poniedziałek, 6 marca 2006

Przedowojenna szkoła w powiecie

Po długiej i już drugiej rozmowie na temat przedwojennego szkolnictwa idziemy ze Zbyszkiem Sakowskim przez miasto. Przez kilka lat z mozołem gromadził dokumenty, zbierał zdjęcia, wie już bardzo dużo. - Jaka to radość rozpoznać na zdjęciu twarz nauczyciela, którego zna się tylko z dokumentów - mówi Zbyszek. - Trzeba ich przypomnieć. Przecież sobie na to zasłużyli - dodaje.




Zasłużyli sobie ciężką, pozytywistyczną pracą, za którą wielu z nich zamordowano w 1939 roku. Pracą zorganizowaną według modelu niemieckiego, gdzie uczeń miał najwyżej 3 kilometry do szkoły. W tym modelu wielką postacią był inspektor szkolny, który właściwie decydował o losie nauczycieli - o jego ewentualnym zawodowym awansie i powodzeniu materialnym - na przykład o zmianie miejsca zamieszkania. Okazuje się też - o czym mówią dokumenty - że w ówczesnym szkolnictwie w cenie były single - panny nauczycielki i kawalerowie nauczyciele. Przedwojenni belfrzy - jako urzędnicy państwowi - byli też pod lupą władz. Najciężej mieli nauczyciele uczący w szkołach, gdzie sami byli sobie kierownikami. Trudno się dziwić, że w tych trudnych warunkach pierwszym celem nauczycielskich konferencji było "naładowanie akumulatorów". Podobną rolę pełniły spotkania towarzyskie.

Tydzień temu przedstawiliśmy historyka, który zbiera materiały na temat szkolnictwa międzywojennego. Dziś zbliżamy peryskop i pokazujemy, jak wyglądała przedwojenna szkoła

Ze Zbigniewem Sakowskim rozmawia Tadeusz Majewski.

System odziedziczyliśmy po Niemcach
W powiecie starogardzkim przed wojną było - mówiłeś tydzień temu - około stu szkół powszechnych, z czego z 70 z jednym nauczycielem. Kto wymyślił taki system?
- Cały system szkolny odziedziczyliśmy po Niemcach. To oni wymyślili, że każde dziecko ma być objęte obowiązkiem szkolnym i nie może mieć dalej do szkoły niż 3 kilometry.

Pomysł dla dzieci świetny. Mieli szkołę pod domem. Ale strasznie drogi - pobudować szkółkę prawie w każdej wsi...
- Po wojnie francusko-pruskiej w 1971 r. Niemcy mieli pieniądze, więc masowo budowali szkoły. W większości dla 60 uczniów, które uczył jeden nauczyciel. Powyżej tej liczby uczyło dwóch nauczycieli. W tych szkółkach lekcje odbywały się w klasach łączonych. Tak było pod zaborami i ten system kontynuowaliśmy przez okres międzywojenny. Dzięki Niemcom w 1920 r. wchodziliśmy na gotowe również pod względem lokalowym.

Te typowe budynki poszkolne dzisiaj mają się świetnie. Na ogół zostały wykupione przez nauczycieli i poprzerabiane. Dobrze by było, gdyby jakiś został w stanie niezmienionym, gdzie moglibyśmy oglądać, w jakich warunkach uczono się w pierwszej połowie XX wieku. W sumie to były trzy budynki - szkolny, gospodarczy i ciąg ubikacji na dworze.
- Szkoły budowano według kilku projektów. Z jedną salą lekcyjną, z dwiema, z mieszkaniem dla nauczycieli na górze. Ubikacje zawsze były na zewnątrz, również w szkołach najwyżej zorganizowanych. Nawet potężna szkoła w Skórczu miała wychodek na dworze. Takie były przepisy. Jedynym wyjątkiem była szkoła w Starogardzie przy ul. Chojnickiej. Prawie każda szkoła miała też przypisaną ziemię do dyspozycji nauczyciela.



Dla nauczycieli mieszkanie to była duża sprawa...
- "Tłuste posady" mieli zwłaszcza ci, którzy mieszkali w szkołach leżących przy liniach kolejowych.
Leżały prawie wszystkie. Przypomnijmy linie: Starogard - Skórcz - Smętowo; Skórcz - Lubichowo - Szlachta; Starogard - Chojnice, Starogard - Skarszewy... Ależ w tym była logika!

Ścieżki do zdobycia stanu nauczycielskiego
- Jedynym mankamentem w 1920 r. był brak wykwalifikowanej kadry nauczycielskiej, bo tu byli Niemcy. Pod tym względem mieliśmy sytuację tragiczną. Odwrotnie w Galicji - wielu nauczycieli, opłakany stan budynków.
Niemieccy nauczyciele germanizowali Polaków. Zapewne prędko ich usunięto...
- Wcale nie. Część z tych, którzy mówili po polsku i deklarowali lojalność wobec państwa polskiego, została. Na około 200 etatów kilkudziesięciu. Z czasem ich eliminowano, ale delikatnie. Sami później też rezygnowali... Część kadry sprowadzono z innych rejonów Polski, ale to - razem z niemieckimi nauczycielami - była połowa. Drugą połowę w początkowym okresie stanowiły tak zwane Pomocnicze Siły Nauczycielskie, czyli nauczyciele stąd, wykształceni na doraźnie organizowanych kursach trwających od 10 tygodni do maksymalnie roku.

Od 10 tygodni do roku. A ile lat trzeba było się uczyć, by zostać nauczycielem w trybie normalnym?
- Wstępowało się w stan nauczycielski po ukończeniu seminarium nauczycielskiego, za czasów niemieckich 6-letniego, za polskich 5-letniego. Szło się do niego po szkole powszechnej. Te seminaria były w Toruniu, Grudziądzu, Wejherowie, Tucholi i Kościerzynie.



A w Tczewie, Starogardzie?
- W Starogardzie na początku wieku istniała tak zwana preparanda nauczycielska, czyli szkoła przygotowująca uczniów do nauki w seminarium nauczycielskim. Warto tu nadmienić, że w tamtych czasach (i za czasów pruskich, i za II RP) uczyli sie wszyscy, ale na niskim poziomie. Ci, którzy nie czuli się na siłach, szli do preparandy, a dopiero później do seminarium. Przed I wojną preparanda została zlikwidowana.

W jakim wieku zostawało się nauczycielem?
- Seminarium kończyło się w wieku około 20 lat. Młody człowiek przez pierwsze 2 lata
był tzw. nauczycielem tymczasowym. Po tym okresie musiał zdać egzamin i zostawał tzw. nauczycielem stałym. Zostać nauczycielem - to było coś. Młody człowiek stawał się urzędnikiem państwowym i oczywiście wynikały z tego profity - stała pensja, zniżki kolejowe, mieszkanie... Ale były oczywiście też obowiązki - musiał się odpowiednio zachowywać. I był pod stałą, dyskretną kontrolą.

Jak taki młodziak trafiał do szkoły? Z nakazu pracy, jak we wczesnym PRL-u?
- Zgłaszał w kuratorium w Toruniu gotowość podjęcia pracy i odpowiednimi procedurami był kierowany do inspektoratu szkolnego. Czy nakaz... Każdy gdzieś tam musiał rozpocząć. Mógł do małej szkółki, gdzie było mieszkanie, ziemia. Ale nie każdy nadawał się na samodzielne stanowisko. W takich szkółkach praca była bardzo trudna i odpowiedzialna. Wyobraź sobie - 50 dzieci, których musisz uczyć wszystkiego. Albo w jednej izbie lekcyjnej część ma naukę głośną, część cichą. Sporadycznie dzieci było mniej niż 50. Przykładem są tu Ciecholewy, gdzie liczba dzieci spadła w latach 30. do 26. I na takich placówkach trzeba było mieć końskie zdrowie. Jak byś zachorował na krótko, to wiadomo - cała wieś miałaby wolne lekcje, ale na dłużej? Musiałby cię zastąpić ktoś z sąsiedniej wsi.

Jak wyglądało zdejmowanie takiego nauczyciela, który się nie sprawdził w takiej szkole?
- Mówmy o przesunięciach kadrowych, a nie o zdejmowaniu... Do szkoły przyjeżdżał inspektor. Oczywiście niezapowiedziany...

Inspektor wchodził bez zapowiedzi
Bernard Janowicz napisał opowiadanie pt. "Szpektor", gdzie inspektor przyjechał do szkoły w gminie Osiek na kole, czyli na rowerze. Nawyzywał, że nic nie umieją z geografii, a potem... zabłądził w lesie. Inspektor jeździł rowerem?
- Pamiętajmy, że szkoły leżały przy liniach kolejowych, więc jeździł pociągiem. Ale czasami jeździł i rowerem. Spotkałem się też w dokumentach z dylematem, czy gmina - chyba Zblewo - ma obowiązek podstawić inspektorowi podwody (konia z bryczką). Ten problem zajmuje kilkadziesiąt kartek i dotyczy jednego z dwóch inspektorów Juliana Odyi. Sprawa uległa wyciszeniu. Gminy nie podstawiały. Widocznie musiał to być dla nich spory koszt.



Było dwóch inspektorów?
- Na początku tak. Odya był do 1931 r. i odpowiadał za północną część powiatu. Miał siedzibę inspektoratu w 6-pokojowym mieszkaniu przy rogu Gimnazjalnej - Hallera, a później w dzisiejszym WKU. Za południową część odpowiadał ks. kanonik Marian Karczyński z Dąbrówki, gdzie też mieścił się inspektorat. Każdy zatrudniał swojego biuralistę. Obszar mieli potężny. Podlegał im nawet Możeszczyn (ale nie Smętowo), a z drugiej strony Klonowice (powyżej Czarnej Wody). W1927 r. ks. Karczyński przeszedł do Łasina i kontrolę sprawował tylko Odya. Był władzą absolutną.

Przyjeżdżał bez zapowiedzenia, wchodził do szkoły, do klasy, siadał na lekcji i...?
- ...Zdarzało się sporadycznie, że nie zastawał nauczyciela... Siadał i widział, że na przykład nauczyciel wyglądał jak przedwczorajszy albo że dzieci nie potrafią odpowiedzieć na najprostsze pytania. Dokumenty pokazują, jak takiego nauczyciela przesuwano do coraz gorszych miejscowości, już bez stacji PKP. W końcu w 1932 r. musiał zdać egzamin i go oblano.

Mówiłeś o normalnej drodze do stanu nauczycielskiego. A co się stało z tym wielkim naborem - z Pomocniczymi Siłami Nauczycielskimi?
- Osobom z tych sił, które chciały się utrzymać w zawodzie, stworzono odpowiednie warunki. Do 1927 r. dokształcali się na kursach wakacyjnych i zdobywali wykształcenie równorzędne z tym po seminarium nauczycielskim. Po 1927 roku już je mieli. Przeszli dużo trudniejszą drogę, choć stworzono im wszelkie możliwości zdawania egzaminów cząstkowych.

I znowu - ogromne znaczenie miała tutaj przychylność inspektora, który w szczególnych przypadkach mógł nawet zwolnić z części egzaminów, wystawiając odpowiednią opinię. Mam taki dokument. Dotyczy bardzo dobrego nauczyciela, który w 1926 r., akurat kiedy były egzaminy, zachorował. Inspektor to była niesamowita persona. Pod niego podlegało dwustu nauczycieli. Decydował o ich losie. Nie idzie tylko o pracę. Na przykład ktoś go prosił o przeniesienie z posady na posadę, bo tam jest ziemia, a on ma dzieci, które chce wykształcić, i dzięki tej ziemi będzie mógł sobie dorobić. Inspektor decydował też, czy nauczyciel może pełnić inne funkcje, np. czy może być sołtysem albo urzędnikiem na poczcie.

Bali się tego inspektora?
- Uczysz 50 dzieci i nagle widzisz - przychodzi. Mam wiersz o inspektorze na lekcji autorstwa Wilhelma Wilczyńskiego - nauczyciela, poetę, autora wspomnień z wojny polsko-rosyjskiej, fantastycznego człowieka, który skończył 4 lata uniwersytetu w Wilnie, zakochał się, przerwał studia i przyjechał na Pomorze. Uczył przed wojną w Zblewie i w Osieku, a po wojnie w Trzebiechowie. W tym wierszu kapitalnie oddał obraz atmosfery w klasie podczas wizyty inspektora.

Inspektor szkolny

Autorytet. Uosobienie respektu. Władza
Bada, ocenia, pyta się, naradza
Rozmyśla, zważa, ogląda
Wgląda, przegląda
Półszeptem się mówi, na palcach chodzi
Bo to może komuś zaszkodzi

Wizytacja; policzone godziny, zaparte oddechy
Wyławia, wyszukuje tam czyjeś "grzechy"
Nerwy w napięciu, obserwuje
Zapisuje, wypisuje
Jest on do czasu i czas go woła
I znowu praca. Spokój dokoła

Nauczyciela stać było na gosposię
Nauczyciele dobrze zarabiali?
- Tzw. ustalony w służbie zarabiał około 160 złotych. To się trochę wahało. Na przykład nagle wszystkim obniżano grupę i zarabiali nieco mniej. To były dobre pieniądze za 30 godzin pracy tygodniowo. Nauczyciela stać było na gosposię. Na wsi dochodziło 5 zł dodatku. W malutkich szkołach jeszcze 5 zł za to, że był tzw. nauczycielem kierującym, bo jedynym. Ale już kierownik 7-klasowej szkoły np. w Starogardzie dostawał 50 zł dodatku.



Jak można było awansować?
- Znowu o wszystkim decydował inspektor. Wiedział, jaki jest stan umysłu nauczyciela, czy dzieci mu nie wejdą na łeb (takie sformułowania są w dokumentach), czy on się nadaje na samodzielne stanowisko, czy raczej powinien uczyć pod jakimś kierownikiem, gdzie jest 6-7 nauczycieli, czy może coś więcej. Mógł też skierować na roczne tzw. Wyższe Kursy Nauczycielskie (jakby studia podyplomowe). To była przepustka do kariery, np. na kierownika szkoły.

Masz zdjęcia z konferencji rejonowych. Czemu one miały służyć?
- Organizowano je 5 razy do roku w rejonach konferencyjnych (grupujące po 25 nauczycieli) w różnych miejscach - np. w Mościskach, raz w Klaninach, raz w Borzechowie. Czemu służyły? Po pierwsze trzeba było naładować akumulatorów. Po drugie - dokształcać się. Były ze dwie lekcje pokazowe, na przykład pn. "Wrona z okazu" (rysunek wrony), jakiś odczyt na temat pedagogiczny...

Nauczyciele mieli 30 godzin tygodniowo. A zajęcia pozalekcyjne?
- Szkoła w każdej miejscowości pełniła rolę kulturotwórczą. Przy każdej okazji, święcie państwowym czy religijnym, wystawiano przedstawienia, na które przychodziła cała wioska. Nauczyciele uczyli dzieci w czasie lekcji, wystawiali po lekcjach, Jakąkolwiek kronikę weźmiesz, to widzisz, że robił to każdy.

Dobrze były widziane Siłaczki
A ta dyskretna inwigilacja?
- Podlegali jej wszyscy nauczyciele. To wynika z dokumentów... Była dyskretna, ale bardzo dokładna. Służył temu cały aparat. Jeżeli do kuratorium doszły jakieś sygnały na temat złego zachowania nauczyciela, to do starosty szło polecenie zbadania sprawy. Starosta powiadamiał komendanta powiatowego Policji, a komendant kazał sporządzić posterunkowemu opinię na temat moralnego prowadzenia się delikwenta. W dokumentach pisano od tych dobrych "bez nagannie".

Sprawdzano moralność nauczycieli. To chyba dobrze.
- Dzisiaj by to nie przeszło. Za daleko ingerowano w prywatność. Weźmy podejście do małżeństw. Patrzono na nie niechętnie. Małżonkowie nie mgli pracować w jednej szkole w mieście. Co do wsi... Była głośna w Polsce aferze. Otóż młodzi nauczyciele wzięli ślub i poprosili, żeby im dali posady gdzieś obok. Inspektor zrobił wprost przeciwnie - rozdzielił ich dając posady na krańcach powiatu. Młodzi popełnili samobójstwo. Od tego czasu małżeństwa starano się trzymać blisko siebie. Inna sprawa, że na szczęście na Pomorzu mężatek nie obejmowała tak zwana ustawa celibatowa, jak to było na Śląsku. Tam nauczycielka wychodząca z mąż była automatycznie zwalniana z posady.

A to dlaczego?
- Pojmowano tak: jak jest mężatką, to żyje z mężem i dzieci będą miały dziwne skojarzenia. Jak mężatka zajdzie w ciążę, to dzieci też będą miały dziwne skojarzenia... Przychylnym okiem patrzono na single. Taka pani Lanżanka (Helena Lange) była klasycznym typem Siłaczki. Uczyła wiele lat na wsi, konkretnie w Pinczynie. Podobnych pań w powiecie było wiele. Ale kobieta w stanie nauczycielskim to osobna historia. Mężczyzna - kawaler też był ceniony, ale obserwowano, czy się dobrze prowadzi.

Dyskretnie, ale dokładnie badano też poglądy polityczne. Tu były bardzo silne wpływy Narodowej Demokracji, a dobrze były widziane poglądy piłsudczykowskie, bliższe centrum kraju. I trudno się dziwić, jeżeli generalnie urzędników państwowych przysyłano z głębi kraju. Starosta, mianowany przez w wojewodę, był z zewnątrz, wojewoda był z zewnątrz. Odya był ostatnim przypadkiem inspektora szkolnego, który pochodził z tych terenów. Poglądy piłsudczykowskie ułatwiały karierę. Politycznie się naraził taki na przykład Knitter, nauczyciel w Szpęgawsku i Klonówce. Za karę na kilka lat został przeniesiony na kresy wschodnie. Pozwolono mu wrócić dopiero przed samą wojną, niestety na swoją zgubę.

Starsi śmieją się z dzisiejszego miękkiego podejścia do ucznia. Z takich wypowiedzi wynika, że przed wojną nauczyciele bili uczniów. Jak było?
- To mit. Nie można było bić dzieci. Określała to ustawa. Jeżeli coś takiego się zdarzyło, to inspektor wszczynał postępowanie wyjaśniające. Każda skarga rodziców była wnikliwie rozpatrywana. Wobec nauczyciela, który uderzył ucznia, wyciągano sankcje służbowe, od przeniesienia poczynając, na zwolnieniu kończąc. To mit jeden z kilku. Inny mit mówi, że dzieci były grzeczniejsze niż dzisiaj. Dzieciaki zawsze dokazywały, oczywiście w inny niż teraz sposób. Na przykład w szkole przy ul. Chojnickiej w Starogardzie wystawiły drzwi z zawiasów. Nauczyciel pociągnął za klamkę i wyciągnął drzwi.

W PRL-u mówiono, że w II RP nie dbano o oświatę, ba, szerzył się analfabetyzm. Tu wyłania się całkiem inny obraz. Kolejny mit?
- Kolejny. Przed wojną rodzice byli dyscyplinowani finansowo, jeżeli dziecko nie chodziło do szkoły. Po prostu wlepiano im kary (pieniądze szły do inspektoratu). Oczywiście z dalszym kształceniem było już trudniej. Na wsi nauczyciele, owszem, nieźle zarabiali, ale ogólnie panowała bieda. W niektórych szkołach, gdzie było czterech nauczycieli - np. w Mirotkach, Bobowie, Borzechowie - dożywiano dzieci. Dostawali sznekę i mleko.

Oto kilka ciekawszych fragmentów z dokumentu adresowanego przez inspektora Odyę do Kuratorium Okręgu Pomorskiego w Toruniu.

Inspektor do kuratorium

Z Brzeźna (I-klasowa) proszę przenieść nauczyciela Edmunda Stankiego do Osieka. Stanke nie nadaje się na nauczyciela samoistnego, o czem się w ciągu jego 5-letniej pracy na dotychczasowej posadzie przekonałem. Pod kierownikiem może się St. wyrobić na lepszego nauczyciela.

Nauczyciel (...) Szczech powinien opuścić Gętomie z względu na stosunki, jakie powstały w gminie z powodu jego ożonku z córką robotnika. Szczech sam odczuwa niedogodność warunków dalszej pracy na tej posadzie. (...)

Do Brzeźna proszę powołać nowego nauczyciela z pośród kandydatów stanu nauczycielskiego. Do posady w B. należy 2,25 ha roli ornej, mieszkanie 3-pokojowe, budynek szkolny jest nowo przebudowany przed dwoma laty. B. Jest ubogą gminą, leżącą w lasach tucholskich 12 km od stacji kolejowej i parafji w Śliwicach.

Z Mirotek proszę przenieść (Depczenkę) do Kościerzyny. D. Jest pilną i sumienną nauczycielką i nadaje się do pracy w szkołach wyższych typów organizacyjnych.

Z Osieka proszę przenieść nauczycielkę Melanję Chmielewską do Barłóżna. Chmielewska wskutek choroby potrzebuje opieki lekarskiej, z której w Osieku nie może należycie korzystać z powodu niedogodności komunikacji Osieka z Starogardem. Z Osieka do stacji kolejowej wynosi droga 9 km). Barłóżno będzie dla niej pod tym względem dogodniejsze.


Z innego pisma z 7 sierpnia 1931 r. , opatrzonego klauzulą POUFNE. Temat: Sprawa zwolnienia zamężnych nauczycielek.

Podaję spis zamężnych nauczycielek tymczasowych: Władysława Stasiakowa - Lubichowo, Monika Kuczkowska (Mykowska) - Zblewo, Wanda Dąbrowska (Gorzkiewiczówna) - Starogard (....)
Wanda Dąbrowska zawarła związek małżeński dnia 23.VII.1931 r. Praca w szkolnictwie nie jest w zupełności zadawalająca, proszę o zwolnienie jej. (...) nauczycielka tymczasowa Wanda Dąbrowska (Gorzkiewiczówna) nie należycie przygotowywała się na lekcje, zauważyłem, że nie dość intensywnie pracowała.
Tymczasem o tejże nauczycielce w kwietniu 1930 r. inspektor Odya pisał:
Proszę o powołanie do Starogardu (szkoły powszechne) w charakterze nauczycielki etatowej p. Wandy Gorzkiewówny, nauczycielki kontraktowej. Pani G. pracuje z dobrym wynikiem i przekonałem się, że jest zdolną i sumienną pracowniczką. Proszę o zamianowanie p. G. nauczycielką etatową już od 1 lipca br., by nie wstrzymywać jej wynagrodzenia na miesiące wakacyjne (...)
Oprac. D.S.

Nierozpoznane postaci to na pewno nauczyciele z tych szkół. Może ktoś pomoże?

Zdjęcia
1. Grono nauczycielskie Szkoły Dziewcząt - około 1930 r.
Stoją od lewej: pierwsza Helena Burakówna, piąta Maria Sułkowska, szósty Kazimierz Górecki, siódma Ewa Machajewska, ósma Anna Erbówna. Siedzą od lewej: druga Maria Sikorska, trzeci kierownik szkoły Bolesław Raszeja, czwarta Maria Wygocka. Ze zbiorów Zbigniewa Sakowskiego. Repr. Kamila Sowińska

2. Grono nauczycielskie Publicznej Szkoły Powszechnej III stopnia nr 1 - około 1936 r.
Stoją od lewej: pierwszy Franciszek Czerwiński, druga Franciszka Burandtówna, trzecia Kazimiera Bunikowska, czwarty "Papuga", piąty Józef Chmielecki. Siedzą od lewej: ksiądz Chylewski, Maria Wygocka, kierownik szkoły Alojzy Wojtaś, Helena Szelezińska, Władysław Smukała. Ze zbiorów Zbigniewa Sakwoskiego. Repr. Kamila Sowińska

3. Zdjęcie koleżeńskie nauczycieli zrobione pod szkołą w Lubichowie - około 1930 r. Stoją od lewej: pierwszy Ignacy Gliński, trzeci Leon Wieczorek. Siedzą od lewej: pierwsza Maria Kajut, trzecia Helena Wieczorek. Ze zbiorów Zbigniewa Sakowskiego, repr. Kamila Sowińska

4. Spotkanie towarzyskie nauczycieli zorganizowane pod szkołą w Osowie (?) - około 1936 r. Od przodu: pierwsza pani Gölger (żona Władysława Gölgera z Osowa), drugi Leon Wieczorek (Borzechowo), trzecia Władysława Stasiak, piąta pani Glińska (żona Ignacego Glińskiego z Mościsk) szósty Jan Stasiak, ośmy Ignacy Gliński (Mościska), dziesiąty Stanisław Paszkowiak (Ocypel), ostatni - na końcu Otton Simon (Osowo). Ze zbiorów Zbigniewa Sakowskiego. Repr. Kamilia Sowińska

Podziękowanie
Rodzinie za wyrozumiałość.
P.P. Marii Wygockiej, Róży Sobańskiej, Hubertowi Glińskiemu i Jerzemu Firynowi za udostępnienie opublikowanych zdjęć.
Prof. Romualdowi Grzybowskiemu z katedry Historii Nauki, Oświaty i Wychowania Uniwerystetu Gdańskiego za inspirację, życzliwą zachętę i słowa otuchy. Dr Annie Warczakza pomoc w kwerendzie archiwalnej.
Emerytowanym przedwojennym nauczycielom panom: Władysławowi Borowiczowi, Pawłowi Burandtowi i Edmundowi Dywelskiemu za poświęcony czas. Brak słów by wyrazić wdzięczność. Niech wolno mi za pośrednictwem Internetu złożyć życzenia 100 i więcej lat.
Wszystkim osobom, bezinteresownie udzielającym pomocy, których jest tak wielu, że wymienienie Ich jest po prostu niemożliwe.
Zbigniew Sakowski

Wywiad na temat poszukiwań Zbigniewa Sakowskiego - patrz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz