Między Gniewem a Opaleniem
Ryszardowi Szwochowi
Tu ze wzgórza schodzi dolina
By powtórzyć się w rzece i pójść drugim brzegiem
Gdzie niebo nie spięte mostem a kościołów wieżami
Gdzie prom po nitce liny płynie do przystani
Byłem tu wiele razy
To że widzę wiślaną dolinę raz jeszcze
Nie znaczy że sięgam wzrokiem
Dalej niż chłopiec
Który puścił w niebo latawca
Tęczowym ogonem omiatającego błękity zamiatał
Nie ja trzymam sznurek
To on go dzierży mocno
Przed nim w padołku między wzgórkami
Otwarta dolina przez którą płynie rzeka
A ludzie przez czas pielgrzymują
Do... gwiazd
Być może Ryszardzie to sen tylko
Z nieaniołem szpakiem rwącym wiśnie w zdziczałym sadzie
Z miedzy ku rzece spływa świerszczy muzyka
Dojrzewająca w purpurze starorzecza w wino zmierzchu
To ledwo szkic pośpieszny i kruchy
Nie dłuższa od mgnienia lekcja zwykła
Pszennego smaku okolicy
Urody miejsca naszego i czasu
W Roku Kociewskim
w przeddzień IV Kongresu Kociewskiego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz