niedziela, 25 września 2005

Brat świętej zakonnicy

Jarmark Dominikański w Gdańsku to największa impreza handlowa w Europie. Jego wyjątkową atrakcję stanowi "perski rynek". Można tam kupić niemal wszystko. Nawet pożółkłe przedwojenne gazety. Warto je przeglądać, bo obfitują w różne ciekawe publikacje. Jak choćby ta z 1937 roku, o zapomnianym czynie ks. Pawła Jana Wieckiego. Rodzonego brata oczekującej na beatyfikację s. Marty Wieckiej, zwanej "Świętą Zakonnicą z Ziemi Skarszewskiej".






O s.Marcie zdań kilka

Przyszła na świat w Nowym Wiecu (gmina Skarszewy) w 1874 roku. Ochrzczona w starym kościółku w Szczodrowie, pierwszą komunię św. przyjęła w skarszewskiej farze. Wybrała życie zakonne i jako Siostra Miłosierdzia poświęciła je Bogu i bliźnim. Niosła pomoc chorym i potrzebującym do ostatnich dni swego krótkiego żywota.

W wieku 30 lat pracując w szpitalu w Śniatynie (Ukraina) dobrowolnie zastąpiła młodego człowieka, wyznaczonego do przeprowadzenia dezynfekcji izolatki po chorej na tyfus kobiecie. Siostra Marta Wiecka zdawała sobie w pełni sprawę z ryzyka zakażenia. Narażając się na śmierć chciała uchronić człowieka, który zwierzył się jej, iż niedawno założył rodzinę i został szczęśliwym ojcem.

Postąpiła podobnie jak kilkadziesiąt lat później o. Maksymilian Kolbe idący na śmierć w zastępstwie młodego współwięźnia, który rozpaczliwie pragnął przetrwać wojnę i żyć dla swojej rodziny. Zarażona tyfusem s. Marta zmarła po kilku dniach. Pochowano ją na cmentarzu w Śniatynie. Przy grobie s. Wieckiej wierni różnych wyznań i narodowości doznają za jej pośrednictwem rozlicznych łask i uzdrowień. Dla nich, tam, na Ukrainie, jest to "Matuszka", która wszystkim "dopomahaje".

Podobnymi łaskami s. Marta obdarza swoich rodaków, którzy zwracają się do niej z ufnością. Na Kociewiu znają ją niemal wszyscy i nazywają "Świętą Zakonnicą z Ziemi Skarszewskiej". Mało kto jednak słyszał o wyjątkowych czynach jej młodszego brata ks. Pawła Jana Wieckiego - posiadającego w okresie zaborów obywatelstwo austriackie i pracującego w Archidiecezji Lwowskiej. Przypomniała nam o nich zapomniana publikacja z przedwojennej gazety.

W obronie polskości

Podczas tegorocznego Jarmarku Dominikańskiego udało mi się zakupić sporo pamiątek związanych z przeszłością Kociewia. Głównie starych zdjęć, dokumentów i widokówek. Na jednym ze stoisk, w stercie podniszczonych gazet z okresu międzywojennego, znalazłem niezwykle rzadki dodatek do "Gazety Kartuskiej" - tygodnik "Kaszuby" z 28 sierpnia 1937 r. Znajduje się w nim artykuł pułkownika Władysława Koczorowskiego pt. "Zapomniany czyn bohaterskiego księdza - Kaszuby". Publikacja ta poświęcona jest bratu s. Marty Wieckiej - ks. Pawłowi Janowi Wieckiemu. W artykule znajduje się aktualny i dziś apel autora:


"Ponieważ ks. kanonik prof. Wiecki, emerytowany katecheta, zamieszkały obecnie w Starogardzie, jest człowiekiem bardzo skromnym i nie lubi wiele o swych zasługach mówić, byłoby może bardzo wskazane, aby o zasługach tego działacza i kapłana tutejsze społeczeństwo się dowiedziało..."

Ks. Paweł Jan Wiecki z Nowego Wieca (1878-1970) w 1912 roku pracował w Rudowcach na Bukowinie. W miejscowości tej, znajdującej się pod zaborem austriackim, zajmował się patriotycznym wychowaniem polskiej młodzieży szkolnej. Nie podobało się to nauczycielom narodowości niemieckiej, którzy prześladowali i poddawali karze chłosty dzieci pobierające naukę u ks. Wieckiego. Kapłan nagłośnił sprawę przez polskich posłów w parlamencie austriackim we Wiedniu.

Wywołało to ogromne poruszenie i oburzenie społeczności międzynarodowej na takie traktowanie polskich dzieci. Niestety, nie obyło się bez szykan i licznych procesów sądowych wytoczonych ks.Wieckiemu, z których w końcu wyszedł on obronną ręką.
"Przez tak odważne wystąpienie tego kapłana w sprawie polskiej został duch ludności polskiej we wszystkich trzech zaborach pokrzepiony i do nieustannej walki niepodległościowej pobudzony. Prasa polska rozpisywała się w roku 1912 bardzo szeroko na ten temat jako o wydarzeniu o dużym znaczeniu." - napisał pułkownik Koczorowski.


Z równą determinacją podejmował ks. Wiecki obronę kościoła katolickiego przed atakami Zjednoczenia Niemieckich Akademików w Austrii, w ostrej formie zarzucając im "praktyki niemiecko-masońskie". Znów wytoczono mu serię procesów sądowych, w których i tym razem zwycięstwo było po jego stronie.

Woda na młyn ks. Wieckiego

"Również na Pomorzu za czasów zaborczych nie obyło się bez ataków na ks. Wieckiego" - podaje pułkownik Koczorowski. Pewnego razu kapłan wracał od swoich rodziców z Nowego Wieca do Lwowa i zatrzymał się w Grudziądzu. Jadąc tramwajem zagadnął w języku polskim siedzącego obok Niemca (jak się później okazało - naczelnika stacji kolejowej w Grudziądzu).



Doprowadziło to Niemca do takiej furii, że ubranego w sutannę ks. Wieckiego nie tylko "ciężkimi obelgami i wyzwiskami obrzucił, ale go czynnie znieważył". Sprawa trafiła do sądu. W procesie karnym napastnik, mimo swej wysokiej pozycji, został przykładnie ukarany.
Polskie środowiska patriotyczne wszystkich zaborów nagłośniły ten incydent jako jaskrawy przykład prześladowań Polaków i katolików w prowincji pruskiej. Jak podaje Koczorowski: "Oburzenie polskiego społeczeństwa i duchowieństwa było na Pomorzu, a nawet zagranicą ogromne."

Analizując to wydarzenie nasuwa mi się mnóstwo wątpliwości, których zupełnie nie miał autor artykułu z 1937 roku. Otóż miejscem zdarzenia był silnie zgermanizowany Grudziądz, mający czysto niemiecki charakter. W mieście "polskich napisów nie widziało się wcale, a język polski słyszało się bardzo rzadko."

W Grudziądzu znajdował się garnizon niemiecki liczący 7000 żołnierzy, z wielką liczbą oficerów i urzędników wojskowych z rodzinami. Na każdym kroku niemieckie szyldy, flagi i mundury. I w tej twierdzy prusactwa ubrany w sutannę 34-letni ks. Wiecki, posługujący się dobrze językiem niemieckim, próbuje nawiązać rozmowę w języku polskim. Niewątpliwie zdawał sobie sprawę, jak znienawidzeni przez Prusaków byli polscy księża. Za to, że z ambon i przez katolickie pisma rozbudzali polskiego ducha narodowego na niespotykaną wcześniej skalę.

Obrazilibyśmy ks. Wieckiego, zaprawionego w bojach o prawa swojego narodu, posądzając go o naiwność. Przecież nie mógł pomylić Grudziądza - ostoi prusactwa - z przyjaznym Polakom Krakowem. Biorąc to pod uwagę nie można wykluczyć, że ks. Wiecki w sposób przemyślany pomógł przypadkowi. W imię wyższych narodowych celów.

Zauważmy, że kapłan ten w mistrzowski sposób zawsze potrafił wykorzystać wszelkie nastroje antypolskie do nagłośnienia sprawy we wszystkich zaborach. A pokazywanie krzywd polskiego duchowieństwa katolickiego było znakomitym sposobem do wywołania powszechnego oburzenia, nie tylko wśród rodaków. Jako obywatel austriacki mógł ks. Wiecki "poruszyć wszystkie sprężyny, aby całemu światu pokazać, jak traktuje się księży Polaków w kulturalnych Niemczech." Zadanie to wypełnił perfekcyjnie.

Epilog

Po wybuchu II wojny światowej życie bohaterskiego kapłana zawisło na włosku. Być może tylko opiece duchowej s. Marty zawdzięczał ks. Wiecki fakt, że informacje zawarte w artykule z 1937 roku nie dotarły do hitlerowców. Z pewnością ks. Wiecki nie doczekałby wtedy wyzwolenia. Szczęśliwie jednak uniknął najgorszego. Otrzymał nawet zezwolenie władz niemieckich na pracę duszpaterską w Starogardzie. Mógł swobodnie odwiedzać swoich przyjaciół we Wiedniu i odprawiać tam msze. Po wojnie ks. Wiecki związany był z parafią św. Mateusza w Starogardzie. Nadal zbierał świadectwa nadzwyczajnych łask i uzdrowień za przyczyną s. Marty. Zabiegał też u wyższych władz duchownych o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego swojej siostry. Zmarł w Starogardzie 6 czerwca 1970 roku w wieku 92 lat.
Edward Zimmermann

Zdjęcia
1. S. Marta Marta Wiecka na tle skarszewskiej fary, w której przyjęła pierwszą komunię św. Repr. Edward Zimmermann

2. Niepublikowane wcześniej zdjęcie Ks. Pawła Jana Wieckiego, wykonane w latach trzydziestych ubiegłego wieku. W tym czasie ks. Wiecki mieszkał już na stałe w Starogardzie. Zbiór i foto. repr. Edward Zimmermann

3. Publikowane po raz pierwszy zdjęcie z początku XX w. przedstawia ks. Pawła Jana Wieckiego z rodziną przed domem w Nowym Wiecu. W tym domu przyszła na świat s. Marta Wiecka i jej brat ks. Paweł Jan. Zbiór i foto repr. Edward Zimmermann

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz