sobota, 12 lutego 2011

Andrzej Grzyb. O mojej megalomanii

Może lepiej byłoby przemilczeć komentarz pani redaktor, ale jakieś licho kazało mi napisać te kilka słów, które, nie daj Boże, będą powodem burzy w szklance wody. Cokolwiek napiszę, będzie bowiem wyglądało jakobym się tłumaczył.

Za niemianowanie "naszej koleżanki Mieczysławy Krzywińskiej" do nagrody "Kociewskie Pióro" (jak pisze Pani Redaktor Naczelna "Wieści z Kociewia") zostałem posądzony o megalomanię. Nie byłem jurorem, ale jak słusznie pani redaktor przypuszcza, mogłem nominować. Nie nominowałem, a jurorzy powierzyli tegoroczne nagrody w godne ręce. Z radością przyjąłem przyjemność wręczenia w Zblewie jednej z tegorocznych nagród "Kociewskie Pióro" panu Hubertowi Pobłockiemu, poecie i prozaikowi często pisującemu w gwarze kociewskiej, a także dobrej duszy przewodzącej Trójmiejskiemu Klubowi Kociewiaków.

Przykro mi, że pani redaktor naczelna tak sobie na mnie poużywała, sugerując, że dbam o swoją wyłącznie literacką "chwałę". Gdybym nawet zarzekał się, że tak nie jest, że nie tylko swoje, ale cudze książki wspieram i wydaję, to i tak pani redaktor naczelnej nie przekonam.

To prawda, że byłem przy narodzinach nagrody "Kociewskie Pióro", więcej, mam w "nieprzeliczonej" kolekcji nagród literackich "Kociewskie Pióro", niestety piszę kolejne książki, co jest grzechem ciężkim, a może nawet śmiertelnym.

Wydaję, bywa, że i dwie książki w roku, co dopełnia, czy raczej przepełnia czarę moich win, a recenzenci oceniają je doprawdy różnie, lecz niestety przeważnie dobrze. Wina moja zatem jest piramidalna. Cóż począć, z ciężkim sercem obiecuję poprawę, a gdyby nie, to i tak raczej wcześniej niż później pióro samo mi z ręki wypadnie. Doprawdy nie sądziłem, że megalomania moja, od której zawsze się odżegnywałem, ma się tak dobrze, że w ogóle się ma jakkolwiek. Że jest we mnie, przede mną ukryta. Jestem megalomanem z wyroku pani redaktor naczelnej i kropka.

Prawdą jest również, że otwierając ubiegłoroczną "Biesiadę Literacką" w Czarnej Wodzie, co też potwierdza moją megalomanię, bowiem pominąłem kilku autorów, którzy też zasługują na wspomnienie i podziękowanie za ubogacanie kociewskiej biblioteki, między innymi zaprezentowałem album "Kociewie Skarszewskie" autorstwa Eweliny Lis i Mieczysławy Krzywińskiej, wydany w Skarszewach w roku 2010, twierdząc, że zgrabnie jest zrobiony, a wiersze w nim zawarte są świetne. Powiedziałem, że oto pokazała się na Kociewiu poetka dojrzała, pisząca frapujące wiersze. Przekonania o prawdziwym poetyckim darze pani Mieczysławy Krzywińskiej nie zmieniłem i zmienić nie zamierzam.

Teraz doczekałem się za nienominowanie nienadobnej odpłaty.

Wymieniony w komentarzu Tadeusz Majewski pewno machnie ręką na to oczywiście słuszne dopominanie się o nagrodę. Pamiętam słowa znakomitego krytyka literackiego Kazimierza Wyki wygłoszone pół żartem, pół serio przy okazji nagrody przyznanej Wacławowi Borowemu, że nagrody (te nieprzyznane też) nie budują harmonii, lecz mogą i często budzą niechęć, urazy i zazdrość.

A propos, pani redaktor naczelna, ci, którzy posługują się słowem, winni wiedzieć, że niczym tak skutecznie nie można "poderżnąć sobie gardła" jak własnym jęzorem (piórem).

Z poważaniem

Andrzej Grzyb



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz