sobota, 5 stycznia 2002

Zielona Dolina

93-letnia Franciszka Eichman wspomina Płociczno jeszcze z czasów, gdy owa miejscowość nazywała się Grunthal (Zielona Dolina), a zamieszkiwali ją głownie Niemcy.



Płociczno - malutka wieś schowana w pięknych lasach, niegdyś tętniąca życiem. W dolinie dwa niewielkie jeziora oddzielone polną drogą. Kilkanaście, no, może kilkadziesiąt domów. W czasach przed I wojną światową życie toczyło się tu zupełnie inaczej. Wówczas wieś nazywała się Grunthal, co po niemiecku oznacza "Zielona Dolina. Głównie zamieszkiwała ją ludność pochodzenia niemieckiego. To oni troszczyli się o rozwój tutejszej kultury.

Największą budowlą w Płocicznie jest kościół z 1906 roku z charakterystyczną, hełmiastą kopułą. Oczywiście wzniesiony dla ewangelików. Dziś przed kościołem stoi piękna figura Jezusa Chrystusa. Niegdyś staąa w jednej z altan (zdobionej witrażami) w ogrodzie. Na jej podstawie widniał napis: "Ja i mój dom chcemy Panu służyć".

Najpiękniejszą częścią wioski był ogród znajdujący się na tyłach plebanii. Jego twórcą był ksiądz Johannes Muldrad. W ogrodzie znajdowały się ganki porośnięte krzewami jaglicami i alejki prowadzące do dwóch altan. Rozświetlały je kolorowe lampiony zawieszone pod sufitem. Na końcu ogrodu stało kamienne popiersie Hindenburga o wysokości pięciu metrów. Po bokach znajdowały się wysokie kolumny, połączone grubym łańcuchem. Twórcą tego dzieła był Bruniecki z Chwarzna.

Kilkanaście lat później o ogród przestano dbać. Dzisiaj zostały po nim tylko tajemnicze betonowe kikuty. Natomiast plebania spłonęła. Mieszkańcy wsi bawili się w karczmie. Jej właścicielem był człowiek o nazwisku Kiełbasa (zmieniał nazwisko na Raczyński). Muzykanci wychodzili na schody karczmy i trąbami nawoływali ludzi do zabawy. Zespół muzyczny nazywał się "Bracia Ossowscy". I przyjeżdżał z Zamku Kiszewskiego. W środku znajdowała się średniej wielkości sala, gdzie tańczyli ludzie z Lip, Wygonina, Płociczna, Cieciorki, Bartla i innych wsi.

Dzieci uczyły się jednoizbowym budynku szkolonym z cegły. Nauczał je nauczyciel Cyrn. Zginął podczas I wojny światowej.
Pani Franciszka ma też przykre wspomnienia z dzieciństwa, na przykład to o największej tragedii, do jakiej doszło w Płocicznie. Ósma klasa z Lip po rozdaniu świadectw wypłynęła na jezioro wbrew zakazowi nauczycielki. Łódka zatonęła. Uratowała się jedna dziewczynka. Nauczycielka trafiła do więzienia.

W czasie II wojny światowej przywieziono do Płociczna trzech rannych żołnierzy. Kiedy umarli, pochowano ich przed plebanią. Ich groby zostały zdewastowanie.


Na podstawie Tygodnika Kociewskiego nr 19/2001

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz