niedziela, 18 lutego 2007

Dębia Góra - soł. Radogoszcz

Dębia Góra (sołectwo Radogoszcz). Trudno sobie wyobrazić, że można tu mieszkać na stałe. Dwa gospodarstwa, z czego jedno księdza. Dla wielu to koniec świata, dla Redzimskich cudowny zakątek.
Gdzie anioł mówi "dzień dobry"

Trudno tu dojechać. W lesie drogi są podobne jedna do drugiej, żeby nie powiedzieć jednakowe. Dotarcie na miejsce bez większego błądzenia ułatwia linia wysokiego napięcia, no, ale wcześniej trzeba o tym wiedzieć. Co tu jest? Jedno wielkie gospodarstwo państwa Redzimskich i obok mniejsze księdza Mariusza Łąckiego, który hoduje kilka koni. Założył szkółkę - Naukę jazdy konnej.
- Nie jesteśmy tu sami. Ksiądz przyjeżdża trzy razy w tygodniu. A w lecie jest sporo obcych ludzi - mówi seniorka rodu Redzimskich, pani Anna.

Wszyscy członkowie rodziny z zachwytem opowiadają, jak wspaniałe się tu mieszka.
- Ten cudowny spokój, ta cisza, a piękny krajobraz, to świeże powietrze… Tu drzewo na opał, jagody, grzyby…
73-letnia pani Anna już teraz niewiele pomaga w gospodarstwie. Zajmuje się najmłodszymi wnukami i piecze co drugi dzień chleb. - Kiedy młodzi zabiorą dzieci, to ja nawet telewizora nie włączę, bo bardzo lubię spokój.

Pani Anna wprowadziła się do Dębiej Góry na ojcowiznę męża po ślubie, 50 lat temu. Przedtem mieszkała w sąsiedniej wsi, w Trzebiechowie. Dość szybko się przyzwyczaiła, bo i nie było czasu na wielkie rozmyślanie. Gospodarstwo duże21-hektarowe, czworo dzieci, a potem, po tragicznej śmierci córki, stworzyła rodzinę zastępczą czterem wnukom, małym chłopcom, gdzie najmłodszy był w pieluszkach. Wszystkiemu poradziła dzielna kobieta.

Synowa pani Anny, Ewa, zamieszkała w Dębiej Górze przed ośmioma laty.
- Pochodzę ze wsi kościelnej, ze Szlachty. Mieszkałam tam 20 lat, ale też wolę tutaj. Pewnie, we wsi jeden drugiego podgląda zza płotu, ocenia… A tu? Prawdziwa wolność. I ta upajająca cisza, ten spokój. Jak są pieniądze, wszędzie można żyć. Mamy malucha, to wyjeżdżamy, ale i tak najprzyjemniejsze są powroty. Prawda, że trzy lata się przyzwyczajałam, ale teraz nawet niechętnie rodzinną wieś odwiedzam. Wiosną i latem piękny jest krajobraz. Te zielone łąki. Niejeden mieszczuch wzdychał, że chciałby tu zamieszkać.

Państwo Redzimscy jako nieliczni w obecnej dobie zdrowo się odżywiają. Pani Anna trzy razy w tygodniu piecze chleb - swojski, na kwasie. Robi to przede wszystkim ze względów oszczędnościowych. Trzeba wykarmić dziesięć osób. Z tego samego względu wyrabiają masło, twaróg. Jest też maślanka, którą tak wychwalają miastowi.
- Świnki chowamy też dla siebie. Dużo . Jedną zjemy, zabijamy drugą. Chowamy też dla siebie sporo gęsi i kur.
- Dawniej lepiej się gospodarzyło. Był lepszy zbyt. Co czwartek odbywał się w Osieku spęd. Tam od rana od 8 00 czekali na żywiec. A dziś co? Marek to i do Osia, i do Miedźna, i do Śliwic dzwoni. Szuka nabywców. Nieraz są odpowiedzi - za tydzień, za dwa, a nieraz i za miesiąc. Pan Marek teraz hoduje więcej bydła jałowego. Obecnie ma 16 sztuk. Są też trzy konie.
- Trzeba chować, choć tak naprawdę się nie opłaca. Odłogiem tu nic nie leży. Wszystko jest uprawiane, a ziemie przecież to 5 i 6 klasa.

Na poprawę sytuacji w rolnictwie, na opłacalność hodowli w najbliższym czasie p. Marek nie liczy. W ogóle cała rodzina wyraża niezadowolenie z rządzących.
- Co to za rząd. Jedno bałaganiarstwo. To wszystko idzie w odwrotnym kierunku niż by miało iść. Kiedyś walczyli o Polskę, a dziś wszystko wyprzedają. Jedno szabrostwo. Rynek wschodni powinni otworzyć… Uni chodzi, aby sprzedać towary…

Czterej wnukowie, którym pani Anna stworzyła rodzinę zastępczą, dziś dorosłe chłopy, nadal mieszkają z babcią i wujkiem, bo mimo zdobytych zawodów, nie potrafią znaleźć pracy. - Przyodziać to oni sami się przyodzieją, bo od czasu do czasu coś dorywczego znajdą, ale żywić my ich musimy. Pamiętam, że za komuny to co miesiąc wołali bezrobotnego do urzędu, pytali, z czego żyje, dlaczego nie podejmuje pracy, a dziś o robotę ta młodzież musi prosić. Często bez skutku. Liche są te czasy…

Minione lata pani Anna uważa za udane. Wychowała czworo dzieci, w tym spadkobiercę gospodarstwa pana Marka, który mimo wszelkich trudności dobrze sobie radzi. Czterej wnukowie, którym zastępowała matkę, są pracowici, dobrze wychowani.- Naprawdę nie mogę narzekać, jeszcze do domu nie przyszli pijani. Teraz mam najlepiej. Z synową się zgodzę. Wszyscy są dla mnie dobrzy. Oby tylko dopisało zdrowie.
Teresa Wódkowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz