środa, 2 czerwca 2004

Smętowo - Zygfryd Piotrowski, organista

SMĘTOWO GRANICZNE. Uważał się za wybrańca losu
Zmarł smętowski organista

- Pracował w Smętowie jako organista i zakrystian 40 lat, ze mną lat 7. To on wprowadził mnie do tej parafii. Dbał o mnie i o kościół. Jestem mu ogromnie wdzięczny - mówił m.in. w homilii ks. proboszcz Zdzisław Osiński.

Jak bardzo ceniona była praca Zygfryda Piotrowskiego, jak ważny był dla społeczeństwa Smętowa i okolicznych wsi, świadczą nie tylko ciepłe słowa księdza proboszcza, ale zapełniony kościół podczas mszy żałobnej oraz morze kwiatów na jego mogile. Organista Piotrowski pracował z ogromnym zapałem. Poświęcał kościołowi bardzo dużo czasu. Śpiewem i grą uświetniał każdą mszę i okolicznościowe nabożeństwa, śluby i pogrzeby. Założył piękny kilkunastoosobowy chór i systematycznie z nim pracował. Pomagał mu w tym nieodłączny przyjaciel, członek chóru, a także jego solista Jerzy Chrzanowski. Śpiewali i grali razem kompozycje Moniuszki, Schuberta, Mendelssohna, Gunoda. Jak bardzo ceniony był chór, świadczą słowa ks. proboszcza. - Chórzyści śpiewali jak profesjonaliści. Zadawano mi niejednokrotnie pytanie: "Skąd sprowadziłem tak dobrych śpiewaków?". Ludzie nie wierzyli, że to miejscowy chór.

Zygfryd Piotrowski urodził się w 1934 r. w Lubichowie. Swoje muzyczne zainteresowania odkrył dopiero po ukończeniu szkoły podstawowej. Prawdopodobnie je odziedziczył, gdyż jego rodzina ze strony ojca była bardzo muzykalna. Stryjowie grali na akordeonie i trąbce. Zygfryd do nauki wybrał organy, choć grał również na pianinie i fisharmonii.

Jako 14-letni chłopiec zaczął dojeżdżać z Lubichowa do Tczewa, gdzie doskonalił swój warsztat muzyczny u prof. Kazimierza Piskorskiego, nauczyciela tamtejszej Szkoły Muzycznej.

Pierwszą pracę wykształconego organisty podjął jako 18-letni młodzieniec w kościele p.w. św. Rocha w Osieku. Jeszcze dziś jubilaci, którzy przeżyli w małżeństwie 50 lat (np. państwo Podjaccy), wspominają jak pięknie śpiewał na ich ślubie. W Osieku pan Zygfryd poznał swoją późniejszą żonę, córkę piekarza Marię Rybakównę, absolwentkę Liceum S S Urszulanek w Gdyni.

Po wojsku pan Zygfryd podjął pracę w kościele Najświętszej Maryi Panny w Gdyni. Miasto jednak mu nie odpowiadało. Marzył o powrocie na wieś. Udało się. O wakacie w smętowskiej parafii dowiedział się od lubichowskiego księdza proboszcza. Wtedy nie zdawał sobie sprawy, że wiąże się zawodowo na 40 lat. Za swoją pracę został odznaczony Dyplomem Uznania i Listem Pochwalnym z Wydziału Organistowskiego Kurii Biskupiej w Pelplinie, w którym dyrektor ksiądz Jerzy Deja dziękuje Zygfrydowi Piotrowskiemu za dobrą współpracę z księżmi proboszczami i wiernymi. Najbardziej jednak cenionym przez pana Zygfryda odznaczeniem był Medal za Zasługi dla Diecezji Pelplińskiej. Jego wysiłek i długoletnią, sumienną pracę docenił sam biskup pelpliński Jan Bernard Szlaga. P. Piotrowski odszedł na emeryturę, bo był chory. Kiedy odwiedziliśmy go przed dwoma laty, wspominał, jak jest szczęśliwy, ponieważ było mu dane przez 45 lat wykonywać pracę, którą uwielbiał, która była jego hobby, a nie każdemu jest to dane. Czuł się wybrańcem losu.

Kolejną jego chlubą było dwoje dzieci, które wychował, wykształcił, które wyrosły na dobrych ludzi, którym wpoił system etyczny, jaki wypływał z wyznawanej przez niego religii katolickiej. No i troje wnucząt, o które był spokojny, bo wiedział, że ich rodzice wychowają je w podobny sposób.

Teresa Wódkowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz