niedziela, 17 lipca 2011

Domy mogą przyciągać ludzi z zewnątrz

ARCHITEKTURA. Domy mogą przyciągać ludzi z zewnątrz. Tak dzieje się między innymi w Pinczynie

Im prostsze, tym ładniejsze

Powiem nieskromnie - znam się na architekturze. Czuję bryłę. Czuję, czy się komponuje z otoczeniem, czy nie. Z przyjemnością patrzę na niektóre wyrastające osiedla. Na to w Pinczynie również. Ale te ładne domy na razie są niezamieszkałe. Chociaż... stop! Jakaś szczupła kobieta pracuje przy jednym z nich.



Zaczątek osiedla

Rozmawiamy najpierw przez siatkę. Po chwili już się znamy. Piesek też rozpoznał po zapachu, że przyjechał swój i nie ugryzie.

- Te domy kupuje się w stanie surowym zamkniętym. Ogrzewanie jest zrobione. Podłogowe i kaloryfery. Natomiast o reszcie decyduje już indywidualnie nabywca. Chodzi mi o podłogi i kafelki. Indywidualnie można kupić też drzwi. Poddasza są jeszcze nieocieplone - mówi kobieta.

- Na razie to zaczątek osiedla - zauważam. - Podoba mi się, że mają jeden styl.

- Tak, zaczątek. Stoi pięć domów. Ale jest miejsce na sto i niestety już każdy będzie robił co chce. Gmina tego nie ustrzeże, bo wydaje tylko decyzje o warunkach zabudowy. Zrobi się bałagan. A szkoda, bo gdyby wprowadzić dwa - trzy typy domów, to by pasowało.


Dlaczego tutaj

Pijemy herbatę. Obracam w palcach wizytówkę. Ewa Bielesza-Karolak - architekt. I to znany. Może nawet mało powiedziane. Ale trafiłem!

- Sądząc po rejestracji auta, jest pani z Gdańska. Dlaczego wybrała pani Pinczyn?

- Byłam bardzo zmęczona Gdańskiem. Zmęczyło mnie jako architekta, zmęczył mnie też ten wielkomiejski ścisk. Zaczęłam jeździć - coraz dalej od Gdańska. Nie w poszukiwaniu miejsca, by się osiedlić. Po prostu w ten sposób odpoczywaliśmy z mężem. W pewnym momencie zrodziła się myśl, żeby jednak coś znaleźć. Przejeżdżaliśmy przez Pinczyn i ujrzeliśmy te domki. Można wyszukać domy w internecie, ale jest ich tyle, że człowieka męczy od patrzenia. Gdy przejeżdżaliśmy przez Pinczyn drugi raz, decyzja dojrzała - że właściwie to możemy kupić. To była życiowa decyzja. Zrobiłam to na żywioł.

- A dlaczego nie na Kaszubach?

- Kaszuby też znam, ale tu jest dużo spokojniej. Tam jeździłam, jak dzieci były małe, ale teraz to jest bardzo zaludnione... Ten domek kupiłam w połowie września. Od października zaczęło się ostre wykańczanie. W grudniu już pomieszkiwałam, były meble. Zaczęłam się interesować okolicą. Całą zimę jeździliśmy po tych terenach i oglądaliśmy. Zauroczyły mnie Klianiny, Kasparus, Wda. Przeniosłam tu swoją pracownię.


Gdy się wchodzi na nowy teren

W pracowni, na monitorze komputera, oglądam prace pani architekt. Na Wyspie Spichrzów w Gdańsku, pałac w Sobowidzu - przebudowa. Bardzo ciekawe i duże projekty.

- Nigdy się nie szykowałem do tego, żeby się przenieść do domku. Nie wyobrażałam sobie, że można mieć taką pracownię.

- Na pewno będzie miała pani tu dużo zleceń.

- Nie od razu. Gdy się wchodzi na nowy teren, to z reguły ich nie ma. Na razie przygotowuję ten pałac w Sobowidzu - rewitalizacja neogotyku. Tu wykonałam kilka prac. Najzwyklejsze proste domki. W nowym miejscu trzeba się reklamować. To nie jest tak, że się zakrzyknie: "Uwaga, tu mieszka architekt, wszyscy do mnie walcie". W tej branży jest ogromna konkurencja. W Gdańsku, w Izbie, jest zrzeszonych około 1200 architektów.


Ciągle chaos

- Co takiego pani się podoba w tych domkach, że kupiła pani i to jako pierwsza?

- Prostota. Im architektura jest prostsza, tym lepsza.

- Takie to niby zrozumiałe, tymczasem w naszym architektonicznym pejzażu ciągle widać chaos.

- To prawda. Wszyscy narzekają. Urbaniści i architekci. Narzekają, że wszędzie jest bałagan. Czy jest na to sposób? Edukacja choćby przez takie enklawy zabudowy jak to. Być może to zahamuje proces zabudowy na żywioł, na zasadzie każdy robi co chce. Administracyjnie się z tym nie wygra. Mimo że w planach miejscowych zagospodarowania przestrzennego jest dużo warunków określających, jak ta zabudowa ma wyglądać, to i tak to nie broni przed bałaganem. A wynika to z tego, że jak my robimy projekt, nie ma opracowania całości osiedla. Gdyby były przyjęte dwa - trzy typy domków, byłby porządek.

- Często widać, jak ludzie budują na wyrost - wielkie domostwa. A potem kończą i kończą. Opowiadał mi właściciel firmy w Cieplewie (domy amerykańskie), że w USA człowiek się wprowadza do gotowego domku, a w Polsce właściciel do końca życia będzie biegał z taczką betonki. Fakt, to się zmienia, ale chyba za wolno.

- To prawda, że często u nas budowa tak trwa. I kiedy się ten właściciel tym domem nacieszy, jeżeli będzie go ciągle budował i poprawiał do końca życia?

Wszystko można wyratować

- Sporo jest na tych terenach starych budynków. Niszczeją. Nie chodzi o pałace, bo te juz zniszczono, a ponad stuletnie domy z czerwonej cegły. Czy warto o nie jeszcze walczyć?

- Wszystko można wyratować, żeby było ładne. Nawet wyratować je trzeba, a raczej powinno. Ale często widać, że nie ma pomysłu na całościowe uporządkowanie. Myślę, że dobrze byłoby, gdyby tak jedno miasteczko dać jednemu architektowi. To mój pomysł na zrobienie porządku. Ale nie ma zrozumienia. Starałam się o zatrudnić jako architekt. Proponowałam w kilku urzędach. Nie było żadnego zainteresowania.


Kula

Idziemy do ogrodu. Towarzyszy nam piesek.

- A jak piesek zniósł przeprowadzkę z Gdańska do Pinczyna?

- Piesek nie jest z Gdańska, piesek się przyplątał. Piesek to ona. Pokazała się maju. Przyszła do mnie, bo na razie ja tu jedna mieszkam. Ustawiałam jej jedzenie pod innym domkiem, żeby się nie przyzwyczaiła. Chciałam jej pomóc, ale wiedziałam, że nie mogę jej wziąć, bo często wyjeżdżam. Jak już widziałam, że będzie miała małe pieski, to co miałam zrobić. Teraz mam trzy młode. Mówimy na nią Kula, bo w ciąży wyglądała jak kula.

- Czy wie pani, że to Kociewie? Jacy tu mieszkają ludzie?

- Mamy już kilka książek o Kociewiu. Na razie czyta je mąż. Ludzi znam niewielu. Są życzliwi, przyjemni.

Tadeusz Majewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz