środa, 2 czerwca 2004

Do ostatniego klienta

Iwona Fic znowu nas zaskoczyła. W ubiegłym roku prowadziła w Zblewie komis. W tym roku otworzyła w wydawałoby się najmniej do tego nadającym się miejscu bar

W centrum Borzechowa jest krzyżówka. Jedna z odnóg ciągnie na Osieczną. Jedziemy tą odnogą. Przed sama Pazdą (należącą już do sołectwa Mały Bukowiec) kompletne zaskoczenie. Po prawej stronie szosy, przed kilkoma nowymi domami, stoi sobie letni bar. Jak wygląda? Polowo. Najpierw ładnie ogrodzony parking, za nim wielki namiot z siedziskami, no i zasadnicza część, czyli wóz barowy, barakowóz czy jak mu tam. W okienku znajoma twarz - to Iwona Fic, która w ubiegłym roku zaskoczyła nas niekonwencjonalnym podejściem do smolbiznesu. Przy niej Oskar i Jagoda. Pomagają. Oskar na przykład pałaszując kiszonego ogórka. Żywa reklama. Od razu mówisz: "Proszę kiszonego ogórka". I masz - z frytkami i keczupem.

Jeszcze Borzechowo

To rzuciła pani komis w Zblewie? Biznes się nie sprawdził?
- Nic podobnego - mówi charakterystycznym głosem z lekką chrypką pani Iwona. - Nadal mam w Zblewie komis. Jest tam po prostu sprzedawczyni. A teraz zrobiłam ten bar, gdyż mieszkam tu, naprzeciwko.
Po chwili dywagacji na temat geografii dochodzimy do wniosku, że jednak to jeszcze Borzechowo (Kociewska 17a), a nie już Bory Tucholskie z Pazdą jako przyczółkiem. Pani Fic mieszka tu od dwóch lat w nowym budynku.

Pomysł z K-2

Skąd pomysł? - W zeszłym roku w Borzechowie był bar K-2 Krzysztofa Langowskiego. Bywałam tam, podobało mi się. Ludzi się poznawało, miło czas się spędzało. - W bilarda się zagrało - rymuje dalej mały Oskar. - W K-2 przewijało się około 60 osób dziennie. A kiedy była impreza, a była raz w tygodniu, to znacznie więcej. Pytałam Krzysztofa, czy w tym roku otwierają. Powiedział, że nie. Wiec zapytałam się w duchu, dlaczego nie ja...

Pytała pani, czy otwiera? Dlaczego? Przecież mamy kapitalizm, wolny rynek, wolną amerykankę, konkurencję itepe. Dziwne podejście.
- A pytałam. Dziwne podejście? Nie chciałam konkurować, bo się przyjaźnimy. Niby interes interesem, ale trzeba mieć jakieś zasady.
Pan Langowski w centrum Borzechowa wznosi podobno hotel...
- Nie wiem, czy to będzie hotel, czy pensjonat. Miał być ośrodek rehabilitacyjny.

Tymi "ręcami"

Czasy mamy takie, że nic tylko śpiewać znany hymn "Biznes jest to nasz ostatni"... Pani jednak idzie do przodu. Kto to postawił?
- Ja od podstaw. Tymi "ręcami" też. Oczywiście mąż Adam, dziadek Stanisław. - Ja pomagałem - dodaje znowu dzielny 8-letni Oskar. - Sam bar stoi na trelince. Namiot jest duży, 10 na 6 metrów. Dzisiaj czekam na bilard. Jest parking, zajazd, palenisko na ogień, pole namiotowe. Kilka dni temu było otwarcie...
Jest też flaga. Ale jakaś dziwna? Ani to polska, ani unijna? Sowiecka?
Iwona Fic śmieje się. - Z tą flagą to było tak. Znajomy mi poradził, żebym zamontowała maszt i powiesiła flagę - jakąkolwiek. Bo flaga zwraca uwagę. I powiesiłam flagę jakiejś firmy.
Otwarcie było wielkie
Przybyło grubo ponad 300 osób. 22 maja. Przyjechała dziewczyna ze Zblewa Dorota Spikowska, urządziła dzieciakom darmowe przejażdżki końmi. Bryczka też była darmowa. Dawaliśmy gratis kiełbaskę i przy zakupie dwóch piw trzecie gratis. Muzyka grała do godziny 4 rano. Zespół Best. Dwóch chłopaków ze Starogardu.
Od której do której bar jest otwarty?
- Jest napisane na namiocie: CZYNNE OD GODZINY 10 DO OSTATNIEGO KLIENTA.
I, jak widać, już jest pani zadowolona...
- Na razie nie ma większych przychodów, bo było zimno. Od wczoraj jest ciepło i klienci już się pojawiają. Wczoraj była dyskoteka. Ludzie przyszli z Osowa Leśnego, Małego Bukowca, nawet z Bytoni.

Co dalej?

Co dalej, pani biznesłomen?
- To jest, wiadomo, bar sezonowy. Ja marzę otworzyć typowy pensjonat, z barem na stary styl w piwnicy. Ale nie tu. Gdzieś na uboczu. Chciałabym coś takiego kupić.

Wędrujemy dzisiaj szlakiem dzielnych inicjatyw. Pytamy też o koszt inwestycji. Ile pani na to potrzebowała? I czy nie boi się pani ryzyka?
- Kolega zawsze mi mówi: "Ty to masz odwagę"... Mam. Koszty? Wcześniej tę działkę dzierżawiłam. W momencie otwarcia właścicielka zaproponowała, żebym ją kupiła. Ma 1150 metrów kwadratowych. Dałam 11 tysięcy. Za namiot plus bar i wyposażenie - 10 tys. zł i na otwarcie, czyli na pierwszy zakup towaru 8 tys. zł. To nie jest nawet na dobry samochód. A ryzyko? Jeżeli interes nie wyjdzie, pieniądze i tak mi się zwrócą, bo zawsze zostanie dla dzieci działka.

Powodzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz