sobota, 9 lipca 2011

Szlaki turystyczne są wszędzie

Przy okazji nanoszenia informacji do nowego regionalnego portalu www.chatakociewia.pl w dziale "szlaki turystyczne" powstał problem: czy pisać o wielkich szlakach PTTK-owskich, przechodzących przez Kociewie, czy o szlakach, jakie proponują osoby prawie na co dzień przemierzające swoje własne turystyczne ścieżki - albo realizując swoje pasje, albo po prostu z nich żyjąc (np. szlak konny Dicka Bosmy z Mysinka czy szlak rzeki Wdy widziany przez osoby dostarczające kajaki)? Jedną z osób, które proponują swoje własne szlaki, jest w gminie Smętowo Regina Kotłowska










Z Regina Kotłowską rozmawia Tadeusz Majewski (26.06.2007)

Gratulacje. Zrobiła pani drugi fakultet. Dotąd była pani historykiem, teraz jest pani też polonistką. Po co ten drugi fakultet?
- Teraz w szkolnictwie bywa różnie. Uczę w małej szkole w Kamionce. W jednej szkole już nie ma etatu dla historyka, więc zrobienie drugiego fakultetu było koniecznością dziejową... Mówiąc żartem - zrobiłam drugi fakultet, bo jestem jak Kwiatkowska, która żadnej pracy się nie boi... Tak, w naszej gminie szkoły zrobiły się małe z uwagi na niewielką liczbę dzieci. Jest szkoła w Kopytkowie z filią w Kościelnej Jani i Kamionka z filią w Lalkowach.

W budynku szkolnym w Lalkowach istnieje jeszcze izba muzealno-regionalna. Jest pani jej twórcą. Co będzie z nią dalej?
- Taką izbę utworzyłam też w Kamionce. Istnieje od 2000 roku, odkąd zaczęłam tam uczyć.
Więc ma pani na koncie dwie izby. I jeszcze to muzeum w domu... Ile w nich jest eksponatów?
- Około dwieście. W domu mam rozmaite kolekcje muzealne, między innymi kamienne toporki. Zalezione tutaj, we Fracy i w okolicznych wioskach, na przykład w Lalkowach na podwórku. Jeden przyniósł chłopak, jeden dał mi ksiądz proboszcz z Lalków. Mam też mnóstwo ceramiki, któej jest tu pełno. Kiedy kopaliśmy w ogródku dół po oczko wodne, natrafiliśmy na mur. Naukowcy z Gdańska przeprowadzili badania i doszli do wniosku, że to mur z wczesnego średniowiecza, a więc grubo sprzed XIII wieku. Znaleźli tutaj ceramikę, klamry itp. Ich badania potwierdziły, że na tych terenach istniała ciągłość osadnicza. Przysłali mi obrys fragmentu fundamentu budowli. Zabrali stąd ze dwa bagażniki ceramiki.

Ogromne zbiory przedmiotów to jedno. Ma pani też zbiory legend. Sama pani je tworzy?
- Sama je utrwaliłam. Zebrałam, spisałam. Te legendy są przekazywane z pokolenia na pokolenie. I tu przydają się teraz oba fakultety. Starałam się dowiedzić, ile w tym, co te legendy mówią, jest prawdy. Napisałem dwie wersje legend: jedną dla dzieci, drugą, poważniejszą, z przypisami, dla dorosłych.
A monografie?
- Napisałam monografię (prace magisterską) o szkole w Lalkowach, w której już nie pracuję, a która ma jako szkoła chyba najstarszy udokumentowany rodowód w powiecie starogardzkim. Istnieje adnotacja, że w 1417 roku uczeń tutejszej szkoły parafialnej został zapisany na uniwersytet w Lipsku. O istnieniu tej szkoły mówią też wizytacje dokonywane przez archidiakona pomorskiego w latach 1583 - 1584. Druga praca - o gotyckim kościele w Lalkowach - powstaje. Ma to być książka dla parafian.

Od pewnego czasu widać panią często z aparatem cyfrowym. Aparaty cyfrowe są niebezpieczne - można nimi robić dziesiątki tysięcy zdjęć i, bez odpowiedniej archiwizacji, się w nich zagubić. Co pani fotografuje?
- Kapliczki, pałace, cmentarze - katolickie i ewangelickie, ogólnie mówiąc - zabyki. Rzeczywiście, mam już tysiące zdjęć. Przede wszystkim z gmin Smętowo, Skórcz i Nowe. To mój najbliższy teren.

Mnóstwo eksponatów w trzech miejscach: w dwóch budynkach szkolnych i w domu. Od razu przychodzi myśl o utworzeniu...
- ...Wiem, muzeum. Tym teraz żyję. Ponoć będziemy mieli pieniądze na niszczejącą kuźnię w Lalkowach. Może tam właśnie zostanie urządzone muzeum z prawdziwego zdarzenia. To byłoby najlepsze miejsce. W szkołach, wiadomo - koniec roku, wszystko składamy w kartoniki, pakujemy... Jadę zwijać zaraz po niedzieli... Taka izba to jest poważna sprawa. Nic nie może zginąć. Każdy przedmiot jest opisany, ma metryczkę z informacją, kto i kiedy podarował.

Czy te izby muzealno-reionalne cieszą się zainteresowaniem?
- Oczywiście. Przyjeżdżają wycieczki z Rychławy, Nowego i innych miejscowości. W ogóle u nas takie izby są popularne. Wzorem dla nas jest Muzeum Ludowe w Piasecznie, które zakładał Ejankowski, na marginesie - były nauczyciel szkół w Lalkowach i Kopytkowie. To on zakładał muzeum w Piasecznie, natomiast tutaj, w Lalowach, założył na przełomie lat 40. i 50. zespół kociewski... Dokładnie znam jego działalność, bo pisałam biografie wszystkich nauczycieli, którzy uczyli w Lalkowach.



Regina Kotłowska: W dzisiejsych muzeach i w nauce historii musi być działanie.


Muzeum w tej kuźni... Ładne miejsce. Obok stawek do wybagrowania. Kuźnia to jednak ruina. Kto będzie to robił?
- Myślę, że mój mąż. Tu, w domu, też dużo robił.
Społecznie będzie robił. Nie lepiej założyć muzeum prywatne?
- Jeśli idzie o spraw biznesowe, to jestem kompletna noga.
Skąd pani wie? Sprawdzała się pani w jakimś biznesie?
- Nie.
No właśnie. To jak można mówić...
- Ale muzeum prywatne jakoś niezbyt mi pasuje. Ludzie dają eksponaty. Mówiliby, że ona chce zarobić.

A ja, ponieważ mam kilka eksponatów z tych stron, chetnie oddam je pani jako właścicielce muzeum prywatnego, niż jako kierowniczce jakiegoś muzeum o statusie tzw. społecznym. Prywatne osoby lepiej dbają o darczyńców...
- Tu mnie pan trochę zaskoczył.

Czy odważyłaby się pani na prowadzenie prywatnej, autorskiej szkoły, np. ze starymi ławkami, z muzeum, z punktem informacji turystycznej i przewodnikiem do wynajęcia po tych stronach?
- Odważyłabym się... Starą szkolną ławkę mam na strychu... Ale na takie muzeum są potrzebne pieniądze. Domu nie zastawię pod muzeum... Byłoby całkiem ładne. Każda rzecz, która by się w nim znajdowała, miałaby dokładne oznaczenia, od kogo pochodzi, każde stare żelazko... Eksponatów rzezywiście jest mnóstwo. Oprócz tego mam bogaty zbiór książek. Odziedziczyłam go po babciach. Jest mszał z 1840 roku, Pismo Święte - też z tego czasu. Mam również ręczną maszynę do szycia po babci. Ze wszystkich stron z rodziny mi coś znoszą, bo wiedzą, że zbieram.

Czy pani muzeum ściągałoby turystów?
- Przede wszystkim dzieci. Nie byłoby tak - dziecko idzie do muzeum i niczego nie może dotknąć. U mnie w muzeum mogłoby ulepić coś z gliny, zrobić ceramikę. Dzieci byłyby twórcami. Tak samo przy kamiennych toporkach. Mogłyby je tam zrobić same. Znaleźć kamień i połączyć sznurkiem z drewnem, żeby nie spadł. Albo mam tarę do prania - z drewnianą ramką dookoła. Mogłyby spróbować wyprać. To musiałby być żywe muzeum.

Niezłe pomysły.
- Ja je praktykuję w szkole. Kiedy mówię o ludziach pierwotnych, to próbujemy robić toporki w szkole. Potem z domu przynoszą lepsze... Kiedy uczę moje dzieci o bitwie pod Grunwaldem, to robię dwa miecze jak trza, szatę zakonnika z prześcieradła i inscenizacja... W dzisiejszych muzeach i w nauce historii musi być działanie.

Ostatnia sprawa. Kiedyś w rozmowie mówiłem, że byłaby pani idealnym przewodnikiem po tych stronach...
- Miałam nawet propozycję, ale z Nowego... Przewodnik musi zainteresować. Myślę, że potrafiłabym zainteresować. Tyle dookoła nas jest ciekawych rzeczy. Nawet cegły kościoła w Lalkowach o czymś mówią. Są na nich napisy - imiona - po łacinie z 1605 roku. W Lalkowach zbierało się pospolite ruszenie. Tu toczyła się też bitwa - na Wzgórzu Trzech Panów (z Frący w stronę Kopytkowa).

Trzech Panów?
- Trzech Panów, bo tam schodziły się granice panów: kopytkowskiego, jońskiego i frąckiego. W tutejszych lasach można zobaczyć, jak przebiegały granice. Po tych granicach zostały głębokie rowy, jakby wojskowe okopy, tylko szersze.

Szlaki historyczne, archeologiczne... Byłyby to szlaki piesze?
- Nie, ze względu na odległość - rowerowe. 20 kilometrów pieszo to już byłaby pielgrzymka. Często z mężem, Leszkiem, jeździmy rowerami... Albo szlak "od kapliczki do kapliczki"... Mam taką wypracowaną wycieczkę - "szlakiem majowej modlitwy". Uczniowie poznają architekturę kapliczek. Często w opracowaniach na ich temat są nieprawdziwe informacje. Na przykład o tutejszej kapliczce, we Frący. Nie stała tu od wieków, jak napisano, a od 1956 roku. Stara, którą w 1939 roku zburzyli Niemcy, stała gdzie indziej, przy drodze do Kamionki. O każdej kapliczce można długo opowiadać. Dlaczego powstała, dlaczego ją ufundowano (każda wiąże się z jakimś zdarzeniem), dlaczego tu jest św. Rocha, gdzie indziej Matki Boskie czy Najświętszego Serca Pana Jezusa. Dlaczego Matka Boska tu ma taki płaszcza, a gdzie indziej inny, dlaczego ma taki a nie inny różaniec. Są różne Matki Boskie.

Inne szlaki?
- Szlak pałaców, architektury świeckiej, w opozycji do sakralnej. Chociaż ten drugi szlak jest ciekawszy. Mamy dwa kościoły gotyckie, w Lalkowach i Kościelnej Jani, oraz neogotycki w Smętowie. Szlak z wejściem na wieżę kościoła w Lalkowach - myślę, że z księdzem proboszczem mogłabym się dogadać. O kościele w Lalkowach można by mówić ze 2-3 godziny. Zobaczyć każdą cegłę, wzory ognia po pożarze, omówić przyczyny pożarów, obejrzeć krzyże z końca XIX wieku przy kościele, m.in. ks. Kulwickiego z 1874 roku. Co ciekawe - to są lata zaborów, a napisy na krzyżach są w języku polskim... Trudno natomiast wyobrazić sobie szlak archeologiczny. Tu nic nie można ujrzeć, dotknąć. Można tylko powiedzieć, że w tym miejscu stała dawna cegielnia i że w tym wykonano popielnice, ale one stoją w Gdańsku. Owszem, można poszukać fragmenty takich urn. W moim ogródku mam ich sporo. Czasami udaje mi się dopasować ze trzy kawałki... Szlaki mogą być różne. Nawet dotyczyć drożności rzeki Jonki. To byłby ciekawy szlak krajobrazowy i historyczny. Po raz pierwszy te tereny określono podając nazwę rzeczki. W 1295 roku.
Są wakcje. Czy poprowadziłaby pani już jakąś wycieczkę grupy zorganizowanej jednym z takich szlaków?
- Bardzo chętnie. Mój numer telefonu: (058) 56 19 420.



A to rarytas dla kolekcjonerów pocztówek. Dotyczący terenu, jakim zajmuje się pani Regina - pocztówka sprzed I wojny światowej (?) przedstawia hotel na trasie Nowe Skórcz.

Dziennik Bałtycki - wydanie piątkowe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz