czwartek, 20 marca 2008

Kobieta z Karszanka na bezludnej wyspie

Przyjrzyjmy się przypadkowi
kobiety z Osieka. Od tego KGW mamy tekst w punktach, z zaznaczonymi na zółto kwestiami dialogowymi. Na marginesie - autorką tekstu jest Stanisława Kurowska - wójt gminy Osiek, a wystąpili: w roli Pani - Ewa Brzóska, Pintaszka - Ilona Kozłowska... Start.






1. Podczas sztormu statek wycieczkowy na Karaibach ulega zatopieniu, a wzburzone morze wyrzuca na brzeg wyspy potłuczoną, w resztkach ubrania, całą w wodorostach nieprzytomną kobietę w średnim wieku.

2. Nieprzytomna kobieta leżąc smaży się w słońcu. Po pewnym czasie rusza powoli głową szepcząc:
- Wody... pić... Wody..., pić... Wody...

3. Po pewnym czasie na brzegu pojawia się przystojny, w skórze brunatnej, w podartych łachach i z kręconymi, czarnymi włosami młody mężczyzna. Zdumiony podbiega do kobiety i pragnąc jej pomóc bije ją po twarzy, najpierw z lekka, później coraz mocniej i z całej siły, szarpie ją też wołając:
- Pani otworzyć oczy... Pani popatrzeć... Pani żyć... Pani nie umierać... Pani mnie kochać... Pani wstać....
I coraz głośniej szlocha.

4. Kobieta w końcu wraca do przytomności, a młody mężczyzna wielce szczęśliwy podaje jej (z braku wody pitnej) butelkę rumu i poi ją rozlewając.

5. Kobieta łapczywie pije dużo, po czym rozluźniona jakby już świadomie pyta:
- Gdzie ja żem je...? Co się stało...? Chce mi się pić... Wody... Dajta mi wody...

6. Młodzieniec, nadrabiając odpowiednio mimiką twarzy, odpowiada:
- Pani płynąć i dużo ludzi, i ja też płynąć statkiem. Pani mówić, że mnie kochać. Ja też kochać, mocno kochać. Później przyjść sztorm. Statek zrobić "plum, plum" (tu wskazał kciukiem w dół). Ja przypłynąć na brzeg na beczka i moja miłość szczęśliwe odnaleźć. Ja być mocno, dużo szczęśliwy. Tu nie być nikogo. Tu być bezludna wyspa.





7. Kobieta (lekko się rusza) macha od niechcenia ręką i mówi:
- Posłuchaj obdartusie (brudasie). Żeś się chyba gdzie obalił i we łbie ci się popaćkało. Nie gadaj głupot, jeno otwórz ta beczka, może tam je woda. I poszukaj coś do żarcia. Ino chładko, bo żem je głodna.

8. Mężczyzna szybko wziął się do dzieła i w końcu beczkę otworzył. Trochę zawstydzony powoli niesie kobiecie, trzymając ostrożnie za ogon, wyjętego z beczki solonego śledzia. Z trudem jąka:
- Tam nie być woda. Tam być dużo mnóstwo bardzo wielka ryba. Ale pani też chcieć jeść.
I pochyla się nad nią szczęśliwy, a sól z ryby sypie się jej na twarz.

9. Kobieta patrzy na niego zdumiona i oburzona zarazem. Nie może wykrztusić słowa i z nerwów czerwienieje na twarzy.

10. Mężczyzna speszony mówi do niej cicho i powoli:
- Ja mówić pani. Tu być bezludna wyspa, tu nie być dobra woda, tu nie być innego jedzenia.

11. Do wściekłości doprowadzona tym wyznaniem kobieta (już na dobrym rauszu) powoli wstaje i zataczając się podchodzi do niego. Bierze śledzia i z całej siły wali go nim po twarzy krzycząc:
- Jak tu je bezludna wyspa, to ty żeś je Pintaszek czy jakoś tak... A jak ty Pintaszek, to ja ludożerca. Kapujesz, tu czarna Głupsiejdo? I co żeś jeszcze gadał? Że mnie niby kochasz, co?!

12. Młodzieniec zawstydzony, ale po ostatnich słowach podbiegł, padł na kolana, objął rękoma jej nogi i całując je z zachwytem wołał:
- Ja dużo ciebie kochać, ja mnóstwo ciebie kochać, ja tak kochać, że dla ciebie umrzeć!
Szczęśliwy do szaleństwa głaskał i całował bose stopy kobiety.

13. - No, tośmy się dogadeli - hardo i gniewnie rzekła do niego kobieta. - Tedy rozpal łogień, daj kawałek noża i rozbieraj się. Masz prawda, że najlepsza jest śmirć z miłości.

14. Młodzieniec, zmieszany i bardzo przestraszony, padł jej do nóg, zapewniając o najwyższym dla niej poświęceniu.
- Ja żyć dla pani, ja umrzeć dla pani, ja smażyć się dla pani, ja być najsmaczniejszy dla pani...
Cofał się na czterech (kończynach) i coraz bardziej oddalał. Kiedy był w bezpiecznej odległości, przewrócił beczkę do wody i odpłynął.

15. Kobieta machnęła ręką i rzekła:
- I tak byś był łykowaty, ty czarny diable. Nic tu po tobie. Cholera, gdzie je ta paskudna woda?
Odnalazła butelkę rumu, usiadła i teraz już spokojniej piła, mlaskając językiem i mówiąc do siebie:
- Dyć ta woda wcale nie je tako zła, jeno wpierw trza się w nią wsmakować.
Opróżniwszy butelkę odrzuciła ją, wygodnie ułożyła się do snu, bełkocząc coraz bardziej niezrozumiale:
- A tyn czarci syn wymyślił jakaś bezludna... jak ji tam..? No... bezludna...

FOTOREPORTAŻ Z IMPREZY...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz