piątek, 7 września 2012

TADEUSZ MAJEWSKI. Zainspirowane lekturą. Jan Wojciech Górski – Julius i Carl Kurtius - cz. 1

"Mirotki XIX - XXI w. Dzieje wsi na tle Jana Wojciecha Górskiego", 80 str., bez ISBN.

O autorze: Ksiądz Mariusz Łącki herbu Korzbok urodził się w Lubichowie (woj. pomorskie) 16.09.1962 r. w rodzinie wiejskiego nauczyciela. Studiował na Wyższym Seminarium Duchownym w Pelplinie. Pracę magisterską z zakresu Historii Kościoła obronił w 1988 r. na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował w Toruniu, Tczewie, Dobraczu, Koronowie, Osiu, a ostatnio w Tucholi w parafii św. Jakuba Apostoła. Jest autorem książeczek dla dzieci "Tajemnica Babci Pozorskiej", nawiązującej do uroków wiejskiego życia, cyklu opowiadań "Łukaszki" i studium emocji dojrzewania "Jak nie kocham, to umieram"....














W przygotowaniu "Polowanie w dniu św. Rocha" - dla dzieci i rozważania o życiu i śmierci pod znamiennym tytułem "...a śmierć była ostatnia rozkoszą duszy".

Obecna książka "Mirotki XIX i - XX w." jest próbą zajrzenia za zasłonę historii swojej wioski pod czujnym przewodnictwem Marii Danuty Popławskiej - Flis, córki dziedzica Mirotek J. W. Górskiego.

(nota z okładki książki 1999 r.).

Dziś, 2012 r., ks. Łącki pracuje w parafii w Hucie Kalnej.


Na okładce Agnieszka i Jan Wojciech Górscy z synkiem Franusiem.


Streszczenie

Książeczka zaczyna się od rozdziału pt. "Śmierć Jana Wojciecha" (Górskiego). Zmarł on w 1935 r. (nie znalazłem daty urodzenia). W ostatniej drodze towarzyszył mu wielki orszak zdążający do kościoła parafialnego w Barłożnie. Żałobnym śpiewom w kościele wtórował wierny pies dziedzica, Wilczek, który dwa dni potem zmarł na zawał na jego grobie.

W następnym rozdzialiku pt. "Krótkie dzieje wsi" znalazłem nowość - wiek Mirotek, a raczej czas zamieszkiwania ludzi na obszarze, na którym leży wieś. Otóż miejscowość była zasiedlona już w okresie 700 - 400 lat przed narodzeniem Chrystusa, o czym świadczą znaleziska.

A potem już typowo, czyli jak o prawie każdej pomorskiej wsi. XIII w. - pierwsza wzmianka. 1341 r. Krzyżacy nadają wsi prawo chełmińskie, co przyspiesza jej rozwój. Następnie lata - spustoszenia, prawie całkowite w okresie wojny trzynastoletniej (1454 - 1466). Przeskok w druga połowę XVI w. - po rozprawie z Krzyżakami wieś staje się własnością królewską, administracyjnie należącą do starostwa w Osieku. XVII w. - (za "Opisem królewszczyzn") do wsi należy 70 włók, w tym sołtys Paweł Krus posiada 5. We wsi mieszka tylko jeden wielki gospodarz - Maciej Keyna. Stoi karczma, ale opuszczona.

I sto lat później, czyli 1772 r. - dobra "mirotkańskie" znajdują się już w rękach niemieckich, a od 1824 r. zostają oddane w wieczystą dzierżawę. W 1865 r. powstaje kółko rolnicze. W 1983 r. znaczną część Mirotek posiada Niemiec Julian Kurtius ze Starej Jani, ale w drugiej połowie XIX w. sprzedaje je Janowi Górskiemu. (Sprzedaje ok. 1889 r. - za stroną www szkoły w Mirotkach - przyp. red.)

W XIX w. powstają dwa tartaki - jeden pod lasem na Gapicy, drugi koło stacji kolejowej (reaktywowany w 1957 r.).

Rozdzialik "Opis współczesności" zawiera niewiele konkretów, gdyż po majątku pozostał jedynie stary park po lewej stronie szosy na Smętowo, przed rozstajem dróg, gdzie stoi Boża Męka zbudowana przez Żurawskiego z Gapicy.

Nie ma już właściwie nic, więc dajemy nura w czas przeszły, gdy wszystko sielsko się kręciło. Sianokosy, żniwa, pot z chłopskiego czoła, zapach lip, niezwykłe przysiółki, Gapica i Pustkowie, które dało małą sensację archeologiczną. Otóż Zbigniew Kowalczyk w 1980 r. przypadkowo odkrył tu grób skrzynkowy, datowany na okres wczesnego żelaza, tj. 2500 lat przed narodzeniem Chrystusa. (Zdjęcie na str. przedstawia to odkrycie - przy grobie skrzynkowym stoją Kowalczyk i Łącki). Za Gapicą były bagna, obecnie połączone w całość - zanikające oczko wodne, zwane Bobrówkiem. Przed wojną własność Jana Górskiego.

I przechodzimy do sedna, stron dotyczących dziedzica Jana Wojciecha Górskiego, do rozdziału pt. "Dziedzic na Mirotkach".


J. W. Górski żył na przełomie wieków, trudnym okresie w dziejach Pomorza i całej Polski. Jak większość ówczesnej młodzieży z tzw. "dobrych domów" musiał przejść edukację, jedną z form walki z zaborcą. Uczył się w gimnazjum w Chełmnie nad Wisłą, następnie został wysłany do szkoły rolniczej w Lipsku. Tam w gronie przyjaciół zrodził się pomysł podróży do Afryki i wojażowania po Europie. Po roku pobytu na Czarnym Lądzie powrócił do matki Marii Łaskiej-Górskiej z dziwną chorobą oczu, objawiającej się wypadaniem rzęs i brwi. Przez to został zwolniony od służby wojskowej. Była to jednak chwilowa niedyspozycja, z której dziedzica przy użyciu ziół wyleczył dr Żynda ze Skórcza. "Pomimo chwilowej niedyspozycji i uznania niezdolności do służby wojskowej Jan Wojciech Górski był przystojnym mężczyzną o 192 cm wzrostu, niebieskich oczach, gęstych włosach i bardzo pięknym głosie". Bardzo lubił gimnastykę. Wokół dworu poustawiał przeróżne przyrządy do ćwiczeń cielesnych. Latem jeździł konno nad jezioro Czarne, aby popływać. Nie palił, z alkoholi pił czasami Tokaj. Nim osiadł na stałe w Mirotkach po kupieniu majątku od Juliusza Kurtiusa ze Starej Jani (przypomnijmy - ok. 1889 r.), pojechał do Lwowa, do swojej siostry Tekli Wehr. Tam poznał narzeczoną Ewę Lansch. Pani Ewa niestety nie chciała mieszkać na Pomorzu, a on nie zamierzał zamieszkać w mieście, do którego nic nie czuł. W Mirtokach ożenił się z Agnieszką Jelińską. Miał troje dzieci: Franciszka Jana (6.06.1890 r.), Antoniego Świętopełka (1921 r.) oraz Danutę Marię (1919 r.). Ślub kościelny zawarł mając już dziecko. Małżonka zmarła wcześniej niż starszy od niej Jan Wojciech. Oboje spoczywają w grobie na cmentarzu w Barłożnie.

Dziedzic w Mirotkach organizował życie kulturalne nie tylko przez bale, polowania, opłacanie guwernantki dla swoich i nie tylko swoich dzieci, ale także poprzez patronat nad małymi formami literackimi, jak teatrzyki i recytacje poezji - pisze Łącki. - Jako człowiek trzymał się czterech zasad: Polak, patriota, katolik i dobry gospodarz. Z tej przyczyny miał częste zatargi z zaborcami. Przez Niemców był zwany "das ideal eines Landjunkier". Pod koniec pierwszej wojny światowej został nawet aresztowany przez Prusaków, osadzony w więzieniu w Starogardzie. Po powrocie Pomorza do Polski proponowano mu stanowisko starosty. Umiłowanie do pracy na roli spowodowało jednak, że wrócił do swojego majątku.


W rozdziale "Matka i żona - Agnieszka Jelińska" autor kreśli historię mezaliansu. Dziedzic wziął otóż za małżonkę Agnieszkę Jelińską. Nie zostało to zaakceptowane przez rodzina, a szczególnie matkę. Agnieszka (ur. 1882 r.), córka dużych gospodarzy spod Ostromecka, uczyła się w szkole gospodarczej w Bydgoszczy. Tam spotkała siostrę J. W. Górskiego Marię Kontakową, która poszukiwała kogoś do prowadzenia domu swojej córki w Gdańsku Oliwie Zofii z Kontaków Mey. Agnieszka nie dojechała do Oliwy, gdyż Jan Mey zatrudnił już daleką krewną w Gdańsku, która zajęła się gromadką dzieci i chorującą Zofią. Ludwika Golska, zarządzająca dworem w Mirtokach, akurat wyjechała do Taszkientu, gdzie jej mąż Tadeusz Golski budował kościoły i cerkwie. Siostra Jana Wojciecha na jej miejsce przywiozła Agnieszkę, piękną i młodą kobietę średniego wzrostu o fioletowych oczach i kruczych włosach. Dziedzic, który miał już ponad 40 lat, się w niej zakochał i ożenił.

Postać Agnieszki w świetle książeczki wygląda ciekawie. Jako dziedziczka często pracowała fizycznie nie tylko w dworskich izbach, ale również i na folwarku. Lubiła hodować gęsi dla swojego użytku. Kluskowano je przez pewien czas, aby później zrobić z nich tzw. półgąski (szyneczki z piersi gęsich, obwędzane), wyborny gęsi smalec. Trzy razy w roku zamawiała rzeźnika w Kościelnej Jani pana Kuczorę, który robił pasztety, salcesony, różne kiełbasy, kaszankę, parówki i szynki. "Uprawiała też dobroczynność charytatywną". Odwiedzała chorych i starych. Pomagała. Prawie codziennie odprawiała różaniec spacerując po ogrodzie i parku. Miała wiele przyjaciół wśród duchownych. Paliła papierosy "Rarytasy Pomorskie", piła kawę, lubiła słodkie wypieki. W 1931 r. wykryto u niej cukrzycę. Od tego czasu zaczęła podupadać na zdrowiu. Jeszcze częściej odprawiała różaniec, szczególnie pod dębem. W tym królewskim drzewie widziała moc i zdrowie, siłę wpływającą na zakłóconą równowagę organizmu. Rozkoszowała się widokiem jemioły, o której mówiono, że leczy źle gojące się rany i chroni przed uderzeniem piorunu. Z tego powodu, gdy latem były burze, paliła liście dębu i marzanny, obchodziła korytarze dworu i kadziła, aby ustrzec przed piorunami.

W 1932 r. dziedziczka dostała nagle "różę". Twarz jej pokryła się czerwoną wysypką. Nie pomogli lekarze. Zrozpaczona Agnieszka zabrała swoje suszone liście dębu, żołędzie i jemiołę, udała się do mieszkającej na skraju borów babiny Czerwińskiej, a ta dodała swoje zioła, wszystko zmieliła, mieszaninę wsypała do glinianego gara, zalała gotującą wodą. Następnie posadziła dziedziczkę nad garem i przykryła jej głowę lnianym ręcznikiem. Chora modliła się, a babinka dolewała wrzątku. Na jakiś czas duchy dębu odpędziły "różę".

Te fragmenty książeczki jako żywo przypominają prozę iberoamerykańską.

Na dobre dziedziczka podupadła na zdrowiu wiosną 1934 roku. Miały na to wpływ procesy, jakie dziedzic prowadził szczególnie z PKP o odszkodowanie za zabraną ziemię pod linie kolejowe. (Ta informacja jest zaskakująca - w drugiej części jest mowa, że procesował się o to w okresie zaborów)

Agnieszka zmarła 24 marca 1934 roku w wieku 52 lat. Podczas srogiej zimy 1935 r. umarł jej mąż.

"Mało kto wie ze współczesnych mieszkańców Mirotek - stwierdza autor w części książki poświęconej J. W. Górskiem - gdzie znajduje się grób dziedziców ich wioski. Mijają go często nie wiedząc, że obok znajduje się historia miłości, której przeciwni byli wszyscy, historia walki o polskość tych ziem, Mirotek, historia, której nie można pominąć, gdyż człowiek bez wiedzy o przodkach jest pusty i martwy."

Antoni Świętopełek (ur. 1921 r., zm. 2004 r. w Sonomie w Kaliforni)


Maria Danuta (ur. 1919 r.)


Los dzieci (informacja podana w 1999 r.)

Franciszek Jan (6.06.1890 r.) - zamordowany w Katyniu, Antoni Świętopełek (1921 r.) - żyje w USA, w Kalifornii, Maria Danusia (1919 r.) - żyje w Australii, w Melbourne.


Jakoś mi się ta cała historia o Janie Wojciechu Górskim kojarzy z historią Carla Kurtisa. Trudno zresztą się dziwić. Powiedzmy sobie szczerze, nie byłoby patriotycznych czynów dziedzica, gdyby nie wyjątkowy sąsiad. Obaj są jak awers i rewers. I obaj są jacyś tacy wielcy przez swoją niezłomność, odwagę, czyny, tryb życia i - tak, tak - tajemniczość. Romantycy. Ale o tym w części 2.

Tadeusz Majewski





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz