czwartek, 24 lutego 2011

Jerzy Scharmach: Przegrany odchodzi, to jego kluczowi ludzie też muszą odejść

Jesteśmy z tego samego rocznika, z tej samej podstawówki. Jako dziennikarz często się z nim spotykałem. Patrzyłam z przyjemnością na to, co robi, a raczej na efekty jego pracy. A potem zacząłem dostrzegać, wziąwszy pod uwagę jego życie zawodowe, że prześladuje go jakieś fatum. Dramat pracowitego i lojalnego człowieka zagubionego w meandrach polityki.















WRÓCIŁEM


- Jurek, najpierw wizytówka...

- Jerzy Scharmach. Pamiętaj, przez "sch". Urodziłem się w 1955 r. w Starogardzie Gdańskim.

- To wiem. Ja też. Przecież chodziliśmy do jednej szkoły, choć nie do jednej klasy. Tu standardowo należy zapytać: Kociewiak z krwi i kości?

- Nigdzie indziej nie mieszkałem, niż w Starogardzie, tak więc mogę tak o sobie powiedzieć.

- Ukończyłeś "siódemkę". A potem?

- Technikum Budowlane w Starogardzie. Jestem budowlańcem z uprawnieniami budowlanymi, ponadto mam wykształcenie wyższe w zawodzie "praktyka samorządowa". Obecnie robię sobie studia uzupełniające na Wydziale prawa i Administracji na Uniwersytecie Gdańskim.

- Rodzina?

- Żona ma na imię Barbara. To już 34 lata.... Mamy dwóch dorosłych synów.

- Którzy pracują przy zmywaku w Londynie....

- Nie. Marcin, starszy (33 l.), jest z wykształcenia muzykiem. Mieszka w Rybniku, Młodszy, Jacek (27 l.), jest finansistą i mieszka w Starogardzie. Obaj mają wyższe wykształcenie.

- Pierwsza praca?

- Starogardzkie Zakłady farmaceutyczne Polfa. Zaczynałem w 1972 roku jako murarz, skończyłem w dziale projektowania. Od 1976 roku przez dwa lata służba wojskowa. Po służbie, w 1978 roku, podjąłem pracę w Urzędzie Gminy w Starogardzie Gdańskim jako kierownik Zakładu Remontowo-Budowlanego przy Gminnym Zespole Ekonomiczno-Administracyjnym Szkół. Pracowałem tam do 1990 r. Wtedy otworzyłem prywatną działalność - usługi projektowe nadzory budowlane.

- I po co ci to było?

- Przyszedł kapitalizm i chciałem się spróbować. Zresztą nie żałuję. Firma istniała do 2006 roku, do momentu, kiedy zostałem wicewójtem. Musiałem zlikwidować, bo takie są wymogi prawne.

- W 1999 roku zacząłeś pracować w Urzędzie Gminy Zblewo.

- Tak. Podjąłem pracę w Urzędzie Gminy Zblewo jako inspektor do spraw inwestycji, zajmując się całokształtem zadań inwestycyjnych na terenie gminy Zblewo. Była to wtedy kadencja wójta Krzysztofa Trawickiego.

- Zgaduję: dostałeś tę pracę, bo byłeś jego kolegą...

- Nie byłem. Przyszedłem przypadkowo, namówiony przez znajomego. Trawickiego znałem jako posła z gazet.

- Ile czasu pracowałeś na tym stanowisku?

- Przez 5 lat. Po 4 latach pracy były wybory. Wygrał je w 2002 roku Andrzej Gajewski. W październiku 2003 roku odszedłem.

- Hmm... odszedłeś... Wrócimy do tego... Wymień główne dokonania w ciągu tych 5 lat.

- Modernizacja centrum Zblewa oraz przebudowa ulicy Głównej, między innymi postawienie stylowych lamp przy tej ulicy i likwidacja paskudnie wyglądającej napowietrznej pajęczyny zasilania elektrycznego. Zamieniliśmy to na zasilanie podziemne. Budowa drogi Pinczyn - Semlin. Było to pierwsze w gminie zadanie, jakie otrzymało dofinansowanie sapardowskie, to znaczy unijne. Budowa kanalizacji w miejscowości Pinczyn i rozpoczęta wielka inwestycja - modernizacja oczyszczalni ścieków w Zblewie... Modernizacja budynków publicznych - między innymi budynków oświatowych... Zapomniałem o najważniejszym: budowa oraz oddanie do u żytku szkoły w Bytoni - jedna z najważniejszych inwestycji w gminie.

- A może i najważniejsza... Odszedłeś, bo - powiedzmy sobie szczerze - nastąpiła zmiana władzy i nie pasowałeś do nowego włodarza. Przy okazji - dostałeś dyscyplinarkę. Za co?

- Konkretnie? Nie, konkretnie ci nie powiem. Machnąłem na to ręką. Nawet się nigdzie nie odwoływałem... Może napisz tak, ogólnie: bywa w gminach, że nowa władza mówi: Przegrany odchodzi, to jego kluczowi ludzie też muszą odejść.

- Eee tam. Po prostu się nakradłeś. Skąd ten merc przed urzędem?

- Mój nie. Mam scenica z 2001 roku.

- A wczasy na Teneryfie? Za co?

- Wczasy we wsi koło Osiecznej.

- A miliony na koncie?

- Na koncie debet i kredyt na remont domu.

- ...Willi!

- Starego domu, jaki otrzymałem w w spadku w 1990 roku.

- Pożartowaliśmy... Pewnie cholernie mocno to przeżyłeś.

- A jak myślisz? Po dłuższym okresie uczciwej pracy, gdzie zawsze byłem doceniany za tę pracę, i byłem zawsze lojalny, zwolnienie dyscyplinarne, wymyślony powód (zawsze się coś znajdzie, jak się chce)... Jak myślisz, co się w człowieku dzieje?

- Gorycz, żal, depresja.

- Tak. Depresja. Prawie rok dochodziłem do siebie, nie pracowałem. Ale się podniosłem. W czerwcu 2004 roku otrzymałem propozycję pracy od wójta gminy Skórcz Erwina Makiły na stanowisko też inspektora do spraw inwestycji i zamówień publicznych. A od 1 lutego 2007 roku zostałem powołany na stanowisko wicewójta gminy Skórcz.

- Dokonania...

- Napiszmy, że gmina Skórcz małymi kroczkami idzie w bardzo dobrym kierunku, a zwłaszcza w zakresie budowy i modernizacji dróg, co było konikiem włodarza gminy pana Makiły. W każdy roku budowaliśmy 1,5 kilometra dróg utwardzonych asfaltowych. Tym nie może się pochwalić żadna gmina w powiecie starogardzkim, a może i w województwie. Ostatnio budowaliśmy drogę Kranek - Nowy Bukowiec z dofinansowanie z programu schetynówek... Ponadto realizowaliśmy inwestycje w zakresie wodociągów i kanalizacji. Dzięki temu gmina jest zwodociągowania w 98 procentach, a skanalizowana w prawie 40 procentach. To znaczy będzie po zrealizowaniu inwestycji w Wolentalu (co już zrobiono w w 99 procentach). No i budowa hali sportowo-widowiskowej w Pączewie

Chwila przerwy. Wchodzi starszy pan - klient (rozmawiamy w Urzędzie Gminy w Zblewie).

- Proszę uprzejmie - mówi Jerzy.

Wyjaśnia, że nie ten pokój. Klient wychodzi.

- Ładnie to powiedziałeś: "Proszę uprzejmie". Muszę też tak... Tam więc też dużo zrobiłeś. Dlaczego nie kandydowałeś w ubiegłorocznych wyborach na stanowisko wójta? Było takie oczekiwanie.


- Chciałem kandydować. Czułem się kompetentny, znam specyfikę gminy. Po raz pierwszy zetknąłem się z nią w roku 1996. Prowadziłem nadzór inwestorski nad budową budynku szkoły we Pączewie.

- No więc? Dlaczego nie kandydowałeś?

- Wójt Erwin Makiła zdecydował się ponownie stanąć w wyborach, więc dałem sobie spokój. Byłoby to nielojalne wobec szefa.

- Ależ lojalność! Ale Erwin Makiła przegrał. Z klasą.

- Tak myślisz? Moim zdaniem odszedł w niesławie.

- W niesławie? To chyba złe określenie. O co ci chodzi?

- Przegrał i od razu zapomniano, co dla tej gminy zrobił.

- Aaaa... w taki rozumieniu. Powinno być w... odszedł w "niepamięci".... Przychodzi nowy wójt i...?

- Jest rozmowa. Konkretna. Sławomir Czechowski mówi, że pozostaję na dotychczasowym stanowisku i pomagam mu w zakresie prowadzonych inwestycji i planowanych, które miały mieć miejsce w 2011 roku.

- Ale stało się inaczej... Dlaczego?

- Nie wiem. Pewnego dnia na 5 minut przed zakończeniem pracy wójt wszedł i oświadczył, bez jakiejkolwiek wcześniej rozmowy, że wypowiada mi pracę ze stanowiska zastępcy wójta i proponuje mi pracę na jedną drugą etatu... Tu trzeba wyjaśnić, że rozpoczęte i planowane inwestycje, ich zakres nie odpowiadał jednej drugiej etatu na stanowisku inspektora do spraw inwestycji i zamówień publicznych. Prawidłowo rozwijająca się gmina powinna mieć pracownika na pełnym etacie i... takiego kogoś życzę nowemu wójtowi.

- A dla ciebie do deja vu, powtórka, ta sama scena z twojego filmu.

- Powtórka z rozrywki... Znowu żal, znowu gorycz. Powtórka po 8 latach. Straszny żal, że nie patrzy się na dokonania, lecz decyzję podejmuje się na skutek polityki, która dotarła na najniższe szczeble samorządu gminnego. Ale tym razem się nie załamałem.

- Nie mów, że do czegoś takiego można się przyzwyczaić!

- Nie można. Ta decyzja wywołała we mnie wielki żal, tym bardziej, że nie osiągnąłem tego, o czym marzyłem - przeżycia zakończenia dwóch największych inwestycji, a zwłaszcza oddania do użytku tak bardzo oczekiwanej hali sportowej w Pączewie.

- Nie załamałeś się, bo...?

- Zbieg okoliczności... W tym samym czasie, w jakim dostałem wypowiedzenie, ogłoszono konkurs na stanowisko inspektora do spraw inwestycji gminy Zblewo. Złożyłem dokumenty. Nie ukrywam, że jednocześnie otrzymałem trzy inne propozycje pracy - nie muszę pisać gdzie... między innymi od PRI - Przedsiębiorstwa Robót Inżynieryjnych w Starogardzie, na dyrektora technicznego i od dwóch firm w Trójmieście. Stanąłem do konkursu.

- Ustawionego, domyślam się... Podobno wszystko jest ustawione.... Przepraszam, znowu taki żart. Bo sam widzisz, dzisiaj wszędzie afery, korupcja, kolesiostwo.

- W konkursie brało udział 5 osób. Była 6, ale jednak zrezygnowała. Wygrałem przez wiedzę i doświadczenie. Wróciłem.

- I taki dajmy koniec: WRÓCIŁEM.

- Wiesz, nie znam na terenie powiatu starogardzkiego takiego przypadku osoby pracującej w urzędzie gminy, której los jest tak fatalny przez polityczne zmiany, przez zmiany włodarzy gmin. Z zamiłowania jestem budowlańcem i swoją pracę zawsze starałem się wykonywać bardzo odpowiedzialnie. Do dziś zadaję sobie pytanie, co w tych wybranych ludziach powoduje, że człowiek lojalny, dobry pracownik, pomimo dobrze spełnianego obowiązku wobec gminy, musi odchodzić.

- Sam sobie na to pytanie przed chwilą odpowiedziałeś, tylko musisz to rozszerzyć... Podobno piszesz książkę.

- Interesuję się historią. Napisałem pracę licencjacką pod tytułem "Miejsca martyrologii Ziemi Starogardzkiej". Chcę tę pracę rozszerzyć do terenu Kociewia i faktycznie wydać książkę. Być może z Geniem Cherkiem.

Rozmawiał Tadeusz Majewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz