piątek, 8 lipca 2011

MIECZYSŁAW CICHON. Rozbujać wieś

Dyrektor tutejszej Publicznej Szkoły Podstawowej Mieczysław Cichon otrzymał nagrodę Wójta Gminy Lubichowo w dziedzinie inicjatyw społecznych.

MATERIAŁ ARCHIWALNY, TYGODNIK KOCIEWSKI

Mieczysław Cichon: Organizuję wszystko stopniowo. Niech ludzie zobaczą, że coś potrafię zrobić, to pójdą za mną. Foto T. Majewski.




Kilka słów o sobie...
- Urodziłem się w Lubichowie w 1959 roku. W rodzinie rolników; mój ojciec miał 13 hektarów ziemi. Skończyłem historię na Uniwersytecie Gdańskim. Jest z zawodu archiwistą. Uczyłem historii - dwa lata w "siódemce" w Starogardzie, potem w Lubichowie. Od 2001 roku jestem dyrektorem tej szkoły.
Z rodziny rolników... Na wsi w okresie PRL-u nie było pędu na studia. Pomimo punktów za pochodzenie. Pan jednak poszedł na uniwersytet. Skąd wziął się ten pana pęd do zdobywania wiedzy i wykształcenia?
- Dziadek mamy, Wojciech Rokita (z TYCH Rokitów) - miał trzy żony i dziesięć córek - zarządzał majątkiem w Bietowie. To on zaszczepił w rodzinie szacunek do wykształcenia. Ojciec na przykład miał wykształcenie rolnicze.

Jest pan z wykształcenia archiwistą. Teraz zapewne na rynku pracy jest zapotrzebowanie na archiwistów...
- Nie ma. Zatrudniają na jedną czwartą etatu, na pół, kiedy trzeba coś uporządkować w dużych firmach. Jakieś akta osobowe, sprawozdania, opisać duplikaty, uporządkować. To wszystko.
Wydaje się jednak, że jest mnóstwo materiału do uporządkowania. Choćby w szkołach - przenieść kroniki na płyty CD.
- Nie ma tak dużo. W zakładach pracy są materiały kategorii A i B. Te kategorii B leżą do 15 lat, a potem są niszczone. W szkole? Na przykład rachunki istnieją trzy lata.

Czyli archiwista nie utrzymałby się na z archiwizowania?
- W latach 80. istniały spółki złożone z archiwistów. Wpadali, robili porządek i brali "kasę". Robili to na zlecenie. Chcieliśmy w to wejść, ale wtedy rządzili tym starsi.
A ta archiwistyka wzięła się z jakiegoś pana młodzieńczego hobby? Lubił pan układać znaczki pocztowe, etykietki zapałczane?

- To przypadek. Miałem za młodu problemy z wymową, a w związku z tym pewne zahamowania. W Liceum Ekonomicznym wziąłem udział w olimpiadzie o wiedzy o Polsce i świecie współczesnym i dostałem się na olimpiadę ogólnopolską, co dawało wolny wstęp na politologię i historię.

Ale to, że jest pan archiwistą, zapewne przydaje się w szkole, gdzie niemalże czuje się cienie historii. Tu wszak uczyli się Paweł Wyczyński i Józef Milewski, uczył się Andrzej Grubba.
- Tak, to się tu czuje. Ta szkoła ma historię. Poza tym miała szczęście do budowlańców. Jest ładna. Budynek powstał w 1911 roku. Znalazłem butelkę w fundamencie stojącej obok szkoły stodółki. W tej butelce jest zapisana kartka z informacjami, kto tę szkołę budował. Potwierdza się to, co napisał o roku jej powstania Józef Milewski. Butelka była po winie "Pomerania"... Interesuję się historią lokalną. Piszę na przykład z Romanem Mechem książkę na 100-lecie Ochotniczej Straży Pożarnej w Lubichowie,





Szkoła w Zelgoszczy ma swoją piękną historię. Foto T. Majewski




Szkoła to duży i ładny budynek. A ile jest uczniów?
- 156. Liczby z roku na rok aleją. Dojeżdżają do nas dzieci z Wdy - po likwidacji szkoły we Wdzie w 2001 r. - i dzieci z Mermetu i Smolników. Ale dwie trzecie uczniów jest stąd, z Zelgoszczy.
Dzieciaki dojeżdżają. Musiało tak być?
- Gdyby nadal była szkoła we Wdzie z klasami od 0 do VI, to uczyłoby się tam 30 dzieci. Czyli w klasie byłoby średnio pięciu uczniów.

A ile czasu zabierają tym dzieciom dojazdy?
- Z Wdy jadą 10-15 minut. Gorzej mają dzieci z tak zwanego "wydmuchowa" z Zelgoszczy, czyli z wolno stojących gospodarstw rolniczych. Niektóre leżą 4, 5 kilometry od szkoły. Dojeżdżający uczniowie nic nie tracą, a zyskują. Organizujemy w szkole dodatkowe zajęcia, kółka, SKS-y.
Nauczyciel ciągle w rankingach szanowanych zawodów plasuje się wysoko. Czy to nadal jest misja, a nie już tylko praca?
- Uważam, że misja.
Ale często można spotkać się ze zdaniem: odbębnił swoje godziny i poszedł do domu.
- To chyba bardzo rzadko. Nauczyciele sporo robią po lekcjach. Dodatkowo powoduje to reforma. Nauczyciel musi się wykazać i robić coś więcej. Trudno komuś, kto nie chce, stać z boku. Nie wypada.

Otrzymał pan nagrodę Wójta. Za organizację tych zajęć pozalekcyjnych?
- Myślę, że za to, co robimy też poza szkołą. Próbujemy rozbujać wieś. Szkoła bierze udział w dożynkach, idzie z wieńcem, który robi pani sprzątaczka. Ale są działania szersze. Otóż Zelgoszcz chce wejść do Programu odnowy wsi, na którym można wiele skorzystać. Sołtys chce w ramach tego programu robić boisko, ja przygotowałem strategię z czymś innym, bo kto na tym boisku by grał? W mojej strategii jest centrum sportowo-rekreacyjne we wsi - boisko asfaltowe, kort - i boisko do piłki plażowej przy plaży nad jeziorem Zelgoszczek, gdzie niestety rozrosły się trzciny. To jest w strategii, tylko żeby to Rada Gminy uchwaliła.
Korty tenisowe jakoś nie mają wzięcia. Ta dyscyplina ciagle nie może ruszyć.
- Ale u nas w gminie nie ma kortu.
W wielu wsiach strategie w ramach Programu odnowy wsi tworzą całe zespoły ludzi. Pan robi sam?
- Miejscowych nauczycieli jest mało. Ale wciągnę innych. Najpierw chcę ludzi do tego przekonać.



W tej zalakowanej butelce, znalezionej w fundamencie stodółki, jest list do potomnych z nazwiskami osób, które budowały szkołę. Przez szkło doskonale widać tekst. Większość budowlańców miała polskie nazwiska.



Strategia rozwoju wsi określa, jaka wieś będzie za 10 lat. Jak będzie Zelgoszcz za 10 lat?
- Może najpierw jaka jest dzisiaj. W sołectwie jest 900 mieszkańców, ale w samej wiosce tylko 350. Reszta mieszka na wybudowaniach. Typowych rolników jest około osiemdziesięciu.
To bardzo dużo. Być może to najbardziej rolnicza wieś w powiecie.
- Ale chcielibyśmy, żeby za 10 lat ta wieś miała po części też charakter turystyczny. Blisko są Bory Tucholskie i w Zelgoszczy wyrasta osiedle domów letniskowych.

Z jakich dokonań w szkole jest pan najbardziej dumny?
- Choćby z tego, że w szkole zorganizowaliśmy przy pomocy "Kuźni" (zelgoski lokal, gdzie mają kuchnię - red.) dożywianie - bułkę, herbatę. Był na to przetarg. U nas w szkole nie ma niestety warunków, by urządzić kuchnię. Dożywiamy ponad 60 procent dzieci... Tak, poziom biedy jest bardzo wysoki. W Lubichowie na przykład dożywia się 40 procent.
Dożywia się na podstawie dochodów?
- Tak, rozpatruje się dochody. Dwie trzecie ludzi w Polsce żyje w ubóstwie, a już rolnicy całkiem cienko ciągną.
Wszystkie te przemiany w nich biją.
- Tak. A teraz zachodzi proces scalania gruntów i mniejsi upadają.
Co jeszcze ciekawego zaszło w szkole?
- W zeszłym roku powstała nowa sala komputerowa z 10 komputerami i laptopem z rzutnikiem. Otrzymaliśmy nowe meble do świetlicy, wykonano podjazd i łazienkę oraz salkę gimnastyczną. Ja pisałem programy, gmina robiła przetarg. Bardzo pomaga nam radny powiatowy Edmund Błański. Teraz staramy się o środki na elewacje, dach, wentylację. Co roku jest coś robione.

W Zelgoszczy - dużej wsi - wyraźnie brakuje kościoła. Chodzi nam tu o architekturę wsi. Kościoła jako oczywistego obiektu dominującego w pejzażu wsi.
- Już jest ziemia pod kościół. Ale budowa kościoła to delikatny temat. Zelgoszcz należy do parafii Czarnylas (gmina Skórcz) i jest problem, bo tamten zabytkowy kościół wymaga wielkich środków. Rysuje się konflikt. Miejscowi chcą mieć kościół u siebie. Tym bardziej, że do Czarnegolasu jest 5 km, a na "szago" (na skróty) 3 kilometry...
Mam też propozycję, aby odnowić cmentarz pocholeryczny. Pod koniec XIX wieku sporo tutejszych zmarło na cholerę. Taki cmentarz byłby miejscem pamięci, a nawet swojego rodzaju atrakcją turystyczną.
Not. M. G.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz