środa, 12 września 2012

BARBARA DEMBEK-BOCHNIAK. PolandSPAN na tatowym polu czyli geofony w krajobrazie Kociewia

Mamusia nieufnie otworzyła drzwi, do których zadzwoniła młoda kobieta. Dyplomatycznie podziękowała domniemanej akwizytorce. Dziewczyna z uśmiechem zaprzeczyła jakoby parała się domokrążstwem. Ona przychodzi w imieniu nauki - geologia polska staje przed ogromną szansą. Otóż Polska Akademia Nauk realizuje na terenie Polski rządowy projekt naukowy PolandSPAN. Z Płońska w kierunkach na Hrubieszów oraz na Słupsk wyznaczono dwa profile sejsmiczne - drogi, wzdłuż których rozmieszczona będzie aparatura pomiarowa - geofony.















Przyjedzie ciężki sprzęt, który wpuści w głąb ziemi - na 11km - impuls. Odbity sygnał zarejestrują geofony. Na podstawie zebranych danych poznamy dokładnie przestrzenny profil geologiczny Polski. To pierwsze w dziejach ludzkości tak dokładne badania w Polsce! Sam projekt PolandSPAN trwać ma 16 lat! I w dodatku okazało się, że ów profil ma przejść przez tatowe pole, czyli jest szansa dowiedzieć się, czy pod owym tatowym polem nie zalegają złoża złota lub diamentów! Dziewuszka opowiadała, a w tym czasie odpaliliśmy kompa i weryfikowaliśmy informacje, przy okazji zadając pytania, na które dziewczyna odpowiadała zgodnie z tym, co na stronie wyczytywaliśmy. Mamusia spokojnie, bez ryzyka możesz podpisać owo pozwolenie na wejście z aparaturą i sprzętem pomiarowym na nasze pole. Niedługo potem zadzwoniła znajoma zaniepokojona podobną wizytą, niepewna czy dobrze zrobiła podpisując ową zgodę.

A więc u nas, w Pączewie, po rodziców polu miał przejechać sprzęt badający wgłębnie strukturę skorupy ziemskiej. Mąż geograf rzekł, że takiego wydarzenia nie można przeoczyć. Sprzęt miał wjechać w drugiej połowie sierpnia. Zaczęły się nasze codzienne wizyty na polu. Różni się ono od tego, które pamiętam z dzieciństwa. Kiedyś była tam stroma górka, po której po wykopkach świetnie zjeżdżało się na tyłku. Większa część górki jest już zaorana przez dzierżawcę. Kiedyś były tu miedze - takie pasy zieleni między polami, na których można było przysiąść po pieleniu marchwi czy wyrywaniu komosy. A gdzie tam! Ani na trzy palce już granicy nie ma! Zaorane! Nie przejdziesz miedzą! Jedną nogą musisz iść po tatowym polu, drugą po sąsiada, ale po miedzy nie dasz rady! Nie wiem - z chciwości takie oranie, z nieokiełzanej żądzy zysku? Kiedyś - całkiem niedawno, zasadziliśmy z mężem wzdłuż drogi i miedz drzewka: graby, olchy, wiązy. Miało być ładnie. Przyszli jednak nad tutejszy stawek "poczciwi wiejscy ludzie" i młode drzewka połamali, ukręcili, powyrywali. A te były zwyczajnie bezbronne. Kilka potraktowano ze szczególnym okrucieństwem - obdarto z kory i przypalono pośrodku wątłego pieńka… Od tamtych incydentów minęło z 7 lat. Dziś drzewka miałyby pewnie już korony, a kolorowe liście malowałyby krajobraz pączewskich pól jesiennymi barwami. Ale nie ma tak dobrze. Dość wspomnień.

Nadszedł koniec sierpnia. Na polu odnotowaliśmy jedynie pojawienie się tyczek wyznaczające linię profilu sejsmicznego. We wrześniu wróciliśmy do pracy, czasu na wizyty na polu zabrakło.

W wyjątkowo ciepły wtorek 4 września, o godzinie popołudniowej idealnej, po kilku dniach niebytności, zmuszając się do aktywności, poszliśmy za wieś w kierunku na Grabowo. Już z daleka widać było ruch na tatowym polu. Zjechały się tu przeróżne auta - cysterny, dżipy, wany, a co najważniejsze właśnie owe ciężkie pojazdy wibrujące. Dźwięk jaki się z nich wydobywał przypominał scenę z "Bliskich spotkań trzeciego stopnia" Spielberga. Jakby na polu wylądował olbrzymi niezidentyfikowany obiekt latający i jeszcze nie wygasił silników. Kosmos… Wokół już kręcili się młodzi tubylcy. Inni pędzili tu na rowerkach. Badacze i operatorzy sprzętu chodzili ze słuchawkami, krótkofalówkami, niektórzy odziani w kamizelki odblaskowe, inni w kamuflaże. Wrażenie niesamowite.

Cztery auta wibrujące właśnie wjeżdżały na tatowe pole. Ustawiły się jeden za drugim w "gąsienicę" i zaczęły swój przemarsz cały czas wydając ten niesamowity wibrujący, donośny, niski dźwięk. Co 25 metrów zatrzymywały się w okolicach geofonów, jakby sczepiały, wpuszczały ów impuls do wnętrza ziemi wydając przy tym kolejny niesamowity kosmiczny odgłos. Słońce miało się już ku zachodowi i dzień się nachylił - "gąsienica" wibrujących pojazdów przemierzyła jeszcze z 200m i zakończyła pracę. Samochody zjechały na moich rodziców pole by odpocząć, pochłonąć każdy po 400 litrów paliwa i od rana znowu rozpocząć swój badawczy pochód.

Kiedy szczęśliwi wracaliśmy, zaczepił nas znajomy zainteresowany przyczyną naszej wizyty na polu - ktoś wpadł tam do stawku? A my tacy szczęśliwi szybko opowiedzieliśmy o wielkich badaniach.

Różne rzeczy ludzi uszczęśliwiają, prawda? :) A my to już w ogóle - wybrańcy losu jesteśmy ;) Gdybyśmy wybrali się na pole wcześniej - pewnie znowu nie byłoby śladów działań projektowych. Gdybyśmy poszli pół godziny później - nie bylibyśmy świadkami tego wydarzenia. Ale ktoś kazał nam pójść i to w owym czasie :) Na niebie chmury układały się jakby w skrzydła anioła…

Barbara Dembek-Bochniak

Zdjęcia: Sławomir Bochniak





Już z daleka widać było ruch na tatowym polu.









Pojazdy wibrujące



Pojazdy wibrujące wjechały na tatowe pole.



Co 25 metrów zatrzymywały się w okolicach geofonów, jakby sczepiały, wpuszczały ów impuls do wnętrza ziemi wydając przy tym kolejny niesamowity kosmiczny odgłos.



Gąsienica wibrujących pojazdów.



Geofony.



Geofony w krajobrazie Kociewia.













Samochody zjechały na moich rodziców pole, by odpocząć, pochłonąć każdy po 400litrów paliwa i od rana znowu rozpocząć swój badawczy pochód.



Na niebie chmury układały się jakby w skrzydła anioła…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz