piątek, 18 lipca 2008

Moys. Nie dla mnie życie w dolinach

0 Tatrach i pasji wspinaczkowej z Tomaszem Moysem, dyrektorem Jednostki Biznesowej PHARMA w Starogardzie, rozmawia Tadeusz Majewski.

- To już dwadzieścia pięć lat, gdy wspina się pan w Tatrach. Jak to się zaczęło?






- To była miłość od pierwszego wejrzenia, takie uderzenie, po którym nic nie było tak jak dawniej. Poranek lipcowy 25 lat temu, kiedy po kilkunastogodzinnej podróży pociągiem z Torunia wysiadłem na dworcu w Zakopanem. W świetle porannego słońca z Równi Krupowej zobaczyłem za lekką mgłą panoramę Tatr. Wydawały się wtedy ogromne i niedostępne. Myślę, że to uczucie towarzyszy każdemu, kto będąc pierwszy raz w Zakopanem zauważy górującą nad miastem sylwetę Giewontu ze swoją ponad 600-metrową północną ścianą. Wtedy powiedziałem sobie: chciałbym tamtędy wejść...

- I co, dotrzymał pan słowa...?

- Na przejście północnej ściany Giewontu musiałem czekać ponad 20 lat.

- Czym dla pana jest wspinaczka?


- Najczęstszym pytaniem, jakie słyszę, brzmi: Po co się wspinasz? - albo: Jak ty się tam wspinasz z tą liną i hakami? (śmiech) To pytanie jest szalenie indywidualne, bo każdy czerpie z tego, co robi w górach, inną radość.

- A jak to jest z panem?

- Wspinanie to ruch w przestrzeni, przepaścistej i nieprzyjaznej z uwagi na odbierane bodźce. Wymaga precyzji, dyscypliny, wręcz pewnej oszczędności ruchu. Jest źródłem satysfakcji, daje bowiem możliwość docierania do własnych ograniczeń, a nawet ich przekraczania. Pozwala na odczuwanie tych najbardziej naturalnych, wręcz atawistycznych emocji w czystej postaci jak strach, radość. Wreszcie bliski kontakt z przyrodą tatrzańską. Najbardziej we wspinaniu lubię to, że jest na serio. W górach nie ma tego czynnika teatralności, pewnej wirtualności, która towarzyszy nam w życiu w dolinach. Tam wszystko jest prawdziwe i naturalne.

- Czy można porównać wspinaczkę na sztucznych ścianach, skałkach i... w górach typu alpejskiego?

- Oczywiście że nie, łączy je jedynie ruch w pionie. Tak, jak różne dyscypliny pływania łączy ruch w wodzie. Kiedy zaczynałem swoją przygodę z górami, wspinanie na małych formacjach typu skałki, panele wspinaczkowe było narzędziem do osiągnięcia celu, do wspinania się w górach. Dzisiaj każda z tych dziedzin jest autonomiczna, ma swoją specyfikę treningu, rekordy, mistrzów. Aby odnieść sukces, w każdej z tych dziedzin wymagane są pewne naturalne predyspozycje fizyczne i psychomotoryczne. Nie ma uniwersalnych wspinaczy, którzy odnoszą sukces we wszystkich tych dziedzinach.

- Sukces w pana przypadku...

- Nie mierzę tego w kategoriach obiektywnego rekordu. Nie te możliwości i rzadka mimo wszystko sposobność spędzania całego wolnego czasu w Tatrach. Sukcesem jest pokonywanie własnych ograniczeń, ale również realizacja celów wspinaczkowych, w których dociera się do granic własnych możliwości. Tak postawionym celem była trzykrotna próba pokonania grani głównej Tatr Wysokich. Sukcesem jest pokonanie w ciągu tych 25 lat, latem i zimą, grubo ponad setki dróg o różnej skali trudności i ciągłe, systematyczne, mimo upływu lat, podnoszenie skali trudności pokonywanych dróg tatrzańskich.


- Zatrzymajmy się na chwilę przy sprzęcie. Co jest potrzebne do wspinaczki?

- To zależy od skali drogi oraz tego, czy pokonuje się ją zimą czy latem. Generalnie służy do asekuracji lub podejmowania działań o charakterze ratowniczym. Współczesny sprzęt charakteryzuje się atestowaną wytrzymałością, lekkością i wszechstronnością. Ten podstawowy, do wspinania latem, obejmuje linę z niezwykle wytrzymałych, gwarantujących nieprzemakalność materiałów, sprzęt do osadzania w szczelinach skalnych punktów asekuracyjnych, sprzęt asekuracyjny i służący do zjazdów za pomocą liny, wytrzymały kask chroniący głowę przed urazami, buty wspinaczkowe dające odpowiednie tarcie, odzież chroniącą przed wiatrem i deszczem, telefon, altimetr (wysokościomierz - red.) i kompas. Zimą dochodzą odpowiednie buty wielowarstwowe uzbrojone w raki do wspinaczki w terenie skalno-śnieżnym lub w lodzie, czekanomlotki stanowiące naturalne przedłużenie ręki wspinacza oraz odzież chroniąca przed chłodem. Należy również wspomnieć o sprzęcie służącym do zapewnienia bezpieczeństwa wobec zagrożenia lawinowego: detektor lawinowy, łopata i sonda lawinowa, czyli tzw. ABC wyposażenia lawinowego. Zimą korzysta się również, zwłaszcza na podejściach pod ściany, z nart skitourowych lub rakiet śnieżnych.

- Jest tego trochę...

- Kiedy zaczynałem swoją przygodę wysokogórską, w Tatry chodziłem z wiarą w swoją nieśmiertelność i z minimalną ilością sprzętu, który był stosunkowo prymitywny i praktycznie niedostępny na rynku...

- Czyli teraz można wspinać się bezpieczniej?

- Tak naprawdę o bezpieczeństwie wspinacza w mniejszym stopniu decyduje sprzęt. Ważniejsza jest wiedza, rozwaga i doświadczenie, które można zdobyć wyłącznie poprzez systematyczny trening oraz spędzając setki godzin w górach.


- A co żona i syn myślą o pańskiej pasji? A może to rodzinne hobby?

- Nie, nie! Żona i syn nie wspinają się razem ze mną. Ale za to są wytrawnymi i doświadczonymi turystami. Chciałbym wspomnieć o ich największym wyczynie, jakim było przejście głównej grani Tatr Zachodnich od przełęczy Huciańskiej na zachodzie do przełęczy Liliowe, oddzielającej Tatry Zachodnie od Wysokich. Dwa i pół dnia, 45 kilometrów pokonanych w terenie wysokogórskim, po drodze ponad 50 szczytów i suma podejść ponad 9000 metrów.

- W takiej sytuacji nietrudno domyśleć się, że podchodzą ze zrozumieniem do tego, co pan robi...

- To prawda. Są wspaniali. Zawsze mnie wspierają.

- Jakie cele stawia Pan sobie w najbliższym czasie?

- W sierpniu planuję pokonanie drogi Piska i Zahovala, tzw. Hokejki na zachodniej ścianie Łomnicy. Nie ukrywam, że dojrzewałem do tej drogi kilkanaście lat. Jest to ponad 500-metrowa ściana, która od lat trzydziestych była areną zmagań najlepszych wspinaczy, pokonana dopiero w 1950 roku. Do dzisiaj zachowała swoją klasę.


Bohater wywiadu na co dzień jest dyrektorem Jednostki Biznesowej PHARMA w Starogardzie. Prywatnie pasjonuje się wspinaczką i zdobywaniem szczytów. Do tego stopnia wciągnęła go ta pasja, że postawił na swojej posesji w Kolinczu ściankę wspinaczkową. Fot. Arch. M-K


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz