piątek, 18 lipca 2008

Felieton - Pani Malinowska

Dlaczego podejrzewam, że te swoiste szafy nie są opróżniane...



Meneliki - tak Krzysztof Daukszewicz nazwał "mądrości", życiowe motta zasłyszane od ludzi przedkładających wolność wszelaką ponad społeczne normy. My, ludzie wolni, bez szefa, bez babskiego gadania - mówią o sobie. Niektórzy z nich (wyjątkowy filmowy Edi), mimo sytuacji w jakiej się znaleźli, zachowują godność. Najczęściej jednak zalatuje od nich nie tylko alkoholem.

Dobrze, że Caritas prowadząc stołówki zapewnia ciepłą zupę, a w łaźniach podopieczni mają możliwość wykąpania się i zmiany odzieży. Ilu z nich z takiej możliwości korzysta, to już inna sprawa. Okresowo Caritas ogłasza zbiórki odzieży. Na drzwiach klatek schodowych wieszane są ogłoszenia o terminie (nawet godzinie) odbioru. Punktualnie podjeżdża samochód i ładuje wystawione przez darczyńców siatki, worki z odzieżą. Postawione natomiast w wielu punktach miasta metalowe pojemniki na odzież już wrosły w krajobraz. Jedne wrosły, bo chyba nikt ich nie opróżnia, inne co rusz leżały, bo ktoś się do nich dobierał lub wyładowywał na nich nadmiar energii. Taki przy ulicy Okrężnej co drugi dzień leżał, aż został z tego miejsca zabrany. Dlaczego podejrzewam, że te swoiste szafy nie są opróżniane? Nie udało mi się zaobserwować takiej czynności - po pierwsze, a po drugie - chyba z tego powodu, że są pełne. Dobrzy ludzie, pozbywając się nadmiernie nagromadzonych dóbr, stawiają pełne worki odzieży przy pojemnikach na ziemi. I tu dla niektórych "ludzi wolnych" zaczyna się zabawa. Byłam świadkiem, jak kilku panów z radością rozrywało worki, przymierzało ciuchy, dopasowywało sobie garderobę, zdejmowało swoje sztywne portki i po kolejnej próbie decydowało na zmianę. Sweterki, koszule, bluzki fruwały w powietrzu - przerzucali jeden do drugiego elementy garderoby, niewybrednie komentowali zdobycze. Jeden dla drugiego był lustrem, projektantem mody. A ile przy tym mieli radości! Opuścili po pewnym czasie "przymierzalnię pod chmurką", pozostawiając w obrębie kilku metrów porozrzucane ubrania.

Gorzej było ze mną, bo nie umiałam tej całej sytuacji wyjaśnić dociekliwemu dziecku odprowadzanemu do przedszkola. "Nie pytaj dlaczego, spójrz ile radości mają ci panowie" - odpowiedziałam przyspieszając kroku, bo rozbieranki trwały, a niektórych widoków lepiej żeby pięciolatek nie oglądał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz