sobota, 3 lutego 2007

Radogoszcz. Wybór sołtysa

21 stycznia. Umawiamy się z wójtem gminy Osiek Stanisławą Kurowską na wywiad - "prześwietlenie", ale okazuje się, że w Trzbiechowie odbywa się spotkanie sołeckie

Tu się zaczyna i kończy demokracja
(tytuł prasowy)




Do wyjazdu pozostaje jednak jeszcze sporo czasu. Więc rozmawiamy - luźno, między innymi o drogach, a zwłaszcza o drodze z Kasparusa przez Zdrójno do Osiecznej i z Osiecznej do Czarnej Wody.

Taka bardzo, bardzo oczywista
Może wreszcie, jeżeli w tym roku idą do Polski wielkie miliardy z Brukseli (jak podają media), ktoś pochyli się nad mapą Borów Tucholskich i zadecyduje, by owe miejscowości połączyć asfaltem. Może zauważy, że ta droga jest tak bardzo, bardzo oczywista. Połączyć niekoniecznie od razu autostradą. Skromnie - na przykład taką szosą, jaka łączy Cieciorkę z Płocicznem w gminie Kaliska, gdzie z trudem mijają się dwa samochody osobowe. Albo Frank z Czarnem (też o takiej szerokości). Po prostu chodzi o szosę turystyczną, jaką jechałoby się z konieczności powoli, podziwiając na przystankach uroki Borów Tucholskich, podobno największego kompleksu leśnego w zjednoczonej Europie.

Taka trasa jest niezbędna, jeżeli mamy mówić o rozwoju turystyki w naszym powiecie. A przy okazji dałaby ona satysfakcję Kasparusowi, któremu 101 lat temu Niemcy, w rewanżu za strajk szkolny, odebrali szansę rozwoju, zmieniając plany i budując szosę dalej: Łuby - Śliwice - Łęg (pisałem o tym w artykule pt. "Dwanaście stacji Kasparsa" w "Rejsach").
Rozmawiamy. Dla powiatu - zauważa Stanisława Kurowska - ważniejszy byłby odcinek Kopytkowo - Jaszczerek.
Cóż, z pewnością to ważny odcinek, ale czy w 2007 czy 2008 roku? Przecież tę drogę powinno się wykonać po oddaniu do użytku węzła autostrady A-1 w Kopytkowie, a czy to w tych latach nastąpi?

Ciemno już
Jedziemy do wsi Radogoszcz, która leży, szeroko porozrzucana, przy brzegu Kałębia na którymś tam kilometrze za Osiekiem. Cóż... Tu też przydałaby się jakaś porządna nawierzchnia. Może Bruksela da? Z drugiej strony - nawet jakby dała? A kto by to wszystko projektował i budował, jak nie możemy sobie poradzić z autostradami? Dziwne, dwa lata temu opowiadał mi pewien inżynier ze Starogardu, jakie to żeśmy budowali świetne autostrady w Iraku. I to w okresie PRL-u. Wtedy umieliśmy, a teraz nie? Te rozmyślania przerywa widok remizy, obstawionej przez kilka samochodów.





Frekwencja jak nigdy
Remiza jak to remiza. I jak to w remizie - zimno. Sporo stołów ustawionych w wielka ławę. Frekwencja, pomimo podłej pogody, świetna (największa - powie potem pani sołtys). Przy stole prezydialnym zasiadają miedzy innymi pani sołtys Jolanta... Majewska, wójt gminy Stanisława Kurowska i sekretarz gminy Irena Patan. Z tyłu przy laptopie i rzutniku siedzi człowiek z Ośrodka Doradztwa Rolniczego. Panie z pomieszczenia kuchennego przynoszą kawę i ciastka. Zaczynamy.

Pani sołtys zdaje sprawozdanie
- Jak nakazuje długoletnia tradycja, z okazji zakończenia kadencji sołtysa i rady sołeckiej powinnam przedstawić sprawozdanie z naszej działalności. Tak się składa, że jestem również prezesem Ochotniczej Straży Pożąrnej, dzięki temu pewnie było mi łatwiej jako sołtysowi. Nasze działania skupiliśmy głównie wokół remizy, gdyż ta remiza nie należy tylko strażaków. Jest ona przede wszystkim świetlicą i ma służyć także mieszkańcom. Dlatego z każdej majowej zbiórki starałam się zawsze wyasygnować jakieś pieniądze dla sołectwa. I tak z własnych funduszy wymalowaliśmy świetlicę, zostały zakupione meble kuchenne. Jako, że mamy już teraz, jak to się mówi, stolarza we wsi, Mirek dorobił nam jeszcze dwa stoły, jeden do kuchni, bo zawsze brakowało, i do świetlicy. Mamy wreszcie wieszak - to też zasługa Mirka.

Materiał został zakupiony z własnych funduszy. Kupiliśmy nowe zasłony i obrusy. W dalszym ciągu uzupełniamy zastawę kuchenną. Kiedyś padło pod moim adresem, że "robię to wszystko za ludzkie pieniądze". No właśnie, za ludzkie, po to je zbieramy. Bo my, jako rada sołecka i jako straż, nie prowadzimy żadnej działalności, tylko prosimy mieszkańców i wczasowiczów o pieniądze. I cieszymy się z każdego grosika, z każdej rzeczowej darowizny. Te firany, kuchnia gazowa, lodówki to rzeczy podarowane. Pieniędzy też nie przepijamy, gdyż przez ostanie 12 lat kasę trzymałam zawsze ja, a mnie pijanej nikt jeszcze nie widział. Urząd gminy zakupił nam stół do tenisa, lampy oświetleniowe, naprawił instalację, gdyż była w opłakanym stanie. Wreszcie w Trzebiechowie zaświeciła jedna lampa. Dopiero jedna, ale mam nadzieję, że zabłysną jeszcze trzy. Na zakończenie pozwolę sobie jeszcze zawiadomić, iż wspólnie z Mirkiem kompletujemy potrzebną dokumentację, którą też sfinansował urząd gminy, a my zapłacimy za projekt też z własnych funduszy, ponieważ strażacy chcą dobudować pomieszczenia sanitarne, a one są tutaj niezbędne.

Krótko i treściwie. Jeszcze krócej trwa przedstawienie planu potrzeb rzeczowo-finansowych na 2007 rok sołectwaq Radogoszcz. Pięć punktów: 1. Przestawienie pieca w remizie OSP. 2. Zamontowanie dwóch lamp oświetleniowych we wsi Trzebiechowo. 3. Oświetlenie docinka drogi od Jana Segermana do Hieronima Juchacza. 4. Naprawa mostu na Strudze. 5. Naprawa dróg.

Jeden się wstrzymał
Po chwili krótka dyskusja na temat sposobu wyborów. Tajne? A po co? Głosowanie. Wszyscy są za jawnymi. Widać, że nikt tu się ze swoim zdaniem nie ma zamiaru czaić. Jeszcze tylko wybory komisji skrutacyjnej. Wszystko musi być zgodnie z prawem. Kto ma kandydować? Jolanta Majewska i... nikt. Nie pada żądna kandydatura. Pani sołtys zwraca uwagę, że jednak ktoś młody powinien się już przygotowywać do roli sołtysa, no dobrze, jeszcze nie do tej nowej kadencji, ale do przyszłej już na pewno. Taka osobę zresztą ona widzi. I same wybory. Kto jest za. Ludzie podnoszą ręce. Wszyscy? Nie. Jedna osoba wstrzymała się od głosu. Kto, kto - padają pytania ciekawskich. Eureka! Głosu nie oddał Majewski - mąż sołtysowej. Życzliwy śmiech.

- Zastanawiam się - szepczę do pani wójt - czy to jest początek demokracji, czy koniec.
- Początek i koniec - rezolutnie odpowiada pani Stanisława.
Dobre. Początek i koniec. Oczywiście nie w sensie czasu. Raczej w sensie drabiny demokracji. Na jej szczycie zasiada prezydent kraju, potem premier, posłowie, niżej wojewodowie, starostowie, prezydenci, wójtowie i sołtysi właśnie. A właściwie to elektorat, który właśnie teraz wybiera panią sołtys. W takiej wyliczance to jest oczywiście koniec, czyli podstawa tej demokratycznej drabiny. Ale raz na kilka lat wszystko się odwraca - i wtedy ten elektorat jest najważniejszy, wybierając wszystkich do tej drabiny.



Nie ma co marnować czasu
Zbieram się do wyjazdu. Ale zebranie jeszcze będzie trwało. Zabierze głos pan z ODR-u, by objaśnić, co nowego w przepisach dotyczących wsi, hodowli, upraw itd. Ludzie oczywiści zostają. Są żywotnie zainteresowani tą problematyką. Bo przecież, o czym jakże często w wielkich mediach się zapomina, nasza wieś ciągle istnieje. I będzie istnieć, dopóty będą istnieć takie wiejskie świetlice, a na zebrania wiejskie będą przychodzić ludzie, by zagłosować na sołtysa.
Tekst i foto Tadeusz Majewski

1. Sołtys Jolanta Majewska czyta sprawozdanie. Obok wójt gminy Osiek Stanisława Kurowska.
2. Wszyscy są za oprócz jednej osoby,
3. W remizie jak to w remizie - zimno,

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz