Można rzec, że przez 20 lat po odzyskaniu niepodległości od 1990 roku do dzisiaj wokół tematu zapanowało dziwne milczenie. Nie wziął się za niego nikt z miejscowych historyków, nie zainteresował żadnego magistranta. Pytania - Czy lokalni historycy w tej bliskiej nam w czasie i przestrzeni historii nie widzą nic ciekawego? Czy może boją się pisać o ludziach, których spotyka się jeszcze na ulicy? - miałyby sens, gdyby w ogóle tacy piszący historycy byli. Pomijam tu Wiesława Brzoskowskiego, piszącego o historii Skarszew i wsi gminy Skarszewy oraz historyków z zewnątrz, na przykład z Gdańska, piszących o historii miejscowości Kociewia.
W przypadku tematu "starogardzka "Solidarność"" przez 20 lat mieliśmy do czynienia ze szczególnym przypadkiem zbiorowej utraty pamięci. Nie dziwi, że milczeli lokalni działacze PZPR, dziś często kapitaliści albo demokratyczni politycy, dziwi natomiast brak wspomnień działaczy "S", którzy jakby wstydzili się tamtego ruchu. Trudno nie być tu uszczypliwym i nie napisać, że w dużej mierze dzięki tej ciszy, braku pamięci, postkomuniści w Starogardzie przez te 20 lat mieli się i mają całkiem dobrze, sprawując często władzę jakbyśmy żyli w politycznym skansenie.
Owo milczenie liderów "S" ma oczywiście swoją przyczynę. Dla zainteresowanych tematem nie jest tajemnicą, że jeszcze przed okresem zmian w 1990 r. zaczęli się oni nawzajem oskarżać o kolaborację, a potem, już w czasach Komitetów Obywatelsklich, "wycinać" z życia publicznego. Z tego powodu jakiekolwiek próby doprowadzenia do spotkania działaczy "S" w celu spisania ich wspomnień zakończyło się porażką. Identycznie było z wypowiedziami w mediach i w filmie "Bez cenzury" - z możliwości wypowiedzi w filmie Kruszony nie skorzystali śmiertelnie na siebie obrażeni liderzy "S" Leon Wiczanowski i Paweł Głuch.
Biorąc pod uwagę to skłócenie działaczy "S", potem przecież polityków prawicy, zbiorową amnezję i bardzo duży upływ czasu - powtórzymy jak we wstępie - napisanie książki o "Solidarności" w Starogardzie wydawało zadaniem nie do zrealizowania. Tymczasem Bogdan Kruszona, autor filmowego dokumenty "Bez cenzury" autor oraz książek "Wachman" i "Imigranci", nie bacząc na to wszystko odważnie wziął się do pracy. Impulsem, który pchnął go napisania książki była zbliżająca się 30. rocznica powstania "Solidarności", ale przed wszystkim to, co przede wszystkim cechuje dokumentalistów: upamiętnić jak najwięcej, tym bardziej, że czas nieubłaganie zabiera nam świadków tamtych wydarzeń. Wiele osób z tamtego okresu już nie ma, na przykład Kazimierz Ciecholińskiego z Huty Szkła.
Samo zbieranie informacji trwało 10 lat - mówi Kruszona. - Wiele spraw należało weryfikować, gdyż relacje osób na ten sam temat były nieraz sprzeczne. Autor książki spotykał się też ze swoistym "wycinaniem" jednych bohaterów przez drugich, dla przykładu Jan Ossowski - działacz "S" w "Famosie" "wyciął" w swoich wypowiedziach innych działaczy z tego zakładu. W zależności od tego, kto opowiadał (a opowiadało niewielu), jego udział w przemianach stawał się najważniejszy.
Składanie materiału w książkę trwało rok. Od kilku miesięcy pozycja jest już dostępna, choć - co za paradoks - podobnie jak w latach 80. rozpowszechniana przez osoby prywatne, niczym w czasach PRL w drugim obiegu. Trudno się wobec tego dziwić, że jak na razie nie wywołała żadnej publicznej refleksji na temat najnowszej historii Starogardu.
Cóż takiego jest w tej książce, że tak się dzieje? Przyjrzyjmy się bliżej dziełku, zaczynając od spraw warsztatowych.
Kompozycja "Ścieżek starogardzkiej "Solidarności"" całkowicie odpowiada kanonom dokumentu. Kruszona tak dobrał świadków zdarzeń, żeby przez ich wypowiedzi pokazać możliwie najszerzej najważniejsze wydarzenia w latach 1980 - 1982. Zbigniew Fierka z godną podziwu szczegółowością wspomina o tym, co działo się w "Famosie" w okresie "S" oraz odsłania kulisty represji przygotowane przez stan wojenny, Elżbieta Wieczorek opowiada o "Elektronie" i jest reprezentantem wszystkich internowanych (nie było sensu - wyjaśnia autor - spisywać wspomnień wszystkich internowanych w Starogardzie, skoro we wszystkich obozach działo się tak samo). Opowieść samego Kruszony o sobie to wspomnienia reprezentanta osób, które nie działały w "S", ale były inwigilowane przez SB (takich było wielu, ale oni tym bardziej nie chcą się wypowiadać, jeżeli nie wypowiadają się liderzy). Wypowiadają się ludzie z poszczególnych zakładów pracy.
Chcąc nie chcąc w tych wypowiedziach padają nazwiska osób z drugiej strony barykady. I tu znajdujemy odpowiedź na nurtujące nas pytanie, dlaczego ta pozycja u niektórych, również i tych, którzy mają wpływ na promocję książek, wywołuje strusi odruch zakopywania głowy w piach. Otóż autor "Imigrantów" w swojej najnowszej książce bardzo dobrze określił, kto był kim w okresie "S". Padają konkretne nazwiska utrwalaczy władzy z lat 80., między innymi i tych osób, którzy dziś pełnią władzę. Nie dziwi więc bojaźliwa postawa przedstawicieli instytucji zajmujących się m.in. książkami, jeżeli są one tej władzy podległe.
Są też osoby niewymienione z nazwisk, ale przez wielu rozpoznawalne, często uchwycone w momentach groteskowych, wręcz wołających o soczysty język satyryka. Kruszona, znany w swoich tekstach prasowych właśnie z takiego języka zaskakuje jednak w takich momentach narzuconym sobie spokojem, operuje piórem dokumentalisty - spokojnym, rzeczowym, konkretnym. Nie wytrzymuje tego stylistycznego reżimu tylko przy opisywaniu dwóch obrazów ze starogardzkiej historii PRL. Chodzi o zdarzenia, jakie zaszły podczas przemarszu kolumny 1-majowej na ul. Sikorskiego z końmi na czele. Obraz przełożony na język filmu doskonale znalazłby się w czeskim filmie. Spłoszone zgiełkiem pochodu konie zaczynają - mówiąc kolokwialnie - walić kupy przed majestatem trybuny. Wszystkich ogarnia panika. To pierwszy obraz. Drugi dotyczy tego samego pochodu. Jeden z arcygorliwych działaczy, człowiek nadzwyczaj fizycznie sprawny, wuefista, przed trybuną przemaszerowuje aż czterokrotnie, za każdym razem w innej postaci.
Ogólnie jednak - powtórzmy - relacja jest spokojna i rzeczowa, a Kruszona zachowuje pozycję człowieka zachowującego obiektywizm. Wyraźnie widać, że nie ma zamiaru niczego komentować i wartościować. Ma to zrobić czytelnik - mówi autor "Ścieżek starogardzkiej "Solidarności" - gdyż książka od momentu ukazania się na rynku jest już własnością publiczną i każdy ma prawo ją ocenić, między innymi jeżeli chodzi o rzetelność opisywanych w niej faktów z lat 1980 - 1982.
Co do tych faktów. Cenne jest niewątpliwie to, że są one ułożone w wypowiedziach bohaterów chronologicznie, a każdy opis zdarzeń został poparty dokumentami. Ogromną rolę spełniają tu zdjęcia, między innymi pokazujące mszę, jaka się odbyła 3 maja 1981 na Rynku i spotkanie Lecha Wałęsy ze starogardzianami na stadionie. W wypowiedziach bohaterów książki padają też nazwiska liderów i działaczy "S" (ponad 200), są również zasygnalizowane problemy, z jakimi działacze "S" się borykali, m.in. jest mowa o konflikcie wewnątrz "S", który doprowadził lokalną strukturę do marginalizacji.
Zabrakło - znów trzeba powtórzyć - wypowiedzi liderów, podobnie jak było w dokumencie filmowym "Bez cenzury". Nie udało się ich do tego zachęcić przez 20 lat, nie udało się i teraz. Kruszona zwracał się do działaczy "S" o zabranie głosu w internecie, wysyłał ogłoszenia do wszystkich starogardzkich gazet, STK i w internecie z prośbą o kontakt i nic. W jaki sposób można do kogoś dotrzeć, jeżeli ludzie tego nie chcą? Nie chcą, żeby z tego okresu pozostało coś w zbiorowej pamięci?
Dziełko od 4 miesięcy istnieje na rynku. Świetnie rozchodzi się w Starogardzie "w drugim obiegu" (rozeszło się już ok. 400 sztuk). Wprowadzić ją w ten pierwszy, instytucjonalny, się nie udało.
Ten pierwszy obieg jakby się umówił. Taki przykład - opowiada Kruszona. - Chciałem przekazać 50 sztuk do Miejskiej Biblioteki Publicznej. Wywołało to przerażenie dyrektora, który nie czytając jej uznał, że książka jest polityczna. Nie zauważyła tej pozycji żadna lokalna gazeta, mimo że dostarczyłem książki do redakcji osobiście. Możliwość dotarcia do czytelnika stworzyły jedynie STK i portal Kociewiacy.pl. W "Gazecie Kociewskiej" początkowo pani redaktor zakwalifikowała ten temat do druku i poleciła Karolowi Ulicznemu opracowanie notatki. Notatka został zablokowana przez Janusza Rokicińskiego, który oświadczył ze złością, że książka jest nieobiektywna, ponieważ nie ma w niej opisanej jego działalności w "Polfie". Dopóki on jest w tej gazecie, to notatka się nie ukaże. Redaktor naczelna "Wieści z Kociewia" oświadczyła, że są trudności z miejscem w gazecie na takie informacje. Wydaje się, że nikt z tak zwanych animatorów kultury w Starogardzie nie jest zainteresowany promocją tej pozycji i tym, by ludzie się o niej dowiedzieli się wprost. Nie interesuje się nią nawet tutejsza obecna "Solidarność". Na razie ludzie dowiadują się o niej pokątnie. A ze strony mieszkańców Starogardu zainteresowanie jest i prawda i tak dotrze. Ja tą książką wystawiłem pomnik około 250 osobom z "Solidarności" w Starogardzie.
Książka "Ścieżki i drogi starogardzkiej Solidarności" to pierwsza pozycja na ten temat. Napisana rzetelnie, na pewno godna dyskusji i uzupełnień. Biorąc pod uwagę upływ czasu i dziwne zjawisko milczenia, jaką otoczono tamten okres i działających wówczas ludzi, śmiem twierdzić, że to na ten temat pozycja pierwsza, jedyna i ostatnia.
Tadeusz Majewski
Bogdan Kruszona i Tadeusz Majewski prezentują swoje książki na stoisku podczas Dni Starogardu.
Książki Bogdana Kruszony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz