piątek, 18 stycznia 2002

Wywiad z Marią Romanowską

Wywiad przeprowadzony z Marią Honoratą Romanowską w 1995 roku.

Honorata Maria Romanowska ze Skórcza. Mieszka przy ulicy Kociewskiej wraz z mężem. Skromnego domku strzegą dwa pieski - Amiczek i Misio. Ten drugi, kudłaty, mały, jest szczególnie groźny - zwłaszcza, jak się całuje panią Marię w rękę. Nie całować w rękę!


- Pani Honorato, ile to już miesięcy, lat drukujemy pani wspomnienia?
- Chyba drugi rok. Ja naprawdę nie pamiętam. Zaczęło się od "Babci Olimpii", czyli od 1860 roku. "Dojechaliśmy" do Skórcza, do roku 1953. Nie przywiązywałam wagi do tego, nie myślałam, że tak daleko to pójdzie. Zaczęło się od pana Anhalta.

- Pytałem, czy pani pamięta i jestem trochę rozczarowany. Czytając tydzień w tydzień pani odcinki nie bardzo wierzę, żeby było coś, czego pani nie pamięta! Jeden z czytelników, który widać lubi czytać krótkie teksty z "Naj" i "Życia na gorąco", zadzwonił kiedyś do redakcji i denerwował się, że zamieszczamy takie długie teksty. Ale na końcu dodał: "Ale ta pani ma pamięć!"... Mniejsza z krótkimi i długimi tekstami. Honorata to pseudonim literacki?
- Nie. Jestem naprawdę Honorata Maria Wsilewska z domu Romanowska. Ale nazywają mnie Marią. A moja babka jest z domu Majewska!

- No to jesteśmy prawie w rodzinnym domu. Może byśmy się dokopali wspólnych korzeni w rodzinie Mickiewicza - tam też była babka Majewska. Wracając do "Córki Romany" - jest to cos w rodzaju powieści autobiograficznej, na pół litewskiej. Czy spotkała pani coś tak obszernego na tematy litewskie, jak to, co pani pisze?
- Nie spotkałam. Ale to nie jest powieść na pół litewska. Wyjechałam z Wilna mając 26 lat, teraz mam 77, a więc to nie jest połowa. Tyle, że młodość spędziłam w Wilnie, uczyłam się w Wilnie. Z książką, tak szeroko opisującą tamte wileńskie czasy, nie zetknęłam się.

- Jeden z naszych czytelników pytał, czy przedrukowujemy pani powieść, czy ona dopiero powstaje. W tym pytaniu kryła się sugestia, że powinna być wydana w formie książki. Czy zaczynając przygodę z "Córka Romany" myślała pani od początku o czymś takim?
- Absolutnie nie. Pisałam dla moich dzieci skrótową historię naszego rodu. Kiedy byłam w USA, jedno z nich dało mi długopis, papier i powiedziało: "Mamo, napisz historię rodu". I napisałam, ale to nie była historia beletryzowana. Suche fakty - gdzie, kto się urodził, kiedy zmarł itp. "Córka Romany" narodziła się dzięki panu Anhaltowi, który namówił mnie po koleżeńsku do napisania pierwszego odcinka, a potem namawiała już "gazeta Kociewska".

- Cieszymy się, że i dzięki nam powstało tak wspaniałe dzieło. Nurtuje mnie jednak - człowieka o słabej pamięci, niedoszłego malarza - sprawa pani doskonałej pamięci, pani Honorato. Ma pani pamięć wprost genialną. Opisuje pani koleżanki z dzieciństwa, potem uczniów, uczennice, tysiące osób, które spotkała pani w życiu określa pani - co niewiarygodne - jakie mieli oczy, kolor włosów...
- Nie mam genialnej pamięci, ale mam bardzo dobra pamięć. Moja siostra i brat byli zdolniejsi ode mnie. Mój brat prawie po pijanemu poszedł składać bardzo trudny egzamin. Dostało mu sie trudne zadanie z geometrii. Były tylko dwa sposoby rozwiązania. Mój szacowny Romeczek spojrzał na tablicę i rozwiązał trzecim sposobem. Profesor: "To niespotykane, pan znalazł trzeci sposób" - i zaproponował mu asystenturę. Mój szanowny brat odmówił! Juz jako student na czwartym roku został zatrudniony jako konstruktor w PZL (produkująca samoloty RWD). - oczywiście pomocniczy. Przychodził jak chciał i kiedy chciał i jednak go nie wyrzucili. Albo - ogłoszono ogólnopolski konkurs na temat dostępu Polski do morza i dwie pierwsze nagrody dostali mój brat i moja siostra. Siostra, Irena, ukończyła prawo i los rzucił ja do USA.

- Przepraszam, że ciągle czepiam sie tej wspaniałej pamięci. Podejrzewam, że albo ma pani to wszystko zapisane, albo pani po prostu zamyka oczy i widzi każdą sekwencję swojego życia.
- Widzę. Chłonę świat oczyma. Doskonale rozwiązuję krzyżówki, kiedy je widzę, ale nie wtedy, gdy ktoś mnie pyta o hasło. Widzę i doskonale zapamiętuję szczegóły: kolor włosów, oczu. Mnie wystarczy zamknąć oczy, żeby to wszystko stanęło. Zapamiętuje oczami. Moja wyobraźnia jest wybitnie wzrokowa. Mam tak zwana pamięć fotograficzną.

- I ma pani, co można wyczytać z "Córki Romany", bardzo szerokie zainteresowania.
- Tu trzeba wrócić do mojego dzieciństwa. Wychowywałam się w środowisku ludzi wybitnie inteligentnych i starszych od siebie. Moja matka była pianistką. Wspaniale śpiewała, miała ogromny talent mezzosopranowy. Nasz dom był ogromnie rozczytany. Okrągła lampa, zwisająca nad ogromnym stołem (śmiałam się, że była to wystawa siedzeń), każdy siedział nad swoją książką. W ciszy. Moje otoczenie, babka, ciotka - chcąc mnie czymkolwiek zająć - ogromnie dużo mi czytało bajek, powieści itd. Mając lat 10 doskonale znałam Trylogię, Nad Niemnem. Wspaniale deklamowałam "Odę do młodości". Szalenie mi utkwiła w pamięci. Matka uczyła mnie sama. To znaczy nie chodziłam do szkoły podstawowej. Poszłam od razu do pierwszej klasy gimnazjalnej (odpowiednik piątej klasy szkoły podstawowej), a matka była szalenie wymagająca. O Boże święty, dla matki zawsze byłam nic nie umiejącym osłem! Dla mnie urządziła całą szkołę w domu. Miałam swoje miejsce, ławkę, pomoce naukowe, tablicę.

- A skąd wzięły się późniejsze zainteresowania rolnictwem?
- Wzięły się z tego, że sporo czasu spędziłam na wsi wileńskiej. Tam była przyjaźń, koleżeństwo i swoboda: przestrzeń, wolność - jeździć konno, prowadzić krowę do wodopoju, mieszać świniom karmę. Byłam zafascynowana wsią.
Rozmawiał Tadeusz Majewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz