środa, 2 czerwca 2004

Strusie w Borzechowie

BORZECHOWO (GM. ZBLEWO). Kiedy zainwestujesz w strusie, pierwsze pieniądze możesz obejrzeć za 3 lata. Możesz, bo ryzyko w tej branży jest równie duże, jak ryzyko wynikające ze spotkania ze strusim samcem w okresie godowym

Ale jaja!
Ulica Szkolna w Borzechowie, blisko ogrodu dendrologicznego w Wirtach, blisko Jeziora Borzechowskiego. Leszek Bąkowski akurat kosi trawę w miejscu, gdzie pójdzie spacerowa droga od szosy do fermy. Odrywa się od pracy, dzwoni po wspólnika Darka Chołowińskiego. Po chwili rozmawiamy.
Hodowla istnieje już dwa lata. W zamierzeniu jej założycieli od początku miała być miejscem wzbogacającym sołectwo Borzechowo o atrakcje turystyczne. Przypomnijmy - jest tu ogród dendrologiczny, ośrodki wczasowe nad Jeziorem Borzechowskim, trzy kwatery agroturystyczne, Pensjonat pod Jeleniem. Do tego powstaje ośrodek turystyczny w byłej szkole i najprawdopodobniej hotelik koło kwatery pani Druszkowskiej. Powstaje wreszcie wielkie osiedle wczasowe miedzy jeziorem a właśnie ul. Szkolną. Wróćmy do strusi.
- Zaczynałem od 25 sztuk tygodniówek - mówi pan Leszek. - Teraz jest 11 (w tym 5 kur). Ryzyko? Ludzie różnie mówią, ale dla mnie połowa podczas "rozkręcania" takiej hodowli na pewno musi paść. To są konkretne straty. Dość powiedzieć, że już duży struś kosztuje od 2,5 tys. złotych. Nam padały małe i ze trzy duże.
Prace nad realizacja koncepcji trwają. Teraz jest porządkowany teren - przejście do fermy. Ma być kawiarenka ze struśburgerami, kawa, herbata. Może uda się to zrealizować w tym roku. W ten sposób przybędzie nowy, ciekawy punkt gastronomiczny. Zresztą nie tylko jeden - w Wirtach też ma stanąć budka z małą gastronomią.
Docelowo ma to być gospodarstwo agroturystyczne, ale na razie bez noclegów.
;@ Nie boją się panowie ryzyka?
- Coś trzeba robić - krótko stwierdza pan Bąkowski. - Jedno się nie uda, to trzeba robić drugie. (Pan Leszek prowadził w swoim domu sklep.) Usiąść i brać kuroniówkę to każdy może. Ten rok zadecyduje. Tu nic się nie da zaplanować. Wszystko zależy od tego, jak będą znosić jaja. Strusie niosą od wiosny do jesieni około 45 jaj. Z tego mogą się wykluć nowe, ale niekoniecznie. Na przykład te jaja mogą zjeść same strusie (też lubią jajecznicę - śmiech) albo mogą być puste, niezapłodnione. Na razie w ten biznes się wkłada. To jest inwestycja.
- Dobrze, że realizujemy to wspólnie, bo jeden by nic nie zrobił - zauważa pan Darek.;@ A to "ryzyko" ile już panów kosztowało? Nie mówmy o złotówkach, bo teraz to każdy zagląda drugiemu do kieszeni. Ile kosztowało powiedzmy w samochodach przeciętnej klasy?
- Jeden już poszedł. Ale dobrej klasy.
;@ Dzisiaj same strusie już nie robią wrażenia. W samym powiecie mamy pięć ferm. W Nowym Bukowcu, w Bytoni, Jabłówku, u was i ma też w gminie Skarszewy pan Armatowski. Czy zaproponujecie coś nowego?
- Może pole namiotowe. Na razie najważniejsza jest gastronomia. Ktoś tu będzie przejeżdżał, zatrzyma się, zje sobie coś na ciepło ze strusia.
;@ A panowie już posmakowali strusiego mięsa ze swoje fermy?
- Tak. Jeden złamał nogę i trzeba było go ubić. Jak złamie, nie da się już nic zrobić, bo struś ma "dmuchane" kości, zupełnie i jak u konia.
Dzieci pana Leszka wyjmują z zamrażarki strusie jaja. Mamy akurat okres, kiedy strusie się niosą. Jajo kosztuje około 50 złotych, ale czy się opłaca sprzedawać? Chyba lepiej zrobić drogą jajecznicę, która w cudowny sposób bardzo zbija cholesterol, a sprzedaż samą wydmuszkę (czy raczej wydmuchę).
- Kiedy ruszy gastronomia, zrobimy miejsce spacerowe. Będzie stawek z wysepką. Ale najpierw te strusie muszą zarobić.
Przy okazji pan Leszek kpi sobie z wypowiedzi różnych hodowców tych wielkich ptaków, którzy mówią, że one nie są aż tak niebezpieczne. - Do roku to ja mogę do nich wchodzić. Po roku nie ma szans. Ten ptak potrafi zabić lwa. Ma doskonały słuch i wzrok. Widzi na kilka kilometrów. Nikomu nie radze wchodzić.
;@ Pan, panie Leszku, jest w radzi sołeckiej. Jak pan ocenia tempo zmian w miejscowości, która według mnie będzie stolicą turystyczną powiatu (nie Osiek, nie Ocypel)?
- Ważne, że sołectwo zostało przekształcone na rekreacyjne. Nie jest to już wioska o charakterze rolniczo-gospodarczym. Każdy teraz może otworzyć gospodarstwo agroturystyczne. Uważam, że prawie każdy zajmie się tutaj turystyką. A rolników zostanie dwóch.

Zdjęcie

1. Leszek Bąkowski i Darek Chołowiński - dobrze, że ryzyko rozkłada się na dwóch.

2. Synowie Jakub, Michał i Szymon ze strusimi jajami. Najcięższe waży 1,5 kg.

PS. Na stronie gminy Skórcz (Barłożno) pokazaliśmy człowieka z pielakiem (urządzenie do pielenia). Hodowcy strusi wytłumaczyli nam, że pielak tak dych rychtyk po naszamu kuloncz. Dziękujemy za wyjaśnienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz