środa, 23 stycznia 2002

Pachnący lipą

Stanisław Kazubowski jest jednym z 24 pszczelarzy zrzeszonych w Związku Pszczelarstwa Polskiego w Smętowie (w latach 80. było ich 80!). Zimą Kazubowscy z wielkiego garnka zjadali 10 kilogramów miodu. Miód dodają do herbaty, do smażonych placków i gofrów, smarują chleb z masłem. Kazubowski, podobnie jak inni pszczelarze, ubezpieczył swoje pszczółki w PZU. To na wypadek "wypadku", czyli pogryzienia (pokąszenia?). Tak., to wcale nie jest śmieszne. Bo koń nie wytrzyma 20 wbitych żądeł. Powyżej tej liczby - zdycha. Człowiek wytrzyma więcej...
Pomysł odwiedzenia Stanisława Kazubowskiego, zamiłowanego pszczelarza, podsunął mi ksiądz Gołąbek z Lalków. Pojechałem ,chociaż wydawało mi się, że gminę Smętowo znam dobrze, to - przyznaję szczerze, drogę do Kazubowskich pokonywałam po raz pierwszy..

Minęłam kościół pw. św. Barbary w Lalkowach i brukowaną drogą podjechałam pod most kolejowy. Wszystko byloby o.k., gdyby nie ten lęk wysokości... Na marginesie szkoda, że 10 lat temu, kiedy prowadzono rozmowy z dyrekcją PKP na temat utworzenia właśnie w tym miejscu przystanku PKP, nie zapadła decyzja na tak. Zjeżdżam z mostu i w prawo - jak poinformował mnie ksiądz - kilometr, półtora. Później dowiaduję się, że miałam szczęście, bo akurat przed południem przejechała tędy równiarka. A to nie zdarza się często - średnio raz na ... 5 lat. Mijałam pszenżyto, jęczmień, owies, buraki i ... zjeżdżam szybko w trawę, by przepuścić niebieskie autko zięcia Kazubowskiego. Po prawej widać jeszcze posadzone ziemniaki, przy domu żyto.

Jak to u gospodarzy "pełną gębą". Swego czasu Stanisław Kazubowski gospodarował na 25 hektarach. Kiedy gospodarstwo po rodzicach przejęła córka z mężem, młodzi dokupili "trochę" ziemi i w tej chwili posiadają 63 ha, 20 krów 70 świń itd. Roboty jest więc co nie miara. Pan Stanisław mówi, że pomaga dzieciom ile może, ale "starość" robi swoje.

Stanisława i Stanisław Kazubowscy mieszkają na końcu wsi Lalkowy. Od województwa bydgoskiego dzieli ich zaledwie 1500 metrów. W tym roku małżonkowie obchodzili Złote Gody Kazubowscy dochowali się dziewięcioroga dzieci, ale żadne z nich - .każde przepada za miodem - nie zamierza przejąć wielkiego dzieła od rodziców. Rodziców, bo jak zaznacza mąż, pani Stefania pomaga mężowi w pszczelarskich sprawach.
Mam 74 lata i coraz mi ciężej. Na szczęście żona pszczół się nie boi i dużo mi pomaga. Kaszubowscy cieszą - w tym roku pszczoły przynoszą wyjątkowo dużo miodu.
Wczoraj w niedzielę, siostra z Wrzeszcza kupiła dla siebie, rodziny i znajomych 70 kilogramów miodu ! - zdradza pani Stanisława.
Z moim miodem w tym roku jest bardzo dobrze - stwierdza mąż, Stanisław. - Pewnie jest tak wszędzie, bo jak u pszczelarzy było kiepsko z miodem, kupowali u mnie. A w tym roku żaden nie przyjechał.

Stanisław Kazubowski pszczelarzem jest od 30 lat. Początki ?
- Zawsze lubiłem słodkie. Niedaleko mojego domu stała pasieka Umańskiego ze Smętowa.
Przyglądałem się, podpatrywałem. Zacząłem od jednego ula, podarowanego przez szwagra Erdanowskiego.
Już w pieszym roku "pszczelarskiej działalności" pan Stanisław smakował własny wielokwiatowy miód. Nie było go dużo, za to mnóstwo satysfakcji, że się udało. Kiedy tylko starsi wiekiem pszczelarze likwidowali pasieki, pan Stanisław kupował od nich ule. Uczęszczał też na kurs pszczelarski, a od wielu już lat towarzyszy mu fachowe pismo "Pszczelarstwo". Dziś pasieka Kazubowskiego liczy 32 ule.
Pszczelarz z Lalków ma swoich stałych klientów. I to wcale nie z okolicy, bo mieszkańcy popegerowskich miejscowości nie mają pieniędzy. Kazubowscy wyruszają w teren i sprzedają miód, najczęściej letnikom z Osieka i Wycinek. - To klienci przeważnie z Wybrzeża - ocenia pan Stanisław. - Ale mam też stałą klientkę, warszawiankę, co roku wypoczywającą w Borach Tucholskich, która kiedy tylko zobaczy mój samochód, krzyczy: "Miodzik przyjechał"..

Kazubowscy zauważają, że w miód przeważnie zaopatrują się starsi (podobno dodają do herbaty). Młodzi ? W wyjątkowych przypadkach. - Miód dużo dobrego robi. Bardzo pomaga na przeziębienie (do herbaty), na kaszel (z mlekiem i masłem), nie wspominając już o sercu. I tak się młodo wygląda! Każdego dobrego roku Kazubowscy sprzedają 700 kg miodu ("z roju mam 28 kg"),. I chociaż pan Stanisław zarzeka się , że pszczelarstwo to dla niego hobby, to nie ukrywa, że pracy przy tym hobby nie brakuje.

Czasem już w marcu się sprawdza, czy wszystkie pszczoły przeżyły. Ważna jest higiena, czystość.. W ulu nie może być żadnego paprocha. Trzeba co tydzień kontrolować, przeglądać ule. Sprawdzać trutnie, czy te zbyteczne są wycięte, czy matka jest w gnieździe, czy dużo czerwuje..

- Każdego dnia wiem, czy dużo przyniosą miodu - twierdzi pan Stanisław. - Pszczoły karmi się dopiero na zimę. Wiosną jedynie podkarmia przez trzy dni filiżanka syropu z cukru (pół na pól z wodą). Najwięcej pracy przy pszczołach jest od kwietnia do października. A już najgorzej jest kiedy się roją i trzeba je strząsnąć z wysokiego drzewa.
Rekord ? Z jednego ula 149 kg miodu. - Bo lipa dobrze mmioduje. Pszczołom sprzyja ciepło. Jak jest w dzień ciepło i noce też są ciepłe, kwiat mioduje, to rój przyniesie 3 kg miodu dziennie. Jaki lubię ? Wszystek, bo każdy słodki.

W tym roku lipa miodowała tylko 3 dni. A ludzie pytają tylko o lipowy. "Bo pachnie lipą". Że lipowy najzdrowszy? - W telewizji raz mówią, że lipowy najzdrowszy, później że rzepakowy, wreszcie spadziowy. Ja myślę, że każdy z nich. Najpierw pszczoły przynoszą miód wielokwiatowy z kolnów i drzew owocowych, później rzepakowy, potem lipa i wilokwiatowy (z modrzewia, facelii, wyki, ostu i innych chwastów).

Teraz Kazubowscy sprzedają miód rzepakowy zmieszany z lipowym (każda odmiana lodu Kazubowskich jest w tej samej cenie - 12 zł za kg.). - Na włosiennicy jest 60 ha rzepaku, a przecież lipy w tym roku było niewiele. Nie każdemu można wytłumaczyć. Ludzie chcą lipy i koniec. - Czy pszczelarza żądlą jego ulubienice? A jakże! - Nawet dziś kiedy zrywałem wiśnie, jedna mnie użądliła... Na czubku nosa. - Żądło trzeba wydrapać ostrym narzędziem - wyjaśnia pani Stanisława. - Najlepiej paznokciem, ale drapać w bok, bo jak się zgniecie, jad wejdzie. Dobrze jest też natrzeć miejsce ugryzienia pietruszką. Nie pali, nie boli i tak nie spuchnie.
- Przy pasiece trzeba się starać, żeby żadna pszczoła nie użądliła - dodaje pan Stanisław. - I wcale nie chodzi o ból. Kiedy jedna z pszczół ugryzie, wytwarza się specyficzny zapach i już następnie chce żądlić.

Dorota Jaskólska
Na podstawie GK nr 30 z 24.07.1998r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz