środa, 28 lutego 2007

Bobowo. Jerzy Kawalerowski - tekst arch. 1995 r.

Jerzy Kawalerowski, opowiadając o swoim dorosłym życiu, mówi krótko: "Ja bym piekarzem w życiu nie został, gdyby nie to, że dostawało się chleb i na chleb można było zarobić". Zdążył przepracować w tym zawodzie 45 lat...




Zdrowia nie starcza (tytuł prasowy)

1949 rak. W domu biednie. Skończyłem 7 klasę w Wysokiej. Chciałem pójść do szkoły rolniczej w Owidzu, zdobyć jakieś wykształcenie, ale trzeba było pracować, pomóc mamie. Ja bym piekarzem w życiu nie został, gdyby nie to, że dostawało się chleb i na chleb można było zarobić. Poszedłem na ucznia do Feliksa Tochy, potem - jak mnie przyjęli - do PSS-ów. Od 52 roku byłem czeladnikiem, potem mistrzem.
Pracowałem w GS-ach, PSS-ach, w Starym Polu, Czaplinku, Kałdowie. Piekłem nawet w Międzyzdrojach. Pojechałem w 1958 roku na sezon i zostałem dwa lata. Jak w Międzyzdrojach normalnie mieszkało 4 tys. ludzi, to w sezonie było 60 tys. zarejestrowanych turystów. Było dla kogo wypiekać. Pracowało się noc i dzień, po 16 godzin na dobę.

Od 1981 roku prowadzę jedyną piekarnię w Bobowie. Plus mały sklepik. Mam trzech uczniów, trzech pracowników, sprzątaczkę i pracownika gospodarczego. Budynek wydzierżawiłem w 1980 roku od GS-ów. To była ruina - nic nie było, nawet krany były powyrywane. Musiałem położyć nowy ach. okna wstawić itp. Z tamtego okresu zostały tylko mury i te dwa kontakty w ścianach.
Mogłem to wtedy kupić za 265 tys. zł, ale sam remont kosztował przeszło 200 tys. zł i nie miałem pieniędzy. Wziąłem z banku kredyt, kupiłem mąkę i wypiekałem. Za pierwsze zarobione 50 tys. zł kupiłem maszynę i tak to się zaczęło.

Przed woj na w Bobowie były cztery piekarnie, teraz tylko ja. Wożę chleb do Starogardu (3 sklepy), zaopatruję sklepy w Borkowie,
Osieku. Latem, w sezonie (Osiek), jest pełno roboty. Nie wożę - jak przed wojną - w konika, a w dwa żuki. Najbardziej lubiłem robić przy ciastach i ciastkach, wszystko: drożdżówki, rogale, chatki, pączki. Nie oszukuję na recepturze. U mnie zawsze jest większa waga niż wymagają. Niektórzy oszukują. Dziennie przerabiamy od 400 do 800 kg mąki, pieczemy głównie chleb: skrzynkowy i zwykły.
Jest trochę biednych rodzin w Bobowie -6-7 bardzo. Daję im na kredyt. Tym, co nie płacą w ogóle, już nie daję. Ale jak ktoś coś zapłaci, daję dalej. (Z innych żródeł wiemy, że Kawalerowski często nawet rozdaje chleb).



GS-y nie chciały mi tego budynku wydzierżawić.
Dopiero wojewoda Jędykiewicz ich zmusił, bo zagroził, że przejmie budynek i sam odda. Gdybym go wtedy posłuchał, byłoby dzisiaj inaczej... Powiedział, że da mi tani kredyt z puli wojewódzkiej- 1 mln zł. Starczyłoby na remont, kupno budynku i zakup maszyn. Bałem się. Powiedziałem wojewodzie, że nie chcę, by ten kredyt spłacały moje dzieci i jeszcze wnuki. Mówię jeszcze raz - żeby nie sekretarz Fiszbach i Jędykiewicz, w ogóle województwo, nie miałbym tej piekarni. Akurat były strajki. Pracowałem w Wojewódzkiej Stacji Transportu Wiejskiego - łopatą przy cemencie. Lepiej płacili jak w piekarni i można było dorobić. Znalazłem ten wolny budynek w Bobowie i postanowiłem wrócić do zawodu, na swoje.

45 lat pracuję i nie mogę iść na emeryturę. Lat mi brakuje. Mam dopiero 61. Nie wiem, czy z tej emerytury długo się będę cieszył, może w ogóle...
Ostatni rok już prowadzę piekarnię. Zdrowia nie starcza. Może ktoś to weźmie, może ktoś z moich pracowników. Dzierżawę mam do czerwca 1996 r. i koniec. Jeszcze wytrzymam, bo mam ucznia i muszę o niego zadbać. Chcę go gdzieś ulokować.
Wybory prezydenckie? W żadnym wypadku nie na Wałęsę, bo tyle obiecał, a dba tylko o swoje interesy i kumpli. Jestem teraz bliżej lewicy - mimo przeżyć matki. Chyba na Aleksandra Kwaśniewskiego. Co on za komunista może być? Ma chociaż 40 lat?

Mimo wszystko z życia jestem zadowolony, żeby tylko zdrowie było teraz. Za dużo chorób: miażdżyca, cukrzyca. Chyba przejdę na rentę, by dotrwać do emerytury. Gdy byłem młody, potrafiłem w Smętowie 87 ton cementu dziennie przerzucić w workach: z pociągu na samochód (liczymy - 1740 worków!). We trzech potrafiliśmy zaś 5 wagonów węgla na przyczepy przeładować. Takiego zdrowia nie starcza.

Kawalerowski ma żal do GS-ów, że ciągle podnosili dzierżawę. Dlatego nieustannie z nimi wojował. Przejął nie zagospodarowany, zdewastowany budynek, wyremontował, a GS systematycznie podwyższał czynsz. Teraz płaci ponad 9 min st. zł miesięcznie. To bezczelność, bo te 9 min zł Kawalerowski płaci "za frico". Za rok przestanie płacić. Wiemy przynajmniej, dlaczego GS-om (raczej zarządom) jest tak dobrze. Wystarczy znaleźć "frajerów" na dzierżawę (najlepiej cały majątek wydzierżawić - z wyjątkiem biurowca) i nic więcej nie trzeba już robić, by brać przyzwoitą pensję. To od nas, nie od Kawalerowskiego.
Jacek Legawski, Gazeta Kociewska 1.09.1995 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz