środa, 23 czerwca 2004

Rynkówka. W świetlicy

Trzy lata temu pisaliśmy na przykładzie Jabłówka i Mirotek o świetlicach. Różnie - w związku z brakiem środków - próbowano ten temat rozwiązać. W sołectwach gminy Smętowo świetlice mają się dobrze i spełniają bardzo ważną rolę. Gdyby tak jeszcze te płace...

Czwartek. W Rynkówce sklep już zamknięty. Wieś to malutka i wydawałoby się, że wszystkie dzieciaki powinny siedzieć przed telewizorami bądź bawić się na swoich podwórkach. Nic podobnego. Przed drzwiami budynku Ochotniczej Straży Pożarnej pod - powiedzmy tak srogo - nadzorem Elżbiety Klejny bawi się kilkoro dzieci.

Pani Ela zaprasza nas do środka budynku OSP, gdzie świetlica znalazła miejsce. Żałuje, że akurat źle trafiliśmy, gdyż sporo dzieciaków pojechało na imprezy do Skórcza. Ale i tak jest grupka, a zatem możemy porozmawiać i porobić zdjęcia.
Zajęcia odbywają się tu cztery razy w tygodniu po 3 godziny, czyli w tygodniu 12 godzin. W sobotę nie ma.

- To, czy będą w sobotę, zależało ode mnie. Postanowiłam, żeby ich w ten dzień nie było - wyjaśnia pani Elżbieta. - Po prostu w weekendy raczej nie powinno ich być, bo dzieci przeważnie się gdzieś z rodzicami rozjeżdżają.
Świetliczankę zatrudnił od września ubiegłego roku Gminny Ośrodek Kultury, Sportu i Rekreacji w Smętowie na umowę zlecenie. Czyli co miesiąc GOKSiR podpisuje z nią umowę. Niestety, nie otrzymuje ZUS-u. - Po prostu nie mają funduszy - rozumie gminę pani Klejna.

Bardzo lubi tę pracę. A dzieci lubią ją. Na zajęcia przychodzi ich średnio dwadzieścioro dziennie. - A na Dzień Dziecka było 70 paczek, czyli siedemdziesięcioro dzieciaków Przychodzą te najmłodsze, od 3 do 12 lat, ale są też i 15-latki. I nie tylko z samej zwartej części Rynkówki. Nasze sołectwo jest rozległe. Poza tym przychodzą nawet te z Kamionki. Z samej wsi na pewno przychodzi połowa wszystkich dzieciaków.

Co im się tutaj najbardziej podoba? - pytamy.

- Robimy na przykład wypady w plener. Miesiąc temu do Bukowin. Niby tylko 2 kilometry od nas, ale to była dla nich cała wyprawa - opowiada pani Ela. - Odwiedziły gospodarstwo, hasały po łąkach, napiły się mleka od krowy, bawiły się w podchody.

Podchody, co ustalamy po krótkiej rozmowie z małolatami, to dla nich zabawa numer jeden. Można je urządzać wszędzie, również przy remizie, a nawet w samym pomieszczeniu świetlicy. Zasady są proste. Dzieli się dzieciaki na dwie grupy. Jedna grupa chowa karteczki, druga ma je odnaleźć. Oczywiście są też zajęcia plastyczne, kolorowanki, gry planszowe. Chłopcy grają chętnie w piłkę nożną na placyku za remizą.

Jedna z dziewczynek, istna blond Wenus, przynosi koszyczek z papieru. Pokazuje go bez słowa, nieco zawstydzona. - Organizujemy rozmaite uroczystości. Na Dzień Matki dzieci wręczały własnoręcznie wykonane koszyczki.

Czy długo będzie pani tak pracowała na zlecenie? - pytamy.

- Jak długi się da. To odpowiednik jednej czwartej najniższego etatu, ale zawsze coś. Przede mną były dwie panie. Zdobyły wyższe wykształcenie i teraz pracują na etatach w świetlicy w Smętowie. Otrzymały kartę nauczyciela. Chciałabym tak też.

A teraz mówią dzieci.

Mateusz: - W remizie jest lepiej niż siedzieć w domu. Lubię tu grać w piłkę.

Blond Wenus - Paulina woli się wypowiedzieć demonstrując ćwiczenia ze skakanką. - Lubimy skakankę, grę w gumę i siatkówkę - dopowiada któraś z dziewcząt.

- One już stoją koło domu, jak się zbliża 15.00. I ponaglają: "Proszę pani, już idziemy...".

Na podstawie tekstu zamieszczonego w tygodniku Kociewiak - środowe wydanie Dziennika Bałtyckiego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz