czwartek, 8 lutego 2007

Czarna Woda. Galeria "Ostoja"




22 listopada 2000 r. otworzyłem galerię "Ostoja". Nie z jakiegoś uwielbienia do nazwiska. Po prostu przekonali mnie, że to może byc nośne. Zawsze marzyłem o takiej galerii. Marzenia najpierw trzeba mieć, żeby je później realizować.

Wióry pryskają (tytuł prasowy)

Budowa trwała, od momentu wbicia łopaty, 4 miesiące. Wcześniej bardzo szybko, dzięki uprzejmości ludzi załatwiłem wszystkie formalności. Jest to galeria całkowicie prywatnie wybudowana. Towarzystwo Przyjaciół Czarnej Wody sfinansowało część podłogi i wyłożyli mi chodniczek. Miałem pomoc duchową ze strony Starosty, Magdy i Michała Marzeckich, pani Barbary Wiśniewskiej ze Starogardu. Oni mi wszyscy kibicowali.

Całe szczęście, że nikt mi nie powiedział, ile to będzie kosztować. To, co ma się dostać, od razu trzeba podzielić na dwa, a co ma się wydać, pomnożyć przez dwa.

...Więc całkowicie prywatna. Kilka lat temu miałem pomysł, żeby robić z urzędem muzeum aniołów, ale nie miałem dość siły, żeby to przeforsować. Poza tym zacząłem myśleć, że byłoby to dwuznaczne - wyciągać na ten cel publiczne pieniądze. Prywatne, żeby mi żadna mać mądrala nie mówiła, co mam robić. Tu mogę powiedzieć, won za dom. W dotowanych muszą tańczyć, jak im zagrają.

Powierzchnia - 60 metrów kwadratowych, razem z łazienką. Jest miejsce, jest pracownia - wióry pryskają! Taki cel, żeby obserwować rzeźbiarza przy pracy. I są wycieczki, i sporo zapowiedzi wycieczek ze szkół. W szkołach się tym interesują, bo mają tam teraz nauczanie regionalne.

Od początku chciałem, żeby tu były różne dziedziny sztuki. I są: rzeźba -mojego brata Włodzimierza, moje, Jacka Janowskiego ze Słupska (b. sędzia sądu wojewódzkiego), Bronisława Suchego ze Złotowa, są płaskorzeźby przedstawiające ryby autorstwa chłopaka Roberta Oksentowicza z Czarnej Wody; malarstwo - Anna Rak - akwarela, ale pokazująca Kociewie i Kaszuby, Marta Podgórska z Łodzi - pastele, ze Starogardu przywieźli swoje prace Magda i Adam Haras i Józef Olszynka. Jest też plecionkarstwo z korzenia sosny, wiklina i wyroby z rogu Rudolfa Kręckiego - pochodzącego ze Starogardu.

Zakładałem, że nie będzie tu podziału na sztukę ludową i profesjonalną. Jest taka i taka, ale pasja jest ta sama. I jest twórca.
Główne motywy - sakralne i ludowe scenki rodzajowe. Nawiązują do regionu, tutejszej symboliki. Kapliczka przed Czarną Wodą?-Cczy to znak mojego artystycznego terytorium? Coś w tym jest...
Postawiłem Świętego Krzysztofa -patrona drogowców. Można powiedzieć na południowej rubieży Kociewia.
Ale chciałbym coś większego... Chciałbym, żeby przed wjazdem do miasta stał olbrzymi, 5-metrowy anioł z logo galerii; połowa słońca kociewskiego.



6-metrowy krzyż stojący na ojcowiźnie państwa Marzeckich

Dlaczego anioł, anioły... Może podświadomie? "Znak czasów - to, że w całej galerii jest parę zawstydzonych diabłów, a cała chmara aniołów. Przyszła moda na anioły. Kiedyś rzeźbiarze rzeźbili więcej diabłów, ja lubię rzeźbić anioły.

W ogóle jest moda na świątki, kapliczki przydrożne. Stowarzyszenie Twórców Ludowych wystąpiło z propozycją zrobienia 2000 kapliczek i krzyży na 2000-lecie. To jest potrzebne, bo Niemcy - nie hitlerowcy, nie faszyści, a Niemcy - zniszczyli ponad 3 tysiące kapliczek i krzyży na Pomorzu Gdańskim.

W zeszłym roku zrobiłem dla państwa Marzyckich w Zielonej Hucie (głębokie Kaszuby, ale pan Marzycki pracuje w Polpharmie) krzyż. Stoi na ojcowiźnie, miedzy lasami w polu jako woto dziękczynne z okazji 25-lecia ślubu. Ma 6 metrów wysokości, a figury ponad 2 metry. Jest coraz więcej zamówień na kapliczki przydrożne, czyli jest zapotrzebowanie.

Mam rentę, jestem na łasce i niełasce klientów. Gdybym nie miał tutaj swoich rzeźb, to mógłbym już zamknąć. Muszę mieć niecałe 2 tys. złotych miesięcznie na utrzymanie galerii. Mogę wystawiać innych, ale nie wszystkich. Wiem, że ludzie by mnie zawalili swoimi pracami, tylu pyta, ale ja mogę przyjąć tylko tych, którzy prowadzą działalność gospodarczą. Zgadzam się, że to zabija twórczość ludową - ktoś robi coś, chociaż mnie bardziej niż podatki zżera ZUS.

Czy można w ogóle nie dotować? Kiedyś w polskich domach były obrazy. Dzisiaj jest koń ze skóry, wyskakujący z rogu zegara. Edukacja plastyczna jest bardzo słaba. Albo jak to może być, że w Gdańsku prędzej kupi się ciupagę niż wyrób tutejszego artysty? Albo kupujesz wyroby chińskie, albo sztukę murzyńską - jakichś Masajów.

We Włoszech jedna trzecia przychodów z turystyki pochodzi ze sprzedaży pamiątek tamtejszej sztuki. A dlaczego mój ptaszek (ptaszki to jest młócka - siadam i w godzinę robię 8 ptaszków) nie ma być pamiątką regionalną? Ale tu potrzebna jest świadomość, jakiś ruch - na przykład dużo pomógł Ołtarz Papieski. Okazało się, ilu nas jest. Teraz jeszcze miejsce, gdzie mogliby wystawiać. W sumie przecież chodzi o to, żeby w centralnym punkcie mieszkania nie stał jakiś Philips za kilka tysięcy złotych.

Czy tu mogłoby być takie miejsce? Ja ciągle myślę o rozbudowie i o tym muzeum aniołów. Miejsce na drugie skrzydło obiektu jest. Na razie organizuję konkurs na ptaszki im. Jana Giełdona. Atak w ogóle...

Marzy mi się świat bez pitów, deklaracji podatkowych, bo to ciąży jako miecz, że czegoś nie zdążysz albo źle wypełnisz. I bez kas fiskalnych (będę musiał niedługo uruchomić). Nie wiem, czy to są odpowiednie warunki dla rozwoju twórczości... Ale marzę o muzeum aniołów, a najpierw muszą być marzenia, żeby potem je realizować.
Zanotowa Tadeusz Majewski
Tygodnik Kociewski 24.01.2000 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz