzierżawić? Prywatyzacja stad ogierów położyłaby finansowo wiele kwater. Jej bardzo długo nie stać byłoby na kupno ogiera w cenie dobrego samochodu.

Poza tym taki zakup nie miałby ekonomicznego sensu - ogier nie zarobiłby na siebie. Po trzecim roku pojawiłoby się jego potomstwo, którego nie mógłby kryć. A tak dzierżawi na rok, potem znowu na rok, po trzech latach zmienia... Co jeszcze jest bardzo korzystne. Otóż ma informacje, po jakim ogierze posaida przychówek. Taka wiedza w hodowli jest niezwykle ważna. Nieraz stado ogierów proponuje takiego to a takiego ogiera, ponieważ krzyżówka jej klaczy z nim może dać niesamowity efekt hodowlany. I zcasami daje. W Niemczech tworzą nawet specjalny ranking ogierów. Te krzyżówki interesują stado, bo - wracamy do głównego motywu sąsiedniego tekstu - chodzi o bank genetyczny. Dlatego też stado ściśle współpracuje ze Związkami Hodowców Koni. Nie byłoby tego wszystkiego, gdyby ogiery poszły w ręce prywatne.

Ogier jak niezły samochód

Hmm... Ogier do krycia w cenie dobrego samochodu... Klacze i zwykłe konie robocze są znacznie tańsze. Na aukcjach, jakie odbywają się jesienią w Stadzie Ogierów w Starogardzie, kosztują od 8 do 20 tysięcy złotych. Ale takie do bryczki już tylko 3 tysiące. Samo utrzymanie konia rekreacyjnego jest rzeczywiście tanie. Jolanta wyliczyła, że miesięcznie kosztuje tyle, ile utrzymanie dużego psa, czyli od 200 do 250 złotych. Ze wszystkim, weterynarzem, sprzętem itd.

Dlatego miejsca, których ma w pensjonacie pięć, kosztują u niej 300 złotych. Dla porównania w Stadzie Ogierów Starogardzie miejsce kosztuje o 150 złotych więcej. Wolnych miejsc jest pięćdziesiąt. W Warszawie cena pensjonatu dochodzi do... 1500 złotych.

Nie umiemy korzystać z "produktu"

Według Jolanty w Polsce jest jeszcze za mało koni rekreacyjnych. Wynika to z tego, że goście takich kwater, taką ona prowadzi, nie są przyzwyczajeni do korzystania z "tego produktu". Co to znaczy? Otóż jeżeli przyjmiemy, że przeciętna rodzina równa się dwa plus dwa, to tylko jedno z nich (tata) jeździ konno.

A co wtedy robi mama i dzieci? Mogą oglądać popisy taty, ale prędko się wynudzą. Dlatego w jej w kwaterze proponuje się rozmaite atrakcje, na przykład małe zoo czy karczmę. I tatuś skacze sobie przez przeszkody, potem kłusuje, a mama i dzieci, a nawet babcia i wnuczki jadą bryczką do karczmy na obiadek. Można też, jak ktoś chce, drabiniastym wozem z muzyką.

Na razie taka agroturystyka w Polsce raczkuje, chociaż się o niej mówi od lat. Natomiast na Zachodzie jeden koń generuje trzy miejsca pracy. Tak - choć to dla nas brzmi niewiarygodne - to rpawda, trzy. Bo to nie tylko sama turystyka w siodle, ale i przecież firmy paszowe, służba weterynaryjna, trenerzy, usługi pensjonatowe itp.

Po co tu tłum?

Jolanta broni tej szczególnej ciszy informacyjnej wokół Stada Ogierów w Starogardzie. To stado to nie jej kwatera. Tu, pomijając kwestię doskonalenia genów, można robić duży sport. I na tym wystarczyło by poprzestać. A tłumy ludzi? U niej, owszem. Ona ma gospodarstwo ogólnodostępne, które przyciąga ludzi klasy średniej i niższej, gdzie nieraz przyjeżdża dwieście dzieciaków. Ale u pana Filipa nie może być deptaku, choć to owszem, miejsce dla każdego i miejse, gdzie zjeżdżają hodowcy. Niech zostanie ten orzełek na bramie, niech zostanie ochrona. Ogólnie mówiąc - to nie obiekt turystyczny.

Końska miłość?

Trochę trudno się pogodzić z nazewnictwem, stosowanym przez Jolantę. No bo jak można mówić na konia "produkt"? Poza tym tak sobie mówimy o ogierach, jakby były bezrozumnymi urządzeniami do kopulowania. A gdzie tu miejsce na przyjemność, romantyzm, ba, końską miłość? Okazuje się, że jest, na to pierwsze. Mówi o tym kawał, znany wśród koniarzy.

Jedzie hrabia z hrabiną bryczką, zaprzężone są ogier i klacz. "Janie, ten ogier ile razy dziennie kryje klacz?" - pyta hrabina kuczera. "Dwa, trzy razy dziennie". "Janie, powiedz o tym hrabiemu". Na to hrabia pyta Jana: "Janie, tę samą klacz czy różne?". "Różne, jaśnie panie". "Janie, powiedz o tym hrabinie, że różne".
A końska miłość? Nie przesadzajmy. Tu chodzi o genetyczny bank, a to jest biznes, proszę konia.
Tadeusz Majewski

Ten "produkt" można wykrorzystywać w różny sposób, na przykład prezentować piękno szat. repr. Kamila Sowińska

Za magazynem Kociewiak - dodatek do piątkowego wydania Dziennika Bałtyckiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz