poniedziałek, 26 lutego 2007

Smętowo. Od tego są urzędnicy


W tym numerze sporo mówimy o sołtysach. Pokazujemy ich też w działaniu. Są różni, od takich, których społeczność wybiera w dowód uznania za ich wieloletnie dokonania, po takich, którzy siedzą w Internecie, znajdują programy dotyczące odnowy wsi i piszą aplikacje. Zacznijmy od głosu włodarzy na ten temat

Z zastępcą wójta gminy Smętowo Graniczne Janem Glazą rozmawia Tadeusz Majewski






W gminie Smętowo Graniczne już prawie po wyborach sołtysów i rad sołeckich. Był pan na tych wyborach?

- Uczestniczyłem w wyborach sołtysów w Kamionce, Kościelnej Jani i Smętowie. To było dla mnie jako dla politologa silne przeżycie. Tam było widać, jak materializuje się demokracja.

Ładnie powiedziane - "materializuje się demokracja"...

- Tak, na tych zebraniach tej demokracji niemal się dotyka. Przychodzą żywi ludzie, dbający o interesy swoich społeczności, wybierają w bezpośrednich i tajnych wyborach przedstawiciela...

Spore jest zainteresowanie takimi wyborami?

- W naszej gminie najgorzej było z frekwencją w samym Smętowie. Przyszło około 40 osób, we wsi, gdzie ponad tysiąc osób ma prawo wyborcze. Wygrała Elżbieta Motykowska, mocny kandydat, dotychczasowy sołtys. W pozostałych sołectwach przychodziło sporo osób. Na przykład w Leśnej Jani ponad sto.

Czy zdziwiły pana jakieś problemy poruszane na tych spotkaniach?

- Nie. Mówiono o problemach, jakie oni przeżywają na co dzień. Sporo mówili o złej jakości dróg. Ale byli też ciekawi, w jaki sposób nowa władza będzie prowadzić politykę inwestycyjną.

Byłem na kilku takich spotkaniach w innych gminach. Władza jeździ z rzutnikiem, tłumaczy budżet...

- My z rzutnikiem byliśmy w Kopytkowie, by pokazać, jaka ma tam być wybudowana sala widowiskowo-sportowa.

Jaką rolę, pana zdaniem, powinien pełnić sołtys w dzisiejszej wsi?

- Sołtys to pomocnik wójta. On najtrafniej może ocenić, na co należy wydać pieniądze. Na płoty, ulice, wiaty, śmietniki, boiska...

To małe zadania. Czy w gminie Smętowo sołectwa otrzymują jakieś pieniądze z budżetu gminy?

- Niewielkie i w zależności od liczby mieszkańców. To wzruszające, jak dokładnie sołtysi wyliczają się z wydatków, na przykład że kupili maszynkę do strzyżenia trawy. Tam żaden grosz nie zostanie zmarnowany.

Czyli że tam wydaje się bardzo efektywnie. Gdyby gmina miała o wiele większy budżet, czy pana zdaniem powinno się dać sołectwom znacznie większe pieniądze, np. po 100 tysięcy złotych?

- Nie wiem, czy oni potrafiliby to "skonsumować". Do tego trzeba urzędników itd. Tymczasem tam ludzie pracują społecznie, a sołtysi opierają się na radach sołeckich. Być może, gdyby pociągnęli innych społeczników...

Ale w gminie Zblewo i gminie Kaliska sołectwa świetnie sobie radzą ze sporymi inwestycjami w ramach Programu Odnowy Wsi, o czym będziemy pisać obszernie w tym numerze.

- Z Programu Odnowy Wsi chcielibyśmy uszczknąć na wiejskie ogródki jordanowskie. Są w stanie niekiedy opłakanym. Było już kilka wypadków, gdzie sprzęt nie miał odpowiednich atestów. Takie ogródki powinny być zlikwidowane. Są bardzo rygorystyczne przepisy. My postanowiliśmy, że będziemy sukcesywnie ten sprzęt wymieniać i odnawiać. Dotychczas oni robili to własnym sumptem.

My, czyli gmina. A w niektórych sołectwach w ramach Programu Odnowy Wsi oddolnie tworzą strategie wsi...

- Uważam, że urząd gminy powinien pełnić rolę inspirującą i pomocną. Od tego ma urzędników na etatach. Jeżeli my nie zainspirujemy, same sołectwa nie będą w stanie stworzyć planów. Oni wiedzą, czego chcą, ale ktoś musi im pomóc przenieść to na papier. Do tego plany ciągle się zmieniają, również gmin. Na przykład plan dla gminy Smętowo, który powstał na 2006 r., wymaga permanentnych zmian. Zmieniają się też koncepcje realizacji. To dotyczy też strategii gminy. Poza tym sami sołtysi, nawet jeżeli będą liderami w tym programie, nie dadzą rady. Jeżeli chodzi o pozyskanie unijnych pieniędzy, to już w ogóle trzeba umieć wypełniać aplikacje itd. Mogliby się w to na przykład włączyć nauczyciele, którzy mają najwięcej do powiedzenia.

Mimo to pojawiają się sołtysi, którzy śmiało wchodzą w Internet, wyszukują programy i je piszą. To dla mnie są sołtysi nowocześni. Natomiast tradycyjni sołtysi to tacy, którzy chodzą z kurendą i zbierają podatki...

- Bywa, że na sali pojawiają się głosy: "ten jest dobry, bo mieszka w środku wsi". Można to zrozumieć, bo ludzie nie chcą biegać gdzieś na pola... Ale to jest sporadyczne. Owszem, sołtys biega też z kurendą, zbiera podatki, ale przede wszystkim wychwytuje, co się u niego w sołectwie dzieje. A wójt wsłuchuje się w to, co on ma do powiedzenia. Sołtys wchodzący do Internetu, wyszukujący odpowiedni program i go piszący wraz z grupą elity wiejskiej to wizja pewnej przyszłości.

Ale niektórzy sołtysi już tak działają.

- U nas nie. Oczywiście dobrze by było, żeby zmiany postępowały w tym kierunku, ale to nie takie łatwe. Tu mamy tu do czynienia z wioskami popegeerowskimi, gdzie z dziada pradziada wszystko zabezpieczano (czemu mieszkańcy tych wiosek nie są winni - po prostu taki stworzono dla nich system). Ta filozofia niestety przechodzi z ojca na syna, z matki na córkę. To jest najgorsze w tych przemianach, że tak wolno zmienia się mentalne nastawienie. Trudno im dojść do tego, że dzisiaj trzeba odpowiadać za swój los i los swoich najbliższych i że trzeba zarobić na to samemu.

Jan Glaza - 54 l., politolog z wykształcenia, mieszka 33 lata w Smętowie, pochodzi z Osiecznej.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz