środa, 13 lipca 2011

EDMUND ZIELIŃSKI. Refleksje na temat książki o Obozinie

Z dziejów Obozina
To tytuł najnowszej książki Krzysztofa Kowalkowskiego, która w tych dniach się ukazała. Że taką książkę Krzysztof (jesteśmy po imieniu) pisze, dowiedziałem się od niego samego chyba dwa lata temu. Nawet chciałem podsunąć mu materiał o Czarnocinie, ten jednak nie mieścił się w tematyce książki. Znając Krzysztofa wiedziałem, że nie spocznie na laurach i weźmie na celownik swego pióra następną wieś naszego pięknego Kociewia.














Na spotkaniu Trójmiejskiego Klubu Kociewiaków zostaliśmy poinformowani przez pana Kowalkowskiego, że 9 lipca 2011 w Obozinie będzie miał miejsce kolejny Piknik Country, podczas którego odbędzie się promocja książki "Z dziejów Obozina". Postanowiłem z moją żonkę, że tam będziemy, zwłaszcza, że są to strony rodzinne mojej mamy, Zofii, urodzonej w 1908 i jej siostry, Agaty, w 1910. W Janinie się urodziły, gdzie mój dziadek miał gospodarstwo. Kilka lat temu rozmawiałem z ciocia Agą o Janinie, Godziszewie i Obozinie. Rozmowę naszą przezornie nagrałem na magnetofon, teraz jej fragmenty pozwolę sobie tu przytoczyć:

(…)Tam było tak pięknie. Do kościoła jeździliśmy bryczką do Godziszewa i co czwartą niedzielę do Obozina, gdzie był kościółek filialny, a majątek był własnością pani Skurowskiej*. Na religię chodziłam do Godziszewa. To było daleko i trzeba było iść przez las do Trzcińska i przez Siwiałkę - trochę się bałam. Jeden rok chodziłam z Zosią, a drugi już sama, bo jestem młodsza. Do szkoły to chodziłam w Jastrzębiu. Nauczycielem był pan Bolesław Brzóskowski. Zaczęłam chodzić, jak miałam osiem lat, bo ojczulek powiadał, że jestem takie chucherko i muszę jeszcze podrosnąć. W szkole było nas 25 dzieci. Zaczęłam chodzić u progu odzyskania niepodległości i pamiętam, że z tej okazji deklamowałam taki wierszyk - powiem go:

Wiary, wiary Ci potrzeba ukochany Polski ludu.
Wiesz, że Polska zmartwychwstała i dożyłeś tego cudu.
Nie trać wiary, drogi ludu, choćby piekło się zmówiło,
Choćby jeszcze w krwawszej doli cały naród pogrążyło.
Wierz i pracuj dla tej ziemi, w której naszych ojców kości
Modlą się prochami swymi za niewoli nieprawości.
Żadna przemoc nas nie złamie, żaden wróg nas nie pokona,
Dopóki ta wiara żywa w własnej piersi nam nie skona.

(…) Myśmy tam różne teatry w tej szkole przedstawiały. Zosia na Boże Narodzenie w jasełkach była Matką Bożą, a ja w jednym przedstawieniu byłam królewną i pamiętam swoją kwestię:
Taki stary mąż miałby być moim małżonkiem? Wolę rutę siać, aniżeli świat sobie zawiązać. Zresztą twój charakter kanclerzu jest mściwy, brudny i podstępny. Za twoją to sprawą wydał ojciec mój i król, niesprawiedliwy wyrok na Walentego...
Było tego wiele więcej, ale zapomniałam.

A kiedy po kolędzie chodził ksiądz Władysław Maternicki z Godziszewa, ciocia Aga mówiła taki wierszyk:

Kolędę mamy, dzień to radości.
Serdecznie witamy tu Jegomości.
Jegomość w swej rewerendzie*
Chodzi tu dziś po kolędzie.
Więc mu nisko się kłaniamy
I serdecznie go witamy.

Moja mama zawsze chciała odwiedzić miejsce swego dzieciństwa. Pojechaliśmy do Janina w 1980 roku na kilka miesięcy przed Jej śmiercią. Tamtego gospodarstwa już nie było. Jakaś kupka gruzu porośnięta łopianem i stare krzewy. Mama stanęła na wzniesieniu, rozglądając się po okolicy mówiła:

O tam mieszkali Kudelscy, Felscy, Han. W Jastrzębiu zatrzymaliśmy się przy szkole. - Te okna to moja klasa.

Nawet zaśpiewała piosenkę, której tu się nauczyła. Pojechaliśmy do Obozina. Z sentymentem oglądała stary kościółek i przylegający doń cmentarzyk, na którym znalazła grób swej koleżanki zmarłej jeszcze przed wojną.



Po trzydziestu latach pojechałem ponownie do Obozina, tym razem za sprawą autora książki "Z dziejów Obozina".
Sobota 9 lipca 2011, około godziny 14 zajechaliśmy przed kościółek otoczony zielenią. Oj, było gorąco tego dnia. Obfotografowałem zabytek z każdej strony i zacząłem szukać grobu mamy koleżanki. Natrafiłem na grób Szwarców, na którym luźno dostawione jest epitafium z napisem Jadwiga Szwarc 13.09.1901 - 14.02.1920. Pamiętam, że wtedy mama znalazła pojedynczy grób Jadźki. Może został skopany, a tablicę dostawiono później do grobu zmarłych rodziców? Do kościoła nam się nie udało wejść. Obiecałem sobie, że przyjedziemy tu, po uprzednich uzgodnieniach z księdzem proboszczem z Godziszewa. Wnętrze warte jest obejrzenia, zwłaszcza, że na ławkach są rzeźbione ornamenty kwiatowe przez A. Majkowskiego przypisywane motywom kaszubskim, zbliżonym do wzorów wdzydzkich. Natomiast E. Kozłowski (występuje w książce "Z dziejów Obozina") przypisuje te wzory sztuce ludowej Kociewia. Przyjadę tu z koleżankami z muzeum etnograficznego w Oliwie.



Samochód zaparkowałem w cieniu drzew i poszliśmy na obszerny, trawiasty plac, gdzie odbywała się impreza Piknik Country. Już z daleka płynęły melodie z "Dzikiego Zachodu" - bardzo je lubię. Na razie ludzi niewiele. Szukam stoiska Krzysztofa. Z dala widzę kolejkę osób z książkami w rękach - to pewnie tu, pomyślałem. Niezupełnie. Tutaj Krzysztof podpisywał swoją książkę, a kupić można ją było w "Obozin - Post". I ja ją kupiłem. Jednocześnie zwróciłem uwagę sprzedającym paniom, że powinny mieć pieczątkę pamiątkową, jak to na poczcie bywa. Przyznały mi rację i za chwilę z innego miejsca dostarczono dwie pieczątki o treści; SZERYF COUNTRY RANCZO OBOZIN - GRZEGORZ MISZEWSKI oraz COUNTRY RANCHO - OBOZIN, bez informacji o poczcie. Wędrując po placu spotkałem kilka zacnych osób. Przywitałem się z posłem Janem Kulasem, posłem Sławomirem Neumanem, senatorem Andrzejem Grzybem i prezesem Towarzystwa Miłośników Ziemi Kociewskiej panem Mirosławem Kalkowskim. Obecny na pikniku był również prezydent Starogardu Edmund Stachowicz. Widziałem dumnie obchodzącego swoje ranczo szeryfa z coltem u boku, kilku Indian obok wigwamu i damę w stroju z XIX-wiecznego Teksasu. Gromadzili się motocykliści na swych piekielnych maszynach. Na skraju rancza stał ogromny ciągnik siodłowy z amerykańskich szos. Można było zjeść chleb ze smalcem dogryzając go kwaszonym ogórkiem. Czy to też jadano na Dzikim Zachodzie? Raczej fasolę. Można było napić się piwa i innych napoi. Stał też wóz konny (szkoda, że na gumowych kołach) z uprzężą dla konia, a na tamracie (bok skrzyni) wisiała tabliczka z informacją o właścicielu -Kordowska Helena Jaroszewy. Swego czasu tabliczki te były obowiązkowe, jak dzisiejsze tablice rejestracyjne. Była loteria fantowa i mnóstwo pięknych dziewczyn.




W czasie trwania pikniku godnie uhonorowano autora książki "Z dziejów Obozina" Krzysztofa Kowalkowskiego. Otrzymał List Gratulacyjny od wicestarosty starogardzkiego Kazimierza Chyły. Pisemne i grawerowane podziękowanie złożyli: Stowarzyszenie Miłośników Obozina i Kociewia, Rada Sołecka i Koło Gospodyń Wiejskich w Obozinie.



Wracam do książki Krzysztofa. Ta 135-stronicowa książka powinna znaleźć się w biblioteczce każdego domu kociewskiego. To kolejne opracowanie dziejów kociewskiej wsi. Dotychczas ukazały się książki o Miłobądzu, Kręgu, Brzeźnie Wielkim, Barłożnie, Nowej Wsi Rzecznej, Kaliskach. Współtworzył dzieło o Mirotkach. To bardzo bogaty dorobek pana Krzysztofa Kowalkowskiego, inżyniera urządzeń komunalnych, historyka z zamiłowania. Trzeba tutaj wykazać się cierpliwością, rzetelnością i konsekwencją. Te cechy posiada nasz autor, czego dowodem są jego książki. Wertując strony książki "Z dziejów Obozina" zagłębiamy się w dzieje najdalsze do współczesnych. Możemy prześledzić początki osady i okolicznych wsi, zapoznać się z archeologią tych ziem. Dowiadujemy się z książki, że pierwsze osadnictwo w Obozinie miało miejsce 4500 - 1700 lat przed naszą erą. W burzliwe dzieje Pomorza wpisuje się również Obozin, gdzie panowali joannici i Krzyżacy. Obozin nie zawsze był Obozinem. Nazywał się Thomaswald i Locken. Czytając książkę dowiadujemy się o kolejnych właścicielach Obozina i sąsiednich wsi. Zgłębiamy historię miejscowego kościółka i roli jaką pełnił, od samodzielnego jednowioskowego do filialnego. Po 123 latach niewoli do Obozina po 125 wróciła Polska. Na terenie obszaru dworskiego Obozina mieszkało w tym czasie 420 osób w tym 18 Niemców. Jak to administracyjnie wyglądało, odsyłam do książki Krzysztofa.

4 września 1939 roku do Obozina wkroczyli Niemcy. Jakie koleje losu, upodlenia i męczarnie przechodzili mieszkańcy Obozina, dowiesz się Czytelniku z tej książki. Dowiaduję się z niej, że pierwszym sołtysem niemieckim wsi Obozin został Niemiec Han. Ten sam, który był sąsiadem moich dziadków w Janinie. Obozin stał się znów Locken.

Jest marzec 1945 roku. Wojska Armii Czerwonej gromią faszystów i nastaje wolność. Wolność jakże inna od tej panującej w II Rzeczpospolitej. Majątek został podzielony na mocy Dekretu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego (PKWN) pomiędzy chłopów, a na znacznej jego części utworzone zostało Państwowe Gospodarstwo Rolne. Później powstaje Kółko Rolnicze, a 16 lutego 1966 roku ukończono prace związane z elektryfikacją i 19 lutego zabłysło światło w domostwach Obozina, co znacznie ułatwiło życie mieszkańcom wsi.

Obozin - mała wieś, a kulturą stoi. I o tym pisze nasz autor w swojej książce. Krzysztofowi serdecznie gratuluję, a Czytelników pozdrawiam i życzę miłej lektury.
Gdańsk 12.07.2011 Edmund Zieliński


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz