Byłe Państwowe Gospodarstwa Rolne to z jednej strony ruiny budynków gospodarczych, gdzie z powodzeniem można by nagrywać filmy "tuż powojenne". Z drugiej strony to też tereny uważnie penetrowane przez "łowców pałaców".
W naszym powiecie większość pałacowych obiektów została już przewłaszczona (z różnym skutkiem), ale kilka ich jeszcze zostało. Między innymi ogromny pałac w Kopytkowie - choć tu sytuacja jest dziwaczna: w Urzędzie Wojewódzkim mówią nam, że dwa lata temu został sprzedany, wójt gminy Smętowo Jerzy Zieliński twierdzi natomiast, że sprzedaż unieważniono, gdyż chciała go kupić osoba nabywająca pałace hurtem na zlecenie (czyje?). Jest jeszcze do kupienia całkiem interesujący pałac w Leśnej Jani z otaczającym go parkiem.
Kierownik byłego PGR-u w Leśnej Jani uważa, że zarówno pałac, jak i obok stojący budynek, który służył dziedzicowi za letnią rezydencję dla gości, nie są w najgorszym stanie.
- My nadzorowaliśmy, jak tylko było to możliwe. Dachy są zreperowane. Jest wszystko zabezpieczone. Poważniejszy remont czegoś takiego wymaga ogromnych środków. A nas na to nie stać. Na sto procent wszystko jest zabezpieczone, a o to chyba głównie chodzi. Latem ogród jest zadbany, koszona trawa. Jest tu naprawdę ładnie. Najważniejsze, że udało się opanować proces niszczenia. Ludzie nie wycinają drzew w parku, a były próby. Obiekt miał być sprzedany 2 lata temu, niestety, nabywca się odmyślił. To są skutki nie do końca przemyślanych decyzji. Rozwalenie PGR-ów to był duży błąd. O przedsiębiorstwach, o ich istnieniu czy likwidacji powinien zawsze decydować wynik ekonomiczny, a nie inaczej.
Od 1 lutego 2003 oba obiekty przeszły na własność Agencji Własności Rolnej, ta czeka na kupca.
W latach istnienia PGR-u w pałacu na parterze znajdowały się biura, na piętrze mieszkali pracownicy. W roku 1993 na parterze utworzono kaplicę. Ksiądz z Kościelnej Jani odprawia co niedzielę dla 100 - 120 wiernych mszę. Obowiązki kościelnego pełni Władysław Manuszewski.
- Ja byłem wtedy najstarszym pracownikiem PGR-u - opowiada pan Władysław. - Zwróciłem się wtedy do dyrekcji Kombinatu w Kopytkowie o pozwolenie na urządzenie tej kaplicy. Załatwiliśmy i jest do dziś.
- Tak, mąż jest kościelnym, a wszystkie obowiązki spadają na mnie. Zawsze ktoś da parę groszy, to kupimy świece, kwiaty. Trzeba też wyprać i wyprasować obrusy. Jest z tym trochę roboty, ale to cieszy - dodaje pani Manuszewska.
Również na parterze do ubiegłego roku mieściła się Gminna Biblioteka Publiczna. Przeniesiono ją do Kopytkowa.
Na piętrze pałacu jako jedyny mieszka Tadeusz Siejka. Zajmuje trzy pokoje, kuchnię i łazienkę, którą aktualnie remontuje. W PGR-e przepracował 20 lat. Dziś jest bezrobotny. - Kiedyś mieszkał tu najważniejszy dziedzic, a dziś taki pałac nie ma właściciela! Agencja szuka kupca, ale czy znajdzie? Musi to być przecież ktoś z dużą kasą - mówi z troską w głosie pan Tadeusz.
Oby kupiec znalazł się jak najszybciej, dokonał potrzebnego remontu, inaczej pozostanie z tak ładnych budowli ruina. A może tak jak we Frący pozostanie tylko park, a pałac jedynie na starej fotografii?
Na podstawie Tygodnika Kociewiak dodatku do Dziennika Bałtyckiego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz