sobota, 23 listopada 2013

ANDRZEJ FIRYN. Prawdziwa historia ostatniego transportu do "lasu śmierci"

ALTERNATYWNA HISTORIA OSTATNIEGO TRANSPORTU

Ilekroć staję przed grobem moich dziadków Wilczyńskich Emilii i Wilhelma, szczególnie w rocznice ich śmierci, przypadające na 29 i 30 października, odżywają wtedy we mnie wspomnienia dziadka. Jedną z jego opowieści pragnę przytoczyć i zainteresować nią szersze grono.
Do 1939 roku dziadek prowadził pamiętnik. Szczegółowo opisywał w nim swój, oraz żony Emilii, wkład w dzieło odrodzenia Polski. Moi dziadkowie ze strony mamy pochodzili z Kresów, z województwa stanisławowskiego oraz tarnopolskiego. Dziadek ukończył we Lwowie studia na kierunku filozoficznym. Babcia Kolegium Nauczycielskie Sióstr Urszulanek w Kołomyi.














Dziadek Wilhelm od młodych lat walczył o Polskę. Najpierw z karabinem , potem w artylerii. Za tą walkę został odznaczony Odznaką Honorową "Orlęta".
Nigdy tym odznaczeniem w okresie socjalizmu się nie chwalił. Zawsze się obawiał, że trafi za to odznaczenie oraz za swoją propolską działalność na kresach, do ubeckiego więzienia.





Odznaka Honorowa "Orlęta" - odznaka przyznawana w okresie II Rzeczypospolitej uczestnikom walk o Kresy Wschodnie, a zwłaszcza o Lwów w latach 1918-1920. Odznaka przedstawia cztery stylizowane sylwetki orląt, tworzących ramiona krzyża, pomiędzy nimi promienie, pośrodku odznaki, w okrągłym medalionie herb Lwowa, otoczony napisem "OBROŃCY KRESÓW WSCHODNICH".

Po odrodzeniu Polski na Pomorzu brakowało nauczycieli mówiących po polsku. Piłsudski wydał odezwę do polskich nauczycieli, aby przyjeżdżali nauczać na Pomorze. Dziadkowie w odpowiedzi na wezwanie przenieśli się z Kresów na północ Polski. Osiedlili się w Zblewie i pracowali tam w szkole a po przeprowadzce w 1934 roku w Osieku.





Na zdjęciu część kadry nauczycielskiej szkoły w Osieku w 1936 roku. Dziadek Wilczyński siedzi na ziemi jako pierwszy z prawej, a za nim stoi jego żona moja babcia Emilia Wilczyńska z domu Horbulewicz.


W 1939 roku, w momencie wybuchu II wojny światowej, szczegółowe opisy w pamiętniku urywają się. Dalsze dzieje dziadka znam tylko z opowieści jego syna Ludwika Wilczyńskiego, mojej mamy Hanny z domu Wilczyńska oraz mojego ojca Jerzego Firyn.

Spośród wielu opowieści jedna dotyczy ostatniego transportu polskiej inteligencji z rejonu starogardzkiego w 1939 roku do Szpęgawska.

Celem przybliżenia historii przypomnę:

Hitlerowcy wkraczając na ziemie polskie dysponowali listami proskrypcyjnymi. Był to wykaz osób szczególnie zasłużonych dla Polski w latach 1918 -1939, jej polityki, rozwoju, kultury. Listy te wykorzystywała SS, SD, formacje EG(Einsatzgruppen) i formacje Selbstschutzu.

Według słownika języka polskiego: listy proskrypcyjne «lista nazwisk przeciwników politycznych wyjętych spod prawa, ukaranych śmiercią lub objętych innymi represjami»

Przeglądając listę proskrypcyjną przygotowaną w Berlinie z lipca 1939 roku, nie znalazłem na niej nazwisk części zamordowanych nauczycieli i księży z powiatu starogardzkiego. Dlaczego? Otóż listy te miały tzw dodatkowe karty, gdzie hitlerowski urzędnik mógł dopisać każde nazwisko.

Największą gorliwością w eksterminowaniu Polaków według tej listy wykazała się organizacja o nazwie Selbstschutz. Paramilitarna formacja złożona z przedstawicieli niemieckiej mniejszości narodowej, która miała dokonywać czystek narodowościowych. Członkowie Selbstschutzu byli dla Polaków szczególnie niebezpieczni. Mieszkali pośród swoich ofiar. Doskonale znali lokalne stosunki oraz miejscowe uwarunkowania społeczne. Znani byli też z wyjątkowej brutalności. Działając w szeregach tej formacji miejscowi Niemcy mogli przy okazji uregulować wiele zadawnionych sąsiedzkich sporów i porachunków oraz zagarnąć mienie należące do aresztowanych i mordowanych Polaków. Było to o tyle ułatwione, że do zatrzymania, według ich mniemania, "wrogo" nastawionego Polaka, wystarczało zwykłe świadectwo 2-3 Niemców. Stąd bardzo dużo nazwisk dopisano do list proskrypcyjnych już po zajęciu Pomorza.

Cytat z portalu "Las Szpęgawski":

"....12 października internowano około 70 nauczycieli i nauczycielek powiatu starogardzkiego w obozie tymczasowym w Skórczu oraz - według Polikarpa Niklewskiego - w tamtejszej szkole powszechnej. 19 października po południu, zostali oni przetransportowani do więzienia w Starogardzie (do domu zwolniono tylko nauczycielki). W więzieniu zaaresztowanych nauczycieli przywitano słowami: Przeklęci księża i nauczyciele podburzali naród ...

Dnia 20 października, to jest nazajutrz, nauczyciele ci, o zmasakrowanych częstokroć twarzach, zmaltretowani fizycznie i duchowo, niezdolni do stawienia żadnego oporu, zostali wywiezieni trzema samochodami ciężarowymi do Lasu Szpęgawskiego. W trakcie wykonywania egzekucji przywieziono ze Starogardu rozkaz o wstrzymaniu rozstrzeliwań i dlatego nauczyciele z ostatniej ciężarówki ocaleli. Zostali przywiezieni z powrotem do więzienia, po czym odebrano od nich przysięgę milczenia i dwa miesiące później zwolniono. W ten sposób z przeznaczonych do zagłady ponad 60 nauczycieli zginęło 43...."

W Wikipedii również jest napisane, iż ostatni transport został rozwiązany. Również wg Józefa Milewskiego tak się stało.

I w tym miejscu wkleję opowieść dziadka spisaną przez mojego ojca Jerzego FIRYN:

" … Natychmiast po wkroczeniu wojsk niemieckich do Osieka, we wrześniu 1939 roku, władze niemieckie we współpracy z miejscowymi hitlerowcami (Itrowscy i Tutleben) sporządziły listę osób narodowo i politycznie podejrzanych do aresztowania i eksterminacji.

Małżeństwo Wilczyńskich, Wilhelm i Emilia, razem z innymi nauczycielami Osieka znaleźli się na tej liście. Powiadomił ich o tym młody Itrowski, były uczeń Wilczyńskiego. Tydzień po zajęciu przez Niemców Osieka, zostali wyrzuceni ze służbowego mieszkania. Znajdowało się ono w obecnej małej szkole na ul. Wyzwolenia 25. Po wypędzeniu całej rodziny wraz z dziećmi, mieszkanie razem z wyposażeniem zostało zaplombowane.

Znajomi ze wsi Trzebiechowo, państwo Wiktoria i Jan Koseccy, dostarczyli podwody (konia z wozem) i pomogli w przeprowadzce pozostałego skromnego dobytku. Nauczyciele Wilczyńscy przeprowadzili się do miejscowości Radogoszcz do domu państwa Gonciarz. Dom ich był duży, obszerny i bez problemu mogły w nim mieszkać dwie rodziny razem. Zamieszkała tam tylko jego żona Emilia z dziećmi, najstarszym Zbyszkiem, średnim Ludwikiem i najmłodszą dwuletnią Hanną. Wilhelm ukrywał się w okolicznych lasach. Niestety, wskutek donosu niemiecka policja go aresztowała. Trafił do Starogardu Gdańskiego. Do Baszty gdzie więziono pomorską inteligencję i patriotów przed wywózką do Szpęgawska. Jednocześnie najstarszego syna skierowano na przymusowe roboty do niemieckiego bauera do Jabłowa.

Wilhelm Wilczyński został skazany na rozstrzelanie. W dniu wywózki do Szpęgawska jeden ze strażników, z pochodzenia Polak, dawny uczeń Wilczyńskiego ze Zblewa, wręczył mu broń i powiedział "chłopy ratujcie się, bo jedziecie na rozstrzelanie". Część więźniów została wtajemniczona w plan ucieczki z transportu. Postanowiono, że akcję rozpoczną w momencie wjazdu samochodu do lasu w Szpęgawsku.

Tego dnia był to ostatni transport do "lasu śmierci". Znużenie Niemców spowodowane całodziennymi kursami i wywózką Polaków obniżyło ich czujność. Przysypiali. Wilhelm nie śpiącego strażnika zagadał. Niemcy dali się podejść. W lesie obezwładniono tych siedzących z tyłu samochodu. Uciekinierzy zabrali im karabiny. Kierując je w stronę kierowcy sterroryzowali go i zażądali zatrzymania auta. Konwojentów skrępowano, a samochód uszkodzono.

Kilku uciekinierów zażądało zabicia strażników. Wilhelm jako pierwszy zgłosił sprzeciw i zażądał aby pozostawić ich przy życiu. Twierdził, że jeżeli zabiją konwojentów, szwaby nigdy im nie odpuszczą i będą ścigać uciekinierów bez przerwy. Do tego z kilkakrotnie większą zawziętością, Większość niedoszłych skazańców przyjęła argumenty Wilczyńskiego i strażników nie rozstrzelano.

Więźniowie postanowili uciekać pojedynczo. Mimo tego powstały małe grupki, każda kierowała się w inną stronę. Aby zgubić pogoń uciekali przez bagna, lasy, brodząc w rzeczkach i jeziorach. Wilhelm Wilczyński po kilku dniach trafił do Trzebiechowa, do rodziny państwa Koseckich (Jana i Wiktorii). Poprosił ich, aby umówili go z jego żoną Emilią. W nocy, w lesie, spotkał się z nią i poprosił ją o załatwienie lewych dokumentów, które pozwoliłyby mu wyjechać do Generalnej Guberni. Poprosił również o to, aby nie opowiadała dzieciom, że się spotkali. Policja, gestapo wielokrotnie przesłuchiwali rodzinę lecz dzieci zawsze odpowiadały, że "tatuś jest zabrany do Starogardu".

Po uzyskaniu dokumentów Wilhelm pożegnał się w nocy z żoną i udał się do Warlubia na kolej. Uznał, że bezpieczniej będzie rozpocząć podróż z dalszego Warlubia niż z pobliskiego Skórcza.

Koleją dotarł do Torunia i dalej razem ze swoim bratem Marianem, dojechali do Warszawy. Po kilku dniach pobytu w Warszawie wyjechali w okolice Rzeszowa. Zamieszkali u znajomych z czasów swojej młodości, a pochodzących tak jak oni, z Kresów. Tam pracowali jako robotnicy rolni, jednocześnie nauczając w konspiracji. Brat Wilhelma, Marian, ukończył Politechnikę Lwowską na wydziale Budowy Maszyn i również działał w tajnym szkolnictwie.

Wilhelm Wilczyński wrócił do domu dwa tygodnie po przejściu frontu, razem z rosyjskimi transportami wojskowymi.

Po wyzwoleniu rodzina Wilczyńskich, zamieszkała w szkole w Trzebiechowie, gdzie Wilhelm i Emilia prowadzili placówkę szkolną w systemie 6 klasowym ...."
Chciałbym dodać, że z całego transportu przeżyło wojnę tylko dwóch uciekinierów. Inni wrócili do domów i tam zostali na nowo pojmani lub zginęli w trakcie bezpośrednich działań wojennych. Moja Babcia z dziećmi u Gonciarzów mieszkała tylko rok. Rodzina Leśniaków we wsi Radogoszcz przygarnęła ich pod swój dach i pomogła przeżyć wojnę.




Lekcja tańca na dziedzińcu szkoły w Trzebiechowie. Na akordeonie gra wujek Ludwik a na skrzypcach babcia Emilia. Krzyżykiem jest oznaczona moja mama Hanna WILCZYŃSKA - FIRYN.

Dziadek mój zmarł w 1972 roku. Nigdy nie próbował odkręcić historii ostatniego transportu do Szpęgawska, według której Niemcy rozwiązali transport, a nie dopuścili do ucieczki skazańców. Twierdził, że lepiej będzie jeżeli komunistyczne urzędy nie będą się go czepiać. Zmarł gdy miałem 9 lat. Z jego opowieści pamiętam coś piąte przez dziesiąte. Za to mój ojciec i wujek Ludwik lepiej zapamiętali jego wspomnienia. Mój ojciec tą i inne opowieści zapisał.
Można powiedzieć, że pomimo tak traumatycznych przeżyć dziadek miał szczęście. Szczęście, przeżyć II WŚ. Prawie połowa nauczycieli z fotki nr 1 nie miała tego szczęścia.

Pisząc ten artykuł starałem się pisać tylko o ucieczce. Pominąłem wiele innych ciekawych wiadomości.
Osoby, które chcą się wypowiedzieć i wnieść coś w temacie, zapraszam do osobistego kontaktu, mailowego lub telefonicznego.

afiryn@wp.pl
kom. 513 418 709

Pisząc artykuł korzystałem z:
1. Wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Zbrodnia_w_Lesie_Szp%C4%99gawskim .
2. Portalu "Las Szpęgawski": http://lasszpegawski.w.interia.pl/index.htm .
3. "Sonderfahndungsbuch Polen" umieszczonej na Portalu Śląskiej Biblioteki Cyfrowej: http://www.sbc.org.pl/dlibra/docmetadata?id=24330 .
4. Pamiętnika Wilhelma Wilczyńskiego.
5. Opracowań Jerzego FIRYN.
6. Zdjęć ze zbiorów rodziny FIRYN.


® Andrzej FIRYN



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz